Straszna jest to księga i zali prawdą jest, że sam Lucyfer miał w niej maczać swe szpony. Jej potęga jest wielka, jak brama przenosząca nas w czasy znane dzieciom tylko z podręczników historii, a nam, z opowieści i bajań szaleńców. Miejcie się jednak na baczności cnotliwe niewiasty, bo zwiedzie was jej uroda i szczerość.
Oczom waszym ukażą się cuda niezbadane, straszne, a jednak dziwnie was pociągające. Zgubi was ta księga, i choć mnie to nie obchodzi, ostrzegam was. Odciągnie od świata, dzieci, małżonków, zapomnicie o pozostawionym w ukrytej komorze kochanku. A wy... Dzielni wojowie. Na nic zda się wasza odwaga, sromem okryją się wasze ciała.
Historia Wita wyda wam się może i znajomą... Bo wywleczoną przez ciemne moce z koszmarów! Na magię czarną i smolistą, nicość piekielną, mówię wam, nic to wasza moc, nic. Bowiem wziął się on z Odry, rzeki jego, pierwotnej piastunki, mamki najlepszej. Tej co wody swoje toczy nadal, jakby napojona jego siłą, która... nie odeszła.
Zrodzony z nieprawego łoża, syn Wenus i Lucyfera, z ciemnymi mocami zadarł. Dlatego też, w objęciach wody duch jego żyw chodzi. Jako po ziemi po falach stąpa, nie umoczywszy dziwnie materialnych stóp. Zdawało mi się, że czarniejszej od siebie nie znajdę, alem się myliła. Wyborne harce, znajome, w okowach średniowiecznej historii, na waszą zgubę, uważam za rozpoczęte. A dzielnicę Borek Wrocławia, gdzie duchy mają zawsze prostą drogę, za wylęgarnię czarowników obwieszczam.
Cała ta historia zbyt jasną, zbyt prawdziwą się zdaje wam przez fakty. Jakże sprytnie mieszane i przez niego, Wita, splątane. Drogi naszych praprzodków, przez niego złamane. Tako ja wam rzecze, mimo że za nic mam wasze żywota, ale wiedźmą jestem, więc swój znak umiem rozpoznać. Alem o tak czarnym jeszcze nie słyszała. Ukryć się musiał. I piętno jego, takie inne niż moje. Ale jak się dziwić.
Chowaniec Kaliny, wiedźmy górskiej, moc z Sobótki ma. Polskę i świat zalał niegdyś, a dziś mu powrócić dajecie, cień wilka i orła. Zbyt czarny, jak śmierć. Panie Jabłoński, strach to szatana przyzywać! Z okładki spoziera na mnie pomiot czarci. Nie jak kiedyś z białych stron, ale z brązowej, okiem żółtym łypiąc. List to jest parszywy, ten manuskrypt, dumny i dziwnie piękny, ale ci, którzy dialogów chcą, niech nawet po niego nie sięgają.
Te wspominki to tylko życie jego, czarnego, jak ja ... ili ja nigdy bym się nie zaważyła na krew świętą jak on plwać. Duma przemawia w każdym jego słowie. Czcił on szatana, ale cóż się dziwić, gdy zrodzony i chowany w ramionach jego oblubienicy, pięknego pana, światło zwodnicze, jak ta księga.
Ostrzegam!!! Ten kogo znudzi i zmęczy ta księga, tego co ją rzuci, życie będzie spokojne. Ten jednak kto tego nie uczyni, dozna poznania, tym gorszego, że wątpia na odwrót mu wywróci i odbierze spokój duszy. Bo wiedza nie zawsze jest dobrem. Czasem, sił nie ma by jej wielkość przyjąć. Nekromanta to imię jego drugie. Witelo, syn Turyngi i Polski, w znaku Skorpiona zrodzony... Zaklinam was, sił ostatkiem... Nie pragnijcie mocy poznania!