Ministerstwo Edukacji chce o połowę obniżyć ceny podręczników. Wydawcy protestują i chcą rozmów, ale wiceminister edukacji Jarosław Zieliński nie ma dla nich czasu.
Zdaniem tychże ceny książek mogą spaść najwyżej o kilka procent, i to pod warunkiem że księgarnie zrezygnują z części marży. Środowisko wydawców wrze, bo minister nie chce z nimi rozmawiać.
– Od kilku tygodni nie udaje nam się ustalić terminu spotkania – narzeka Piotr Marciszuk, prezes sekcji wydawców edukacyjnych Polskiej Izby Książki.
Kupno podręczników to spory wydatek, który co roku mocno nadweręża budżet wielu rodzin. Tylko ubodzy pierwszoklasiści mogą liczyć na bezpłatne książki - za komplet podręczników płaci im ministerstwo. Pozostali uczniowie muszą wydać na książki 140 zł w pierwszej klasie podstawówki, 335 zł w pierwszej klasie gimnazjum i ok. 400 zł na początku liceum.
PiS w kampanii wyborczej zapowiadało, że ustali maksymalne ceny dla podręczników. Polska Izba Książki protestowała wtedy uznając pomysł za skompromitowane rozwiązanie, rodem z innej epoki. Teraz nikt już z Ministerstwa Edukacji o maksymalnych cenach nie wspomina. Za to pojawił się pomysł, by minister - decydując o dopuszczeniu książek do użytku w szkołach - brał pod uwagą nie tylko cenę, ale i wagę podręcznika.