Czy to mysz, czy człowiek?
Opowieści o tym, jak to zwierzęta obdarzone ludzkimi cechami sobie żyją, jest wiele. Wystarczyłoby wspomnieć choćby cykle takie jak O czym szumią wierzby Kennetha Grahame'a czy Wojownicy Erin Hunter. Wszystko prawdopodobnie przez to, iż obdarzone ludzkimi cechami zwierzęta, nie tylko doskonale parodiują nas samych, lecz przede wszystkim świetnie odzwierciedlają nasze wady, głupotę naszego postępowania. Wszystkie nasze, zdawałoby się tak przemyślane, postępki, wydają się być niczym w zderzeniu z potęgą przyrody. Zwyczajnym życiem. Mocą i siłą natury. Tak więc autor cyklu Redwall, Brian Jacques, nie jest w tej gestii prekursorem, jednak jest na pewno nadzwyczaj intrygujący i wart skupienia na nim uwagi. Jego cykl Redwall, którego drugim tomem jest właśnie Mattimeo, wkradł się jakby tylnymi drzwiami, tudzież mysią norką, na półki księgarń. Bo też jest to historia myszy od dawna zamieszkujących opactwo Redwall. Jednakże myszy specyficznych. Zakonników, których reguła poparta jest nie tylko bogatą
historią, mitami i wielkimi tajemnicami, lecz przede wszystkim kieruje się pokojem i pomocą każdemu, kto jej potrzebuje. Historia myszy, ale nie tylko. Też opowieść o innych, leśnych, wolnych stworzeniach, które opactwo wzięło pod swe opiekuńcze „skrzydła”. Opowieść zarazem o samym opactwie, jego przepastnych murach, ale też o otaczających go lasach, w których pomieszkują dziwnie znajome osobowości.
Od czasów sławetnej Bitwy o Redwall właściwie niewiele się zmieniło. Upłynął tylko czas. Nasi bohaterowie, podobnie jak i ludzie, starzeją się. Niektórzy, tak dobrze nam znani, przeszli już w stan wiecznego spoczynku, inni znowu wybili się w górę. Jednak chyba najważniejsze jest teraz to nowe pokolenie, które właściwie przejęło władzę w opactwie oraz okolicy. Dobrze, może nie tyle zawładnęli stanowiskami, lecz raczej wsparli wszystko hałasem. Tą swoją dziecięcą radością, świeżością i naiwnością, właściwą wyłącznie tym nieukształtowanym jeszcze jednostką. I to właśnie o nich jest ta opowieść. O ich wspaniałych przygodach, tak początkowo wydawałoby się niegroźnych. O tych zwyczajowych wpadkach, które przydarzają się ich malutkim, wszędobylskim łapkom i chwytnym ogonkom. Lecz przede wszystkim o złu, które ponownie zakradło się w mury opactwa. Jednak tym razem nie po to, by je zniszczyć, lecz po to, by odebrać mu to, co najważniejsze. Miłość i nadzieję. Oraz zadać ból. Bo to przede wszystkim opowieść o
podróży, której nikt nie planował. Której nikt nie chciał, choć może wielu o podobnej marzyło? O wydarzeniu, które zmieniło, ponownie ułożone, zdawałoby się plany i losy, niegdyś tak spokojnego opactwa Redwall. O pewnym osobniku, który ponownie stanął na drodze pokoju, i któremu tym razem nie Maciej, ale jego potomek stawi czoła.
Wczytując się w historię Jacques’a, nawet dorosły czytelnik odczuwa dziwną ochotę, by samemu wtulić się w opiekuńcze ramiona wytartego, pluszowego misia, i już tak pozostać. Pozwolić samemu sobie oderwać się od tej smętnej rzeczywistości, gdzie granica pomiędzy dobrem a złem się zaciera. Gdzie nie wiadomo często co jest mocniejszym odcieniem szarości. No i, może nawet stać się małą myszką. Myszką, której niby jeszcze wszystko wolno, bo przecież wciąż jest dzieckiem. Owym stworzonkiem, dla którego wszystko jest taką nowością, a cały świat, który zamyka się w widocznych granicach, zbiorem wielu możliwości. Które właściwie rozpoczyna swoje życie, znacząc je zabawnymi potknięciami, które tworzą siatkę, w przyszłości określoną jako życiowe doświadczenie.
Bo cykl Redwall Briana Jacques’a, to tylko pozornie opisane łagodne, średniowieczne życie zwierząt. Wspaniałe na pewno, by zawrzeć w nim fabułę opowieści. Ale w rzeczywistości poza barwnością i magicznością, niewiele różniące się od naszej codzienności. Wciąż to stare, dobrze nam znane, problemy są głównymi bohaterami. A rodzina, miłość, pasjonujące tajemnice, nie do końca poznana historia świata, a przede wszystkim zabawa, nie różnią się niczym. Widać są wieczne, niezależnie od tego kim się jest i gdzie się przebywa.