Wyszukany tytuł, niemożliwy do odszyfrowania bez wertowania słowników, obrazek z dziwolągiem na okładce, bohaterowie o nadzwyczajnych a nieuzasadnionych zdolnościach fizycznych i psychicznych, pełna zagadek rzeczywistość alternatywna rządząca się prawami znanymi tylko autorowi, pomieszanie planów czasowych i przestrzennych, przenikanie się wymiaru fizycznego i metafizycznego, parapsychiczne oddziaływanie na materię, wrzucanie do jednego worka ludzi, cyborgów, maszyn, dżinnów i upiorów, zanegowanie oczywistych związków przyczynowo-skutkowych, puszczanie wodzy fantazji bez ograniczeń nadawanych przez sprawdzone konwencje literackie...
...to wszystko niezawodny przepis na powstanie prozy żywiołowej i chaotycznej, bez wyraźnego nurtu akcji i wiarygodnych bohaterów, gubiącej sensy i redefiniującej znaczenia, trudnej do czytania i do zrozumienia, i z tej też przyczyny niesłusznie aspirującej do nobilitującego miana postmodernistycznej czy artystycznej. Dodajmy do tego – prozy skutecznie odstręczającej od wszystkiego, co zawiera choć odrobinę fantastyki, te osoby, które twardo stąpają po ziemi i oczekują w literaturze pewnej dozy realizmu, psychologicznej wiarygodności i spójności świata przedstawionego.
Taki też los mógł stać się udziałem powieści „Aposiopesis” Andrzeja W. Sawickiego. Mógł, ale w żadnym przypadku się nie stał. A to dzięki niezwykłemu pisarskiemu wyczuciu, talentowi narracyjnemu umożliwiającemu umiejętne konstruowanie wciągającej fabuły, autorskiemu samoograniczeniu fajerwerków wyobraźni na rzecz literackiej dyscypliny i konsekwencji, a także dystansowi do materii dzieła i wyważonemu poczuciu humoru, którym zostało one przesycone. Przede wszystkim jednak – dzięki budowaniu akcji w oparciu o emocje, bo jeśli one okazują się autentyczne, to cały barokowo rozbuchany świat przedstawiony staje się łatwy do zrozumienia i zaakceptowania.
Po publikacji szeregu opowiadań w sieci i w druku, w 2009 r. Sawicki wydał debiutancką powieść „Inkluzja”. Łączyła ona space operę z weird fiction i nie była wolna od przywołanych na wstępie grzechów. Z czasem jednak proza tego pisarza ewoluowała i dojrzewała, co zaowocowało w 2011 r. ciekawą „Nadzieją czerwoną jak śnieg”, która w historię powstania styczniowego wpisywała pierwiastki metafizyczne. Kontynuacją zainteresowań poprzednimi wiekami stanowił cykl powieści przygodowo-historycznych, których bohaterem był polski żołnierz epoki napoleońskiej Kazimierz Lux („Honor Legionu”, „Szabla Sobieskiego”). Wydaną w bieżącym roku steampunkową powieść „Aposiopesis” należy uznać za godne zwieńczenie tego twórczego rozwoju i najciekawsze z dotychczasowych dokonań autora. Do analogicznego miana w kategorii krótkich utworów mogłoby z kolei kandydować przejmujące opowiadanie „Żegnaj, laleczko” z antologii „I żywy stąd nie wyjdzie nikt”, również opublikowanej w 2014 r.
Akcja „Aposiopesis” rozgrywa się w alternatywnym XIX w., skrojonym na steampunkową modłę. Warszawa roku 1871 jest miejscem, w którym dochodzi do wydarzeń ważnych nie tylko dla Imperium Rosyjskiego, którego miasto jest częścią, ale i dla ościennych mocarstw. Podczas spektaklu w Operze w tajemniczych okolicznościach ginie austriacki ambasador, co może mieć brzemienne w skutki konsekwencje polityczne. Carskim śledczym trudno uwierzyć, że jedynie przypadkiem w loży ambasadora zasiadała w tym czasie Henrietta von Kirchheim – agentka pruskiego wywiadu i mechanicznie wspomagana junkierka.
Jej obecność tym bardziej wydaje im się podejrzana, że w gronie jej znajomych szybko doszukują się polskiego inżyniera Daniła Downara, potomka hetmana Chodkiewicza. Nie dość, że młodzieniec prowadzi zagadkowe eksperymenty, to sam jest mechaborgiem i trzyma w domu Murzyna, w którym rozpoznano wysokiej rangi urzędnika dworu Imperium Osmańskiego. W umysłach śledczych wszystko to układa się w skomplikowany międzynarodowych spisek, mający na celu skłócenie Rosji z Austrią i Prusami, na czym skorzystałaby Turcja i sprzymierzone z nimi Francja i Anglia, które kilkanaście lat wcześniej pobiły carskie wojska podczas wojny krymskiej.
Henrietta rzeczywiście zna Daniła, ale ich relacje mają zgoła inny niż szpiegowski charakter. Opierają się fascynacjach naukowych obojga i namiętnym uczuciu, którym inżynier darzy dziewczynę. Natomiast jego podejrzany sługa to czystej wody dżinn, który co prawda opowiada niestworzone rzeczy o swoich przygodach z minionych wieków, a nawet tysiącleci, ale od lat nosi swojskie miano Alojzego Orzeszki, a ostatnio nawet nawrócił się na katolicyzm. Co prawda Downar nawiązuje kontakt z poddanym sułtana tureckiego Burhanem Bejem, ale dochodzi do tego dopiero w... więziennej celi, do której trafia za sprawą carskiej policji już po zamachu.
Pragnąc oczyścić się z niesłusznych zarzutów, Henrietta i Danił prowadzą własne śledztwo, zarówno w rzeczywistości, w której żyją, jak i w innych wymiarach, narażając się na liczne niebezpieczeństwa, w tym na nieprzychylność władz oraz zamachy na swe życie, mienie i godność. Z czasem pewną pomocą staje się dla nich pułkownik Aleksander Kusow, dowódca specjalnej, podległej bezpośrednio carowi jednostki wywiadowczo-śledczej, którego Henia – nie bez wzajemności – obdarza romantycznym afektem.
Steampunkowej stylizacji świata przedstawionego Sawicki dokonuje w sposób niezwykle konsekwentny i przekonujący, unikając powszechnych w tym nurcie fantastyki pułapek nadmiaru i niedookreślenia. Choć stylizacja ta dominuje, autor nie poprzestaje na niej i drobiazgowo odtwarza również realia historyczne oraz przedstawia postacie z epoki. Wykreowani przez niego bohaterowie nie tylko przystają do przyjętej konwencji, ale są też wiarygodni poza jej ramami. A to dzięki wspomnianym wyżej autentycznym emocjom, na których bazują. Miłość, tęsknota za bliskością i uznaniem, pragnienie dotknięcia absolutu, pęd ku poznaniu, umiłowanie wolności, chęć odpłaty za doznane krzywdy – to wszystko na wskroś ludzkie odczucia, które powodują, że równie prawdziwi jak Henrietta i Danił wydają się nam dżinn Alojzy i zombi będący niegdyś muzykiem, a nawet automat Siedemnaście w urzędzie pocztowym.
Pod powierzchnią dynamicznej, przygodowej akcji, opisywanej barwnym i dowcipnym językiem, kryją się również istotne problemy. Pojawiają się pytania o walkę narodowowyzwoleńczą, sens religii, zasady moralne i kwestię mniejszego zła, dopuszczalność niewolnictwa i handlu żywym towarem. Szczególnie te ostatnie – paląco aktualne także we współczesnym świecie – potraktowane są z należytą powagą. Jak refren żałobnej pieśni powraca w powieści przejmujący motyw tytułowego aposiopesis. Pochodzące z greki słowo, tłumaczone jako „nadejście ciszy” czy „początek ciszy”, w muzyce oznacza figurę retoryczną mającą postać długiej pauzy. Stosowana jest ona do wyrażenia wydarzeń tragicznych, takich jak rozłąka czy śmierć, a w operze właśnie śmierć którejś z postaci poprzedza. Każdy z głównych bohaterów powieści Sawickiego musi mierzyć się z własnym aposiopesis. Dla niektórych z nich oznacza to koniec czegoś niezwykle ważnego, a dla niektórych – także początek czegoś zupełnie nowego.