Czarcie rozgrywki w IV Departamencie
Książka Zbigniewa K.S. Nowaka – oficera operacyjnego kontrwywiadu w czasach PRL-u, po 1989 analityka UOP-u – Kapitan Goethe trafiła w moje ręce w odpowiednim czasie. Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski zaczął mówić o ujawnianiu nazwisk i teczek księży współpracujących z SB. Metropolita krakowski arcybiskup Stanisław Dziwisz apelował o zaniechanie tego typu posunięć. Opinia publiczna podzieliła się na dwa fronty. Jedni byli za ujawnianiem nazwisk i akt kościelnych agentów SB, drudzy przymykali na całe zamieszanie oko. Osobiście uważam, że kościelne i świeckie władze powinny zbadać teczki. Gdy przeanalizują, to Kościół winien ujawnić całą prawdę. Sama tymczasem sięgnęłam po wyznania ubeka, który w okresie PRL-u karierę robił w osławionym IV Departamencie. Ta swoista spowiedź Mistrza vel Germanika alias Barbarossy rozpoczyna się pod koniec kwietnia 1990 roku, kiedy do pokoju 966 trafia nowy „nabytek” MSW. Młodzieniec wchodzi i co widzi? Pokój ma numerek 666, bo dziewiątka chyba przekręciła się, więc już na
dzień dobry wchodzimy do czarciej nory. Jak się okazuje czarciej z zamierzenia, a nie przypadku. Wewnątrz zastajemy faceta przed czterdziestką, który ponoć jest zwyczajny, choć z tym się nie zgodzę. „Pociągła twarz, rude włosy, koński ogon. Broda”. Pozostaje domalować rogi i ogon i mamy czarta jak się patrzy. Owy czart okazuje się byłym esbekiem, wspominanym Mistrzem, i częstuje młokosa spowiedzią z lat spędzonych w SB.
Opowiada o werbunkach (nie tylko wśród księży, choć IV Departament miał na celowniku głównie Kościół), klimatach panujących wśród esbeków, charakteryzuje agentów i co tu dużo mówić, wspomina swoje najlepsze lata. W SB był kimś. Miał pod sobą wielu współpracowników – pseudonimy niektórych z nich do łez rozśmieszają czytelnika, chociażby Konstantynopolitańczykiewiczówna – werbował agentów w wielkim stylu i z czarcim sprytem okręcał ich wokół palca. Szczególnie ciepło wspomina epizod werbunku Fausta – pseudonim, jaki nadał pewnemu księdzu. Stawka za werbunek była honorowa, bo Mistrz założył się o czystą z kolegą po fachu, jeśli cyrograf werbunkowy będzie podpisany krwią. Barbarossa popisał się nie lada erudycją. Z księżulem urządzali sobie inteligenckie dyskusje literackie, architektoniczne, kulturowe tudzież dotyczące tematów kościelnych. Niby nic wielkiego. Zwykłe rozmowy, a jednak diabeł na pokuszenie wodzi, do kotła podkłada i informacje zbiera.
Książka Zbigniewa K. S. Nowaka to dokument spisany w wielkim stylu. Groteska, ironia. Krótkie zdania. Spora erudycja, a zarazem specyficzna mowa agentury esbeckiej. Stadia osobowe Mistrza od momentu bycia esbekiem do momentu gaśnięcia ważnej funkcji jego urzędu, doskonale oddaje ta swoista spowiedź, kończąca się wyśpiewywanym przez Mistrza Kyrie eleison. Świecił diabelskim spojrzeniem, werbował niebywałym sprytem. Czarcio inteligentny, spisywał cyrografy z księżmi. W latach 90. minionego wieku prosi o zmiłowanie ze strachu, bo dla gorliwych esbeków może nie być szansy i miejsca w nowej rzeczywistości. Kapitan Goethe to doskonały wstęp do poznania struktur i mentalności działań trzonu IV Departamentu, zanim dowiemy się kto i czemu z grona księży wziął czynny, świadomy lub też nie udział w czarcich rozgrywkach.