Wszystkich, których zachwyciła powieść o losach Pi Patela, kusi na okładce napis „Nowa książka autora Życia Pi”. Niestety, po raz kolejny okazuje się, że reklamie nie można ufać – ta „nowa książka” to w rzeczywistości debiutancki zbiór opowiadań Yanna Martela. Trudno uznać za niedopatrzenie, że informacji o tym nie znajdziemy także na końcowej stronie okładki, gdzie zamieszczono za to intrygujący fragment tytułowego opowiadania… Na szczęście, chociaż Historia rodziny Roccamatio z pewnością nie dorównuje Życiu Pi, to jednak nie jest też jakimiś niedojrzałymi literacko juweniliami. W każdym z czterech opowiadań nie tylko możemy odnaleźć zaczątki charakterystycznego stylu pisania Yanna Martela, lecz także otrzymujemy interesującą opowieść, dopracowaną także pod względem formy.
Najciekawsze i zarazem najdłuższe jest tytułowe opowiadanie, które wbrew tytułowi nie jest wcale żadną saga rodzinną, lecz historią umierania młodego mężczyzny chorego na AIDS. Było dla mnie miłym zaskoczeniem, że Martelowi udało się uniknąć przy poruszaniu tego trudnego, a swego czasu dość modnego, tematu pułapek z nim związanych – taniego sentymentalizmu czy też epatowania czytelników cierpieniami chorego. Jednocześnie udało mu się przedstawić w wiarygodny sposób, jak ta okrutna choroba zmieniła życie Paula i jego najbliższych. Natomiast przywoływane w opowiadaniu wydarzenia XX wieku pozwalają na spojrzenie z dystansem nie tylko na opisywaną historię, lecz w ogóle na całą epidemię AIDS. Dużo mniejsze wrażenie wywarło na mnie kolejne opowiadanie „Gdy usłyszałem koncert Johna Mortona ku czci szeregowca Donalda J. Rankina na smyczki i dysonujące smyczki”, gdyż chociaż historia weterana wojennego, który w czasie wolnym tworzy intrygującą muzykę, jest z pewnością wzruszająca, to jednak przesłanie utworu -
„zastanów się, co jest ważne w życiu” – nie jest zbyt oryginalne. Ponadto ponieważ natura nie obdarzyła mnie specjalną wrażliwością muzyczną, to opis koncertu w wykonaniu weteranów z Merylandu nie potrafił wywołać u mnie większego zainteresowania.
Z kolei „Ostatnie godziny: warianty” to chyba jednak coś więcej niż tylko literacka zabawa w odmienne przedstawianie ostatnich chwil skazańca – można się tu doszukiwać zarówno oskarżenia zakłamanych „wersji oficjalnych” czy wskazania na niemożliwość odtworzenia autentycznego przebiegu wydarzeń, jak i zarzutów w stosunku do samego systemu penitencjarnego. Zupełnie odmienne jest ostatnie opowiadanie, które w ciekawy sposób łączy historię pewnej miłości z fantastycznym wątkiem wytwarzania „luster na cała wieczność”. Utrzymane jest ono bardziej w klimacie kojarzącym się z realizmem magicznym i choć autor nie oszczędził w nim czytelnikom zabawy formą, to czyta się je z zapartym tchem. Osoby, które czytały Życie Pi, mogą z pewnością doszukiwać się w poszczególnych opowiadaniach elementów, które połączone ze sobą zdecydowały o późniejszym sukcesie powieści Martela, jednak myślę, że Historia rodziny Roccamatio może być interesująca i bez takich dociekań.
Mimo że wolę czytać powieści od zbiorów opowiadań, to nie żałuję czasu poświęconego na lekturę tej książki i dlatego też skłonny jestem wybaczyć wydawcy jego chwyty marketingowe – w końcu bez nich Historia rodziny Roccamatio mogłaby pozostać niezauważona na księgarskich półkach, a z pewnością na to nie zasługuje.