Osiemdziesięcioletnia panna Simpson, emerytowana nauczycielka z Badger’s Drift, podczas przechadzki po lesie natknęła się na rzadki okaz storczyka plamistego, zdobywając kolejny punkt w trwającej od pięćdziesięciu lat przyjacielskiej rywalizacji z Lucy Bellringer. Las w hrabstwie Midsomer krył w sobie jednak nie tylko rzadkie rośliny – panna Simpson zobaczyła coś tak bulwersującego, że potykając się dobiegła do domu i natychmiast połączyła się z telefonem zaufania. W chwilę później ktoś zapukał do drzwi... Następnego dnia znaleziono ją martwą. Lekarz stwierdził śmierć z przyczyn naturalnych. Jednak pannie Bellringer, namiętnej czytelniczce kryminałów, nie zgadza się kilka drobnych szczegółów. Zgłasza się do inspektora Barnaby’ego...
Zabójstwa w Badger’s Drift to pierwsza z siedmiu powieści Caroline Graham z inspektorem Barnabym i sierżantem Troyem, które stały się inspiracją dla znanego także i w Polsce serialu telewizyjnego „Morderstwa w Midsomer”. Jest to zdecydowanie coś dla wielbicieli kunsztu Agaty Christie: kryminał arcyklasyczny i arcyangielski. Wiekowe nauczycielki w schludnych domkach, doświadczony przez życie właściciel ziemski i kuzynka-rezydentka, młody, przystojny malarz, nie stroniący od kieliszka doktor, jego zadbana żona i nieurodziwa córka, polowania z nagonką, popołudniowe herbatki i wieczorne drinki – aż trudno uwierzyć, że akcja toczy się w latach osiemdziesiątych XX w. Koneserzy docenią zapewne subtelne smaczki, dla mnie nieuchwytne – wyobrażam sobie jednak, że gatunek herbatników, marka porcelany, autorstwo zdobiącego salonik obrazu potrafi nieraz celniej zdefiniować ich właściciela, niż dwie strony protokołu z przesłuchania. Jeśli tylko umie się odczytywać te ulotne sygnały, a inspektor Barnaby potrafi – jest
malarzem amatorem, miłośnikiem teatru, smakoszem życia, miłym rozmówcą i bardzo, bardzo uważnym słuchaczem. I, podobnie jak panna Bellringer, nie lubi, kiedy nie zgadzają mu się drobne szczegóły. W miarę toczącego się śledztwa pozornie idylliczne życie w Badger’s Drift odsłania swą mroczną stronę, a panna Simpson nie będzie jedyną śmiertelną ofiarą.
Gdybym miała oceniać tylko przyjemność płynącą z czytania, dałabym co najmniej osiem punktów. Za jubilerską konstrukcję zagadki, mikroślady naprowadzające czytelnika na rozwiązanie, godne Agaty Christie gry z czasem, przestrzenią i niedoskonałością ludzkiego postrzegania – dziesięć. Ja jednak, zamiast cierpliwie podążać śladami inspektora Barnaby’ego i sierżanta Troya, zastosowałam inną metodę (której publicznie nie zdradzę) i w rezultacie od połowy książki utwierdzałam się już tylko w słusznych podejrzeniach, co do osoby mordercy. Zatem – siedem punktów. Lekturę Zabójstw w Badger’s Drift polecam jednak z przekonaniem (długi wieczór w wygodnym fotelu, aromatyczna herbata i keks).