Trwa ładowanie...
recenzja
25-08-2012 00:20

Co z tą Libią?

Co z tą Libią?Źródło: Inne
d7lln3d
d7lln3d

Recenzję pierwszej książki Mellera (* Miraż) zakończyłam przypuszczeniem, że być może wkrótce przeczytamy jego relację z Libii. *Meller, niestrudzony rozsądny ryzykant o ogromnym poczuciu humoru i podobnej wrażliwości nie mógłby usiedzieć w miejscu, nawet gdyby bardzo chciał. Po trwających trzy lata niebezpiecznych eskapadach azjatyckich dobił do celu - Indonezji, gdzie mógł nurkować, karmić orangutany i odpoczywać. Cel okazał się jednak tylko przystankiem, bo właśnie wybuchła rewolucja arabska. Zasłużony odpoczynek nagle stracił ważność. Instynkt, każący bez dyskusji jechać do miejsc, gdzie właśnie dzieje się historia, mimo zagrożenia życia, okazał się silniejszy.

Z jednej strony należałoby się więc bać o Mellera, który ciągle pakuje się w śmiertelne niebezpieczeństwo, z drugiej – dzięki temu mamy książkę, która znacznie lepiej niż analizy w mediach pozwala wczuć się i zrozumieć w klimat przewrotu w Libii, jego motywacje, nastroje Libijczyków. Gdybym miała wskazać przeciwwagę dla książki Jerzego Haszczyńskiego Mój brat obalił dyktatora – próbującej naświetlić problemy i atmosferę świata arabskiego wstrząsanego rewolucją, ale niestety ślizgającej się po powierzchni zjawisk i pozostawiającej czytelnika obojętnym – to byłyby to właśnie reportaże Mellera. Wciągają one bez reszty, zarażają fascynacją opisywanymi zdarzeniami, bez trudu uzyskują łączność z naszą empatią.Sprawiają, że nagle mamy poczucie, że rzeczywiście rozumiemy, o co w tym wszystkim chodzi. Nie do końca zrozumiały świat wyłaniający się z
gazetowych relacji w ujęciu Mellera staje się namacalny poprzez na przykład bardzo proste wyjaśnienia: Libia jest pięć razy większa od Polski, ale liczy tylko pięć milionów mieszkańców, tak że ludzie po prostu się znają. Ten fakt jest ważny między innymi dla pełnego zrozumienia wydarzeń w Misracie, o czym za chwilę.

Przez wydarzenia w Libii niesie nas wartki, przygodowy, momentami pełen humoru styl opowiadania – wydawałoby się nieodpowiedni dla tych spraw, ale jednak Meller nie traci wyczucia.Barwny świat wojennych korespondentów przedstawia jako klikę serdecznych, charakternych znajomych, do których czasem dołączają dziwaczne typy takie jak „turysta wojenny” Kevin, seriozna ekipa z Niemiec, która nie daje innym skorzystać ze swojego łącza internetowego czy pierdołowaty Steven z „Timesa”, którego poziom wiedzy na temat środowiska arabskiego jest zwyczajnie żenujący. Wygłupy ze znajomymi z branży to chyba jednak konieczny wentyl bezpieczeństwa w sytuacji, gdy człowiek znajdzie się między dwiema siłami zwalczającymi się z niezwykłą zaciętością i agresją, wśród ogromnej skali cierpienia, które przez Libijczyków jest momentami przyjmowane w zadziwiający dla nas sposób. Zaskakuje spokój lekarza, który dopiero co stracił siedemnastoletniego syna: „Dla nas, muzułmanów, śmierć ma inny wymiar. Jestem spokojny, bo cieszę się,
że mój syn poszedł do Boga”. Meller, twardziel opuszczający Bengazi - w którym unormowała się sytuacja - na rzecz ostrzeliwanej Misraty, musi wyjść z pokoju szpitalnego („zacząłem się bać, że się popłaczę”), w którym leży pięcioletnia córeczka znajomego. Pogodna dziewczynka właśnie straciła nogę, a jej dwie siostry zginęły w bombardowaniu. Pladze gwałtów dokonywanych przez kaddafistów na misrackich dziewczętach Meller poświęca cały rozdział, pisząc, że jest to gorszy od karabinów sposób zadania długotrwałego cierpienia całej społeczności, w której wszyscy są jak rodzina i takie sprawy nie dadzą się ukryć, zatruwając to środowisko jeszcze przez wiele lat. W odwecie ludność misracka przepędziła mieszkających niedaleko czarnych osadników, identyfikowanych zbiorczo jako najemnicy Kaddafiego – choć te społeczności funkcjonowały dotąd obok siebie w jako takiej zgodzie.

Choć Meller nie udaje, że jest bezstronnym obserwatorem i wyczuwalnie kibicuje powstańcom – przynajmniej w pierwszych tygodniach pobytu w Libii, bo później serdeczne dotąd nastawienie Libijczyków do zachodnich dziennikarzy zmienia się w nieufność, próbują oni cenzurować ich pracę, a głoszone hasła o umiłowaniu demokracji i praworządności mają się nijak do tego, jak został potraktowany Kaddafi po schwytaniu i jak są traktowani kaddafiści w szpitalach – stopniowo Libia ukazuje mu się w bardziej zróżnicowanych barwach, a początkowa ekscytacja zdarzeniami ustępuje miejsca chłodniejszej analizie. Między czarno-białą walkę powstańców i kaddafistów dostają się szare tony, sugerujące istnienie w Libii bardziej skomplikowanej sytuacji, niż ta powszechnie przedstawiana na użytek Zachodu – i nie chodzi tu tylko o ignoranckie uproszczenia w wykonaniu amerykańskich dziennikarzy. Słowa ukraińskich pielęgniarek na kontrakcie w Libii zaskakują, są jak zimny prysznic na rozgrzane głowy rewolucjonistów.Kwestia czarnej
ludności tego kraju, o której Meller tylko nadmienia (za to bardzo sugestywnie) też daje dużo myślenia. Przydałoby się pogłębione spojrzenie na niektóre zjawiska, na których zbudowana jest libijska społeczność, ale w książce Mellera nie ma na to niestety miejsca.

d7lln3d

Zenga, zenga jest wciągającą relacją napisaną świetnym językiem. Spisywane na gorąco reportaże z brutalnej wojny mieszają się z wzruszającymi i niekiedy zabawnymi scenkami z pracy dziennikarskiej, które pozwalają choć trochę pojąć motywy, dla których Meller i jemu podobni z całego świata jadą w miejsca, skąd wszyscy inni próbują się wydostać. Ujmująca jest szczerość autora, który – jak w przypadku poprzedniej książki – nie robi z siebie ani bohatera, ani supermana, ani mądrali udającego, że nic go nie rusza, a na temat Libii wie wszystko i tylko łaskawie dzieli się swoją wiedzą z nami-cherlakami. Mimo to lektura jego książki bardzo przybliża tę tematykę, choć momentami chciałoby się przeczytać bardziej wnikliwą analizę. *Dziwnie gorzki koniec tej wojny sprawia bowiem, że przed Libią stoi więcej wyzwań i pytań niż przed rozpoczęciem rewolucji. *

d7lln3d
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d7lln3d