Wszystko w tej książce zaczęło się od koszmaru. Od takiego, którego nie zakończył Przykry początek. Czas nie ukoił ran w Gabinecie gadów, ani spoglądając przez Ogromne okno na jezioro. Tartak tortur jak Akademia antypatii nie były szczęśliwe, ale Winda-widmo, to już naprawdę zbyt wiele.
Szósta część koszmaru sierot Baudelaire jest nadal KOSZMARNA. To jak spełniające się sny, ale nie te piękne i dobre, ale te, które sprawiają, że po przebudzeniu dziękujemy za kolejną szansę na życie. Tu nie chodzi tylko o stratę rodziców, ale też o utratę tych, którzy w końcu zrozumieli trójkę.
Wioletka, Klaus i Słoneczko. To doskonały trójkąt. Wynalazca, Mędrzec Ksiąg i Ząbki. Trójka dzieci, która ciągle jest sprawcą najgorszego... Sprawcą niewidocznym i nie uchwytnym, gdyż zwyczajowym powodem innych by ranić. Tutaj nie ma miejsca na magię. To po prostu niefortunne sploty akcji. Choć może i psota Fatum, która akurat tę trójkę wybrała sobie w charakterze białych, laboratoryjnych myszek, by sprawdzić, ile wytrzymają?
Najpierw odebrano im rodziców, gdyby Snicket był bliżej, gdyby mógł pomóc... ale tak się nie stało. A potem, najpierw ofiarowując przysłowiową "marchewkę", Fatum podsuwało pod nos coraz to innych znajomych i familiantów. Ale... tu już nie ma miejsca na nadzieję, nie w szóstej części.
Tylko dlaczego, inni muszą cierpieć wraz z nimi? I dlaczego WZS jest tak wielką tajemnicą? Co znowu zrobi Hrabia Olaf? Czy w końcu ktoś im uwierzy? Tak, to jest najgorsze, że nikt im nie wierzy. Bo w końcu: "Dzieci i ryby głosu nie mają."
Tylko on, autor, wie i wierzy, a jednak zawsze jest "za późno". Gdyby tylko Beatrycze mogła z niebios...
Seria Niefortunnych Zdarzeń, to pozycja smutna i przerażająca, ale genialna dla młodych rodziców. Pozwoli im uniknąć tego, co "niewysłuchane". Dla dzieci, ponieważ jest o dzieciach, a dla innych ... po refleksję i zabawę.