_AKCJA DYWERSYJNA „N” – WZLOT I UPADEK_
Wydarzeniem, które zakłóciło realizację pierwotnego planu wydawniczego, był tajemniczy lot Hessa do Szkocji 10 maja 1941 roku. W przeciwieństwie do władz brytyjskich – ale podobnie jak Delmer – „enowcy” uznali, że takiej okazji propagandowej nie można przepuścić. W ramach Akcji „N” prowadzono wiele intryg mających na celu złamanie jedności partii nazistowskiej i wywołanie walk między poszczególnymi frakcjami. Hess – w końcu druga osoba w partii po Hitlerze – spowodował spore zamieszanie w szeregach NSDAP.
Twierdzenia Führera, że jego zastępca stracił rozum, nie brzmiały przekonująco. „N” postanowiła pogłębić chaos, tworząc przychylną Hessowi frakcję pod nazwą NSDAP Erneuerungsbewegung (Ruch Odnowy Partii). Założenia były następujące: Hitler i jego klika sprzeniewierzyli się ideałom narodowego socjalizmu; ich strażnikiem był Hess. Ten sprzeciwiał się wojnie ze Związkiem Sowieckim i – podobnie jak Röhm – w 1934 roku zaczął organizować własną frakcję w NSDAP, a skoro Hitler zlecił zamordowanie Röhma, istniała groźba, iż ten sam los może spotkać Hessa. Zorientowawszy się, że Himmler jest na jego tropie, Hess musiał salwować się ucieczką.
Brzmiało to całkiem prawdopodobnie i redaktorzy „N” postanowili, że z ich pomocą Hess wyda do członków partii odezwę, w której będzie dowodził, iż wojna ze Związkiem Sowieckim grozi klęską na napoleońską skalę. Ogłosi, że jedynym sposobem na ocalenie Rzeszy i partii od straszliwej katastrofy jest pozbycie się Hitlera; wezwie wreszcie wszystkich patriotów i prawdziwych wyznawców narodowego socjalizmu, aby wsparli Ruch Odnowy Partii.
Wydrukowano dwustronicową ulotkę o takiej właśnie treści; kończyła się ona słowami Heil Hess! Jako miejsce wydania podano Monachium – miasto, w którym narodził się nazizm. Pod koniec lipca 1941 roku trafiła do obiegu w liczbie czterech tysięcy egzemplarzy. Druga ulotka, utrzymana w podobnym tonie, pojawiła się 28 sierpnia. W sumie na przestrzeni osiemnastu miesięcy wydano sześć tego typu publikacji; każda z nich krytykowała Hitlera i wzywała członków NSDAP, aby przyłączyli się do Ruchu Odnowy Partii. Ostatnia z tej serii ulotka, która wyszła w styczniu 1943 roku, ze zdjęciem Hessa na pierwszej stronie, zawierała szczegółowy opis programu jego partii. Najwyższym priorytetem, czytamy w niej, jest obalenie Führera i zawarcie traktatu pokojowego. Tylko Hitler i jego kompani, a nie cały naród niemiecki, poniosą odpowiedzialność za zbrodnie i prześladowania. Odpowiedzialni za mordowanie Żydów staną przed sądem złożonym z Niemców i przedstawicieli innych narodowości, oprócz żydowskiej. Niemcy zachowają część
Czechosłowacji i zachodnie ziemie Polski, a los Alzacji i Lotaryngii rozstrzygnie się w drodze plebiscytu. Wszystkie państwa europejskie połączy wspólny rynek.
Przygotowanie tych ulotek nie było zadaniem łatwym. Ich autor, Zygmunt Ziółek, wspomina:
(...) teksty przemówień Hessa znano z wieców, radia, prasy. Były drukowane w książkach i prawie w każdej domowej bibliotece członka NSDAP na pewno do tej pory tkwiły na honorowym miejscu. Fałszywa odezwa Hessa musiałaby zatem ściśle odpowiadać słownictwu i argumentacji autentycznego Hessa. Inaczej akcja ta zamiast prawdziwej inauguracji działalności referatu „N” mogłaby łatwo stać się jej pogrzebem.
Miesięcznik „Der Soldat” był przeznaczony dla żołnierzy i miał za zadanie przekonać ich o istnieniu w szeregach Wehrmachtu potężnej patriotycznej organizacji. Dążyła ona rzekomo do odebrania niekompetentnym partyjniakom kontroli nad siłami zbrojnymi i przekazania jej fachowcom, którzy wiedzieli, jak poprowadzić naród do zwycięstwa. Gazeta pogardliwie wyrażała się o funkcjonariuszach służb bezpieczeństwa i administracji jako o tych, którzy swoim zachowaniem na terenach okupowanych hańbią imię Niemiec i mundur żołnierza. Pierwsze wydanie, oznaczone numerem siódmym, pojawiło się w lipcu 1941 roku. Znajdowały się w nim dwa artykuły. Jeden z nich dotyczył ucieczki Hessa do Szkocji, ucieczki przedstawionej jako protest zastępcy Führera przeciwko wojnie na dwóch frontach, a drugi obnażał głupotę pomysłu rządzących, by zaatakować Związek Sowiecki, jak gdyby nie pamiętali o doświadczeniach armii napoleońskiej w 1812 roku i niemieckiej z czasów pierwszej wojny światowej.
W numerze znalazły się ponadto krótkie teksty o stylu życia członków Gestapo, SS i NSDAP, a także koszarowe dowcipy. Niektóre tylko miały nieco sprośny charakter; większość była jawną pornografią. Redaktorzy nie szczędzili wysiłków, by stworzyć specyficzny styl odróżniający gazetę od innych wydawnictw „N”. Zasada ta stosowała się do wszystkich periodyków – co miało zapobiec wykryciu ich wspólnego pochodzenia – ale redakcja pisma „Der Soldat” przestrzegała jej w szczególnie skrupulatny sposób.
Po wielu analizach redaktorzy uznali, że na przywódcę spisku antyhitlerowskiego najlepiej będzie się nadawał feldmarszałek von Reichenau. Od 1933 roku należał on do kręgu zaufanych ludzi Hitlera i zasłużył się jako dowódca wojskowy. Na froncie wschodnim kierował Grupą Armii „Południe”. Sądzono, że „zdemaskowanie” von Reichenaua jako spiskowca wstrząśnie zarówno partią nazistowską, jak i Wehrmachtem: jeśli człowiek z bliskiego otoczenia Führera obraca się przeciwko niemu, to sprawy muszą się mieć naprawdę źle. W rezultacie nastąpi gwałtowny spadek zaufania partii do armii – z wszystkimi tego konsekwencjami.
Gwiazdkowe wydanie miesięcznika „Der Soldat” z 1941 roku zawierało zdjęcie Reichenaua i długi artykuł, w którym feldmarszałka przedstawiono jako męża opatrznościowego Niemiec. Tekst kończył się hasłem „Razem z Reichenauem – ku innym, lepszym Niemcom!”.
Dwa tygodnie później OKW ogłosiło, że Reichenau doznał zawału serca i zmarł w pociągu – osobistym pociągu Hitlera – gdy wracał na front z wizyty u Führera. W rzeczywistości zdarzył się wypadek lotniczy, który feldmarszałek wprawdzie przeżył, ale wkrótce zmarł na wylew krwi do mózgu.
„Enowcy” nie mogli uwierzyć w swoje szczęście. Pomimo braku dowodów na to, że śmierć Reichenaua była powiązana z artykułem, z Londynu nadeszły gratulacje od generała Sikorskiego, a nawet od samego Churchilla.
Inną osobą namaszczoną na przywódcę opozycji wojskowej był generał Erich von Mannstein, który miał kierować organizacją o nazwie Soldatenbund Hindenburg. Rewelacje publikowane w „Der Soldat” utrzymane były w podobnym duchu jak poprzednio, ale tym razem nie spowodowały szkodliwych skutków dla życia Mannsteina ani dla jego kariery. Gazeta jednakże kontynuowała przyjętą strategię, przedstawiając zgony generałów Luftwaffe Udeta (samobójstwo po kłótni z Göringem) i Jeschonnka (samobójstwo), pułkownika Möldersa (wypadek lotniczy) i ministra uzbrojenia Todta (wypadek lotniczy) jako egzekucje przywódców opozycji.
Sukces akcji „Reichenau” przyniósł nieoczekiwany skutek: temat został zapożyczony przez propagandę brytyjską. W „N” obawiano się, że Niemcy potraktują to jako dowód na istnienie bliskich związków pomiędzy obydwoma przedsięwzięciami, co grozi zniszczeniem patriotycznego wizerunku i wiarygodności rzekomego spisku wojskowego. Wydawanie „Der Soldat” uległo zawieszeniu. W marcu 1942 roku w jego miejsce pojawił się podobny miesięcznik, „Der Frontkämpfer”. „Der Soldat” powrócił we wrześniu 1942 roku i ukazywał się do stycznia 1944 roku. Przerwa w edycji tego periodyku podyktowana była jeszcze jednym względem: chodziło o przekonanie władz niemieckich, że śmierć von Reichenaua stanowiła poważny wstrząs dla jego ugrupowania, które teraz potrzebuje czasu na reorganizację. Innowacją różniącą „Der Frontkämpfer” od „Der Soldat” były obszerne artykuły na temat produkcji wojskowej obu stron konfliktu.
Wydanie z maja 1942 roku zawierało omówienie produkcji samolotów w okresie od września 1939 do września 1942 roku. Numer z lipca dotyczył budowy statków handlowych, a następne wydanie – czołgów. Wszystkie te artykuły dowodziły, że pod względem mocy produkcyjnych Niemcy nie mają szans na dorównanie aliantom.
Inna różnica polegała na tym, że „Der Soldat” zwracał się ogólnie do żołnierzy, a „Der Frontkämpfer”, zgodnie ze swoim tytułem, skierowany był do wojsk frontowych. Ich ciężki los kontrastowano nie tylko z wystawnym trybem życia członków NSDAP, Gestapo i SS, ale i z wygodami, jakich zażywali wałkonie dekujący się na tyłach. „Der Frontkämpfer” wysunął nową kandydaturę na szefa rzekomego spisku antyhitlerowskiego w szeregach Wehrmachtu. Miał nim być feldmarszałek Fedor von Bock. Artykuł wstępny w numerze z lipca 1942 roku, noszący tytuł „Generałowie przeciwko Hitlerowi”, ilustrowany zdjęciem von Bocka, omawiał różnice pomiędzy Hitlerem i jego kliką a dowódcami frontowymi. Ten sam temat został podjęty ponownie w numerze październikowym, w którym pojawił się apel zatytułowany „Feldmarszałku, może Pan nam zaufać” i podpisany przez „frontowych żołnierzy na Wschodzie”. Do jego ogłoszenia przyczynił się fakt, że Hitler – po raz drugi – odwołał von Bocka ze stanowiska dowódcy.
Numer ze stycznia 1943 roku rozpoczynał się odezwą innej organizacji opozycyjnej stworzonej przez „N”: Soldatenbund Ost (Stowarzyszenie Żołnierzy „Wschód”). Gazeta ujawniła istnienie wewnątrz armii starej junty generałów, wymieniając nazwiska tych, którzy byli przeciwko Hitlerowi, i tych, którzy go popierali. Wysiłki, aby zdyskredytować poszczególnych generałów jako wrogów Führera, nie spowodowały jednak żadnych szkód.
Pierwsze wydanie (w rzeczywistości oznaczone numerem trzynastym) czterostronicowego „Der Hammer” pojawiło się pod koniec lipca 1941 roku w liczbie czterech tysięcy egzemplarzy. Na stronie tytułowej umieszczone zostało hasło, które powtarzało się we wszystkich późniejszych numerach: „Wiesz dokładnie, komu zawdzięczasz wojnę... Pokój zależy od Ciebie”. Wydanie to zawierało trzy artykuły i szereg drobnych tekstów o następującej treści: sytuacja jest beznadziejna, a klęska nie do uniknięcia; partia pogrąża się w korupcji; nie podejmuje się wysiłków, by oszczędzić rozlewu krwi żołnierskiej; angielskie bomby spadają na rodziny żołnierzy w Niemczech; niemieckie kobiety zapędzane są do pracy w fabrykach; niemieckiej propagandzie nie można ufać; Anglia i Stany Zjednoczone rosną w siłę.
Idee propagowane przez „Der Hammer” brzmiały wiarygodnie, a jego kolportaż – na terenach polskich przyłączonych do Rzeszy (czyli na Górnym Śląsku, w Poznańskiem i na Pomorzu) oraz w samej Rzeszy – był wydajny, ale mimo to gazeta nie przypadła do gustu czytelnikom. Po wielu dyskusjach redaktorzy doszli do wniosku, że są dwie przyczyny takiego stanu rzeczy: organizacja stojąca za gazetą ma zbyt mglisty charakter, a kategoria odbiorców nie została w jasny sposób określona.
W przypadku afery Hessa istniał oczywisty lider – sam Hess, i jasny cel – członkowie NSDAP, których poinstruowano, co mają robić: tworzyć struktury nowej partii. „Der Soldat” twierdził, że reprezentuje rzeczywiste postacie – Reichenaua, Udeta, Todta – i nawoływał żołnierzy walczących na froncie wschodnim, by obalili Hitlera, pozbyli się partyjnych oszustów i zbudowali lepsze Niemcy. „Der Hammer” nie posiadał żadnego z tych przymiotów. Stojąca za nim organizacja była anonimowa, a swoje przesłanie kierowała do „klas pracujących”, co nie jest szczególnie precyzyjnym pojęciem. Czasopismo publikowało treści zbyt ogólnikowe i enigmatyczne, by skłaniać czytelników do reakcji, a ponadto brakowało sugestii, kto właściwie ma obalić Hitlera i tworzyć nowe Niemcy. Niektórzy „enowcy” uważali, że lepsze efekty udałoby się osiągnąć, gdyby pismo pozowało na organ partii komunistycznej.
Aresztowanie redaktora „Der Hammer” w lipcu 1942 roku przypieczętowało jej los. Zastąpił ją inny periodyk o orientacji socjaldemokratycznej pod nazwą „Der Durchbruch”. Jego hasło przewodnie brzmiało: „Pokój na Zachodzie – Zwycięstwo na Wschodzie”, a pierwszy numer głosił: „Sami uporządkujemy sprawy w naszym państwie. Naszymi własnymi, niemieckimi rękoma, bez pomocy tych anglosaskich kryminalistów czy sowieckiego motłochu”. Niestety, i ten periodyk nie trafił we właściwą strunę, a gdy na dodatek Gestapo wpadło na trop sieci kolportażowej na Górnym Śląsku i w Czechosłowacji, podjęto decyzję o jego zamknięciu. „N” zaprzestała prób wydawania miesięcznika społeczno-politycznego dla Niemców.
Redaktorzy „N” od samego początku rozważali możliwość podrobienia niemieckiego magazynu. W pamięci mieli sukces sfałszowanego „Frankfurter Zeitung”, który w czasie pierwszej wojny światowej został przemycony do kaizerowskich Niemiec, gdzie trafił do normalnego obiegu. W lutym 1942 roku już znali swoją ofiarę: satyryczne pismo ilustrowane „Erika”. Publikowane w nim ilustracje były czarno-białe, format również nie stanowił problemu. Wersja „enowska” miała być specjalnym wydaniem z 1 kwietnia 1942 roku. Szczęśliwie się złożyło, że wśród ludzi pracujących dla „N” znajdował się ilustrator, który z talentem naśladował styl dowolnego niemieckiego rysownika czy karykaturzysty. Za obiekt primaaprilisowych żartów obrano Hitlera, Gestapo i SS. W Warszawie podrobioną „Erikę” można było kupić w kioskach – i to wcale nie spod lady. Główny artykuł informował czytelników, że Hitler urodził syna i od teraz pozdrowienie Heil Hitler! otrzymuje nowe brzmienie: Heil Hitler und Sohn! Potem następowały karykatury ilustrujące
poważną sytuację w Rzeszy i na froncie, a także żarty i dowcipne powiedzonka. Opublikowano również Modlitwę Trzeciej Rzeszy:
__Boże kochany – uczyń mnie ślepym,
abym nie znalazł prawdy.
Boże kochany – uczyń mnie głuchym,
abym nie wierzył w oszustwo.
Boże kochany – uczyń mnie niemym,
abym nie trafił do Dachau.
Uczyń mnie ślepym, głuchym, niemym równocześnie,
abym nadawał się dla Trzeciej Rzeszy.
Podrobiona „Erika” odniosła oszałamiający sukces. Żołnierze i oficerowie wyrywali ją sobie z rąk, a kwoty, jakie za nią płacono, pięćdziesięciokrotnie przewyższały cenę oryginału.