Grupa Monty Pythona powstała w latach sześćdziesiątych zeszłego wieku. Jej wielbiciele pewnie nawet nie zauważyli, iż w tym samym czasie narodził się też James Bond. Obydwoje przetrwali do dzisiaj. Co prawda Bond wciąż zmienia ciało, przeżywa nowe przygody, a duch wydaje się w nim być nieco osłabiony, to jednak „Latający cyrk Monty Pythona” wciąż bawi, ale i denerwuje, bez zmian. Tak już z nim jest, iż albo się go kocha, albo spluwa na sam widok. Jednak co kierowało grupą wykształconych ludzi, absolwentów uniwersytetów Cambridge i Oxford, tych którzy mieli stać się lekarzami, prawnikami, tudzież hist (or/er)
ykami, czyli osobami o nazwiskach: Graham Chapman, John Cleese, Eric Idle, Terry Jones, Michael Palin oraz Amerykaninem Terry Gilliamem? Do końca chyba nie wiadomo. Ale ich spotkanie, zaowocowało pewnego rodzaju ewenementem na skalę wszechświata, które na stałe wtopiło się w historię telewizji. I nie tylko. Sztuka ich pochłonęła, a gdy się spotkali, narodził się on – Monty Python!
Podobno „Monty Python” nie oznaczał nic. Ale za to jak brzmiał. Dopiero pracownicy BBC dokleili do tego „latający cyrk”. W ten sposób i pod takim mianem, gromada facetów zabłysła po raz pierwszy 5 października 1969 roku około godziny 23.00. Jak można było ich określić? Żaden epitet nie wydawał się odpowiedni. Byli, lekko mówiąc, absurdalni i surrealistyczni. Dla wielu niezrozumiali, dla innych, kopalnia symboli i archetypów. Przekładani skeczami animowanymi, wstawkami z udziałem ich samych, które nawet po latach, nie do końca są zrozumiałe. Zatem dlaczego tak nas śmieszą? Może nie mamy po kolei w głowie? A może po prostu dlatego, iż za każdym razem jesteśmy w stanie zobaczyć w tych skeczach coś więcej? Zależnie od naszych wiadomości i upodobań, możemy śmiać się wprost, albo zastanowić się nad tym co widzimy i dopiero wtedy, po pewnym czasie, naprawdę... wybuchnąć. Bo Monty Python to cud, który zebrał do kupy wszelkie odmiany groteski i humoru, począwszy pewnikiem od epoki kamienia łupanego i ofiarował go
nam... na wieki wieków.
Od 1969 roku do 5 grudnia 1974 roku telewizja BBC po raz pierwszy wyemitowała łącznie cztery serie tego programu. W tej książce zebrane zostały one w 23 odcinki, reszta czyli kolejne 22, dostępna będzie w drugim tomie. W książce otrzymujemy efekt sote, okraszony zaledwie kilkoma zdjęciami – „tylko słowa” – który uświadamia nam ile pracy włożyli sami aktorzy. Jak istotna była animacja. Jak czasem puste są dialogi, bez nich... Jednak należy oddać, iż przetłumaczone przez Elżbietę Gałązkę-Salamon skecze, nadal rozbierają na kawałki. Dla wielu samobójcza śmierć nadwornego tłumacza Monty Pythona, Tomasza Beksińskiego (24 grudnia 1999 roku) była szokiem. Też sama tłumaczka jest tego świadoma, iż porywa się z motyką na niewykonalne... A jednak. Jest dobra. Taka, jaka powinna być. Taka, jakim jest Monty Python, bo trudno zrozumieć, że już nie istnieje. Pozostały po nim skecze, filmy, płyty... Jego członkowie, chcąc uciec przed rutyną, nadal pozostali na scenie. Dopiero, gdy w październiku 1989 roku zmarł Graham
Chapman, zrozumieli, że to już koniec. Wtedy, w ten sposób, smutny Monty Python odszedł. Skończył się. Przeszedł do historii, która jest mu wdzięczna, że był... Ale oni, podobno nadal się spotykają. Ciekawe co robią?