Być może to było jedno piwo za dużo. Może bąbelki naciąganego szampana, którego tak trudno było zdobyć. Może zmęczenie, a może brak asertywności. Na imprezie urodzinowej padła magiczna odpowiedź: „Tak”. Pytanie było tak proste, jak i odwieczne – „Czy zostaniesz moją żoną?”. Do tej pory nic nie wskazywało, że pytanie zostanie zadane. Agnieszka i Artur co prawda są już razem od dłuższego czasu, mieszkają razem i razem dźwigają na barkach PRL-owską rzeczywistość, z wiecznym brakiem – chleba, benzyny i słońca, ale jakoś do tej pory nie myśleli o ślubie. Artur nie pytał, a Agnieszka nie żałowała, że pytanie nie pada. Niby było im razem dobrze, ale to chyba raczej była „mała stabilizacja”, niż wielka miłość. Nie mniej jednak ślub się odbył. Odbył się, bo przyszła teściowa uszyła sukienkę i Agnieszce głupio było cokolwiek odkręcać.
Na pamiętnej imprezie padła jeszcze jedna deklaracja – przyszły mąż spędzi miesiąc miodowy z przyszłą żoną w jej ukochanym Paryżu. I właściwie nie wiadomo dlaczego, w po-ślubnym samochodzie, który ma jechać w kierunku wieży Eiffla, rezerwują sobie miejsce dwaj bracia i bratowa Agnieszki. Ma być taniej? Bo na pewno nie romantyczniej. Niemieckie piwo, ciągłe spóźnianie się młodszego z braci, wieczorne bibki w małżeńskim apartamencie, nie sprzyjają budowaniu małżeńskich więzi. Sprzyjają jednak pozostawianiu męża w towarzystwie szwagrów i samotnemu zwiedzaniu Paryża, porównywaniu go z tym sprzed trzech lat i wypatrywaniu w tłumie pleców pewnego przystojnego Francuza, z którym kiedyś jeździło się na motorze nocnymi ulicami. I z którym wymieniało się bardzo francuskie pocałunki…
Czytając tę książkę czułam się zdezorientowana. Podziwiałam Paryż, ale nie mogłam się na nim skupić, patrząc wciąż za Agnieszką, gnającą uliczkami, które jej stopy znały dużo lepiej. Nie wiedziałam dokąd znika, po co, dlaczego. Wiedziałam tylko, że gnają ją tęsknoty sprzed lat, którym nigdy nie dała umrzeć, osoby, z którymi ciągle się przyjaźniła, mimo że parę lat nie rozmawiały. Czułam się dokładnie tak, jakbym była uczestnikiem tej wyprawy – jak brat, albo bratowa Agi. Niby coś tam słyszałam, niby wiedziałam – ale wciąż nie mogłam nadążyć za jej francuskim, uskrzydlonym tempem. Niby była przewodnikiem, ale jej myśli błądziły w przeszłości, więc ani jej braciom, ani mi, nie dane było poznać Paryża, w którym się zakochała.
Na scenie natomiast pojawia się Marko, w którym była zakochana równie mocno, jeśli nie mocniej. I w jednej chwili sprawia, że nagle odległość do Polski mocno się wydłuża, że nie dość, że Aga nie chce wracać do ojczyzny, że wolałaby już zawsze być nazywana „Agneszią” nie Agą, to w mgnieniu oka podróż poślubna zamienia się w podróż rozwodową.
Do tego Aga wplątuje się w śledztwo w sprawie morderstwa – zakończyło się niby trzy lata temu, ale teraz „umarli wstają z grobów” i przedstawiają nowe fakty – bezdzietni przyjaciele kloszardzi, okazują się być tatusiami, a ich synowie mają motyw rodem z kryminałów. Dzieje się dużo, mocno i intensywnie, a ja coraz mniej nadążam. Powodem jest to, że „Paryska podróż” jest trzecią częścią cyklu o Agnieszce. Z tego, co między wierszami wyczytałam – kiedyś była w Paryżu z przyjaciółką - pracowały jako pokojówki, miały problemy z pieniędzmi, w jakiejś mierze z prawem i pomogli im dobrzy ludzie, którzy zostali ich przyjaciółmi. Jeden przystojny Francuz oczarował Agnieszkę i po intensywnym romansie, gdy Aga wróciła do kraju, nawet do niej pisał. Ale nagle przestał. I w sercu pozostawił jej niewygaszone do końca ognisko. Za mało jednak było w tej powieści stron, by przywołać wszystkie zdarzenia w pigułce i gubiłam się czasem w domysłach, kto jest kto.
Jednego można być pewnym – miłością, przeznaczeniem i jedynym odpowiednim kandydatem na męża Agnieszki jest Marko. I za dużo z kolei było tych rozstań i powrotów. Męczyła mnie niepewność Agnieszki, jej ciągłe przypływy i odpływy uczuć, jej niezdecydowanie i jazda na wybrzeże, do nowego domu Marko, by zaraz potem wrócić.
Ta powieść ma wielki potencjał, ale tym „czaplo-żurawim” aspektem zmęczyła mnie mocno.
Nie mniej jednak warto po nią sięgnąć jeśli spełni się dwa warunki – pierwszy – uzbroi się w cierpliwość do Agnieszki, do jej huśtawek nastrojów. Można sobie je usprawiedliwiać na wiele sposobów, a wtedy tolerancja na pewno wzrośnie.
Drugi, o wiele bardziej istotny – koniecznie zacząć czytać od lewej do prawej – od początku!