Pomimo wszystko jest to książka porywająca. Mimo tego, że to moja pierwsza tej autorki, w pewnym sensie wyrwana z kontekstu; pomimo straszliwej wielowątkowości i masy wtrąconych myśli oraz wspomnień, wśród których można się zgubić... jednak wciągająca. Właśnie taka jak to zdanie. Pełnia magii Nowego Orleanu, z jednej strony współczesnego, z drugiej pradawnego, porywa. Gubimy się wśród ulic, muzyki, architektury..., wśród kwitnących oleandrów i ich mokrych liści.
Spoceni, spragnieni. Ten "czarny świat" staje się naszym domem, a przemykające przez strony wampiry i czarownice - rodziną, taką, którą odkrywamy dopiero, powoli i ze strachem, lecz jednocześnie i z dziwnym dreszczem podniecenia.
Ale książka to nie tylko Nowy Orlean, to też dżungla... i myśli, i natury. Zagubione, odzyskane przez przyrodę ruiny Majów, skarby pradawnych od Olmeków, zabłąkane cienie i dusze... Duchy poprowadzą, ale czy można im ufać? Czy nie robią tego dla siebie?
Anne Rice, jedna z popularniejszych pisarek w USA, autorka ekranizowanego Wywiadu z wampirem pisze bardzo specyficznie. Raczej w sposób, który odradza czytanie od "środka". A niestety Merrick jest takim środkiem. Łączy w sobie dwa poprzednie cykle książek Rice: kroniki wampirów i cykl o czarownicach Mayfair. W pewnym sensie przypomina Wywiad..., jednak jest tu i inny wampir, i inna kobieta.
Tutaj autor - Talbot, przeprowadza wywiad z samym sobą. Żongluje wspomnieniami poprzedniego ciała, ale tej samej duszy. On był zbyt długo człowiekiem, ona? Ona zbyt wiele "widzi" i wie. Życie z takim brzemieniem jest bardzo trudne. Gdy świat umarłych jest nadal obecny w świecie żywych, zacierają się granice człowieczeństwa. Człowieczego spokoju i spełnienia, dziwnej wolności od tego, co po śmierci... Z jednej strony taka "wiedza" może nam się wydawać emocjonująca, przypominać dziecinne zabawy w "wywoływanie duchów".
Lecz pomyślcie jak to jest, gdy nierealne strony, zlepienia wspomnień i myśli budują w Was swoje obrazy. W nocy budzą Was, zastępują drogę, a w dzień... zawsze czujecie, że są gdzieś obok.
Główne postacie to wampiry. Istoty wieczne, ale czy naprawdę szczęśliwe w swej nieskończonej egzystencji, możliwościach poznania? Świat wampirów Anne Rice jest barwny i magiczny. Bogaty, lekki, toczący się bez pośpiechu wyznaczanego przez wschody i zachody słońca. Pełen voodoo, candomble. Spotykający na swej drodze za sprawą młodej czarownicy: Papę Legba, czarną Madonnę, Xango, Martina de Porres, św. Patryka....
Mimo, że niektóre z nazw brzmią swojsko, to jednak nie jest to nasz świat. Jak byśmy tego nie nazwali dla nas, żyjących tylko przez chwilę, pozostanie to czymś zbyt niedostępnym. Przeznaczonym wyłącznie dla bajek i opowieści. Jednak dzięki autorce dostępujemy łaski poznania tego świata, który korci?
Ile dalibyśmy za nieśmiertelność. Brak strachu przed czeluścią trumny? Czy obdarzeni magią są pozbawieni tego strachu? W Merrick można się zgubić, ale i odnaleźć. Może nawet często samego siebie, a może i część korzeni, do których nie zaglądamy.
Lestat, Louis, Talbot i Merrick przemierzają stronice książki pod pretekstem wywołania ducha zmarłej Claudiii, ale pozostawiaja myśl, że nie istnieją tylko oni. My sami? Kimkolwiek jesteśmy... Czy zobaczymy w nich trzech muszkieterów, pozbawiających świat zła, czy też zwykłych zbrodniarzy, karmiących się śmiercią. Czy pozbawimy się pragnienia wieczności ? Zbyt wiele jest w tej książce wspomnień i wątpliwości. Bo czy warto wywołać ducha i poznać... zbyt wiele?
Zburzyć jego zasłużony spokój. Gorące, wilgotne powietrze rozmazuje mi tusz... Kończę. Świt się zbliża... Wasza w Talamasce...