Trwa ładowanie...
recenzja
26 kwietnia 2010, 16:06

Co zrobić, żeby zarobić, lecz się nie narobić

Co zrobić, żeby zarobić, lecz się nie narobićŹródło: Inne
djni3bz
djni3bz

Jak to co? Odpowiedź jest prosta – sparodiować czyjąś książkę! I to nie pierwszą lepszą książkę, lecz najlepiej taką, która jest od kilku lat bestsellerem i ma miliony wielbicieli na całym świecie. Jednakże autor nie chciał być uznany za literackiego pasożyta, który zajmuje się jedynie wykpiwaniem i ośmieszaniem cudzych pomysłów. Postanowił zatem, że ostrze satyry wymierzy nie przeciwko samej J. K. Rowling i stworzonemu przez nią bohaterowi, ale przeciwko coraz potężniejszej marketingowej machinie, która została wprawiona w ruch przy wydaniu pierwszego tomu przygód małego czarodzieja z Hogwartu i za sprawą której Harry Potter zaczął istnieć w realnym świecie jako świetnie sprzedający się produkt, przynoszący krociowe zyski nie tylko autorce.

Z przykrością muszę jednak stwierdzić, że to jakże ambitne zadanie przerosło siły Gerbera. Zresztą, on sam się do tej porażki przyznaje, wyznając na końcu swego „dzieła” – „Przeczytałem to wszystko jeszcze raz i muszę przyznać, że nie mam pojęcia, co się dzieje”. Jako czytelnik też niestety nie wiem, co się dzieje. Jaki jest bowiem sens wyśmiania wszystkiego, co znajduje się w treści książek Rowling, jeśli samemu nie umie się zaproponować nic konstruktywnego lub chociażby interesującego i zabawnego w zamian? W całej książce jest niestety tylko kilka naprawdę zabawnych momentów, w pozostałych przypadkach komizm jest na żenująco niskim poziomie, a fabuła porażająco nielogiczna i chaotyczna – jakby autor chciał w tej książce pomieścić wszystkie pomysły, jakie mu przyszły do głowy.

Sam cel, czyli napiętnowanie fanatyzmu młodszych i starszych wielbicieli przygód Harry’ego, a także zbiorowego szaleństwa (także medialnego) na jego punkcie jest godny pochwały. Ciekawe są też niektóre wątki (pisarka zamknięta w lochach wydawnictwa i zmuszona do „produkowania” kolejnych tomów przygód czarodzieja). Ale koniec końców nie da się nie zauważyć, że Michael Gerber po prostu usiłuje w naprawdę bezczelny sposób (chyba tylko to w jego książce zasługuje na to miano) zarobić na tym, z czego tak nieudolnie stara się wyśmiewać. Miało być śmiesznie, wyszło strasznie. A biorąc pod uwagę, że z tego właśnie żyje autor (Kroniki Blarnii – mówi wam to coś?), mógłby w wybrany przez siebie sposób zarabiania pieniędzy włożyć trochę więcej intelektu i pracy.

djni3bz
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
djni3bz

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj