Życie potrafi dać czasem taki ożywiający impuls, że aż miło. Veronique, lat dwadzieścia jeden, rozstaje się ze swoim aktualnym chłopakiem Jeanem-Pierrem. Snobem, zwariowanym na punkcie awangardowej muzyki ("tego się słucha w skupieniu"), a w zasadzie "pejzaży dźwiękowych" w wykonaniu Awangardowego Sofijskiego Oktetu Tarzystów. Znanym ze scenki wydmuchiwania dymu papierosowego z taką miną, że mało kto potrafi znieść ten widok. Specjalistą od nierealizowania wspaniałych planów na przyszłość. Facetem o którym wszystko wiadomo już po pierwszej nocy. Cała reszta to wrażenie jak z programu TVP: powtórki, powtórki, powtórki. Szczęściem wychodząc z domu Jeana-Pierra wie, że tak naprawdę nie jest sama na tym dziwnym świecie. Ma bowiem wiernego, choć małomównego przyjaciela, bernardyna Cesara. Złe samopoczucie potrafi zaś złagodzić zabrany z domu byłego chłopaka joint. Wsiada do niedawno zakupionego samochodu (mały, biały wiekowy fiacik) balujących gdzieś w Beninie rodziców i rusza do domu. Następnego dnia dociera
do niej dość przykry fakt z niezbyt dobrze zapamiętanego nocnego powrotu do domowych pieleszy.
Jakaś kraksa, pogruchotany wóz. Wiadomości, które przerażona kwituje tylko krótkim: "O, jasna cholera (...) zabiłam księżną Walii." Okazuje się, że pracowita francuska policja już poszukuje białego fiata uno uczestniczącego w kraksie. Niezastąpiona koleżanka Veronique o jakże wdzięcznym imieniu Estelle wpada na genialny pomysł... Plejada dziwaków czyli grupka jakże normalnych ludzi. Począwszy od Jeana-Pierra, poprzez przyjaciołkę Estelle, wujka Jeana-Pierra zwanego wujaszkiem Thierry, po mechanika samochodowego, czy wrednawą koleżankę z pracy. Takiej galerii cudaków nie spotyka się na co dzień. Taki wujaszek Thierry - niewiarygodnie wprost sympatyczny (jak Cesar), bardzo nieszczęśliwy i małomówny hodowca gołębi. Albo Estelle - zagorzała wielbicielka przecudnej walijskiej poezji.
Nie jest to wielka, ambitna, wtłaczająca w sprężyny miękkiego fotel proza, a raczej skreślony lekkim piórem, zabawny i smutny zarazem obrazek z jakże przebogatej rzeczywistości. Bardzo ironiczny, całkiem zwariowany, trochę nostalgiczny. Czyta się szybko i miło bo rzecz napisana jest wyjątkowo sprawnie. Humor momentami jest dość angielski, z elementami nieprzyzwoitości a la Benny Hill. Niezbyt wyszukana może, ale całkiem niezła rozrywka. „Ci, co mówią, że życie jest skomplikowane, nie mają pojęcia, o czym bredzą”.