Potrzeba opowiadania, snucia historii, istnieje w nas od dawien dawna. Może dlatego, że kiedy przerzucamy poszczególne frazy opowieści jaką prezentujemy, szybciej i milej umyka nam czas. Może też dlatego, że by snuć opowiadanie, wcale nie trzeba być artystą, pisarzem. Wystarczy mieć pomysł bądź zaczerpnąć go z otaczającej rzeczywistości, a potem ubrać wszystko w słowa i zaskoczyć błyskotliwą narracją słuchaczy, czytelników. Krótka forma wymaga bowiem majstersztyku, lśnienia i dobrego wycyzelowania tego, co chce się przekazać.
Wszystkie dni lata to zbiór dziewięciu opowiadań czołowych polskich pisarzy. Historii, które łączy główny temat: miłość, sceneria-pretekst: plaża, morze oraz pismo w jakim zostały zamieszczone, a więc letnie numery tygodnika „Newsweek”. Autorzy tychże krótkich form prozatorskich wykazali się niemałym kunsztem pisarskim, pomysłowością i ku mojemu miłemu zaskoczeniu niestereotypowym ujęciem tematu. Sądziłam, że o amorach nadmorskich porywająco napisać nie można, a tu proszę, spotkała mnie niemała niespodzianka.
Nie dość, że obrazki prezentowane na stroniczkach Wszystkich dni lata są pomysłowe, to jeszcze prawie w każdym opowiadaniu pojawia się cenna refleksja na temat uczucia, jakim jest miłość. Niemal każdy autor wprowadza połączenie Erosa z Thanatosem. Zdarza się, że umiera uczucie, jego pierwotny kształt, ale również jeden z partnerów. Tylko od bohatera zależy, czy wspomnienie byłego żaru pozostanie w nim na dłużej, czy też odpłynie razem z morska falą. Przyznajcie sami, że to niezwykle ujmujące filozoficzne połączenie miłości ze śmiercią, obumieraniem oraz z falami morskimi stanowi zgrabny i wartościowy detal prezentowanych opowiadań.
Zachwyca też język. Czasem niezwykle patetyczno-poetycki, np. w „Klapkach (z zielonymi motylkami)”, by w rzeczywistości oddać groteskę sytuacji, niekiedy tchnący zwyczajnością, codziennością („Królowa fryzjerek”), to znów przypominający swą strukturą slang środowiskowy („Stereotyp”). Poprzez zabawę językiem, kompozycję wypowiedzi, narracji, autor modeluje formę, ale również treść, oddaje charakter danego uczucia. Inna jest bowiem, jak się okazuje, miłość fryzjerki, inna mężczyzny zagłębionego na plaży w dzieło Sch. Zwłaszcza Shuty i Kuczok zdają się mówić: „Pozwól mi usłyszeć twoją mowę, a ja przyjdę i opowiem ci, jak kochasz”. Ujmujące to, łapiące za serce i, no cóż... przed językiem niektórych opowiadań chylę nisko i z szacunkiem czoła.
Skoro już wyraziłam swoje peany, to czas na pean ostateczny, a mianowicie szczególnie bliskie memu sercu i poczuciu estetyki opowieści nadmorsko-miłosne. O dwóch takich, którzy skradli me serce, choć przyznam, że stało się to już przed czytaniem owych opowiadań, wspomniałam powyżej. Panie Wojciechu, szczególne laury dla Pańskiej poetyczności, operowania groteską i ironią: „O, lamencie niewczesnego odkrycia...”. Panie Sławku, dla Pana gratulacje za blokowo-luzackie opowiadanko i te smsy, które tak krótko i dobitnie dzisiaj wyznaczają gdzie ta miłość, z kim i po co. Dla Rafała A. Ziemkiewicza przeprosiny. Czytając Pańską Południcę powiedziałam, co za g...o, a potem całkowicie zmieniłam zdanie (przecudowne, wartościowe opowiadanie). Wreszcie podziękowania dla mistrza w rozbudzaniu cieni smutku, nostalgii i refleksji w czytelniku, Stefana Chwina i jego prozaicznie zatytułowanej historii o dojrzałym uczuciu „Opowiadanie o miłości”.
Choć lato już za nami, szum morza niedługo ucichnie przytłumiony przez przymrozki, a potem lód, to miłość będzie towarzyszyć nam każdego dnia. Może zatem warto rozgrzać się Wszystkimi dniami lata podczas jesiennych, a potem również zimowych wieczorów? Wszak z dobrym opowiadaniem czas milej pomyka, refleksje się rodzą, no i warto poobcować ze spojrzeniem pisarzy polskich na rzeczywistość i funkcjonowanie miłości w naszej codzienności. Warto tym bardziej, że pióra nie lada i za serce chwytają.