„Wizyta u lekarza stała się niemiłym przypomnieniem własnej śmiertelności i faktu, że nie był już młodzieniaszkiem.”
Bo rzeczywiście już nim nie jest. Ale przecież nie chce zakończyć życia, które akurat teraz jest tak fascynujące. Senator Ashley Butler dopiero się rozkręca. Prawdziwy „Amerykanin”. Strażnik wartości. Ostoja moralności. Grubiański, chytry, zadufany w sobie, pełen tez i poglądów twardszych od diamentu, często głupich, ale jego. Nie rozumie dlaczego to on jest chory. Dlaczego to wszystko mu się przydarza. Ta słabość. Nie panowanie nad własnym ciałem, które powinno mu być uległe i podległe jak wszystko inne. A wszystko zawiera się w słowie parkinsonizm. Te drżące dłonie. Na początku leki pomagają. Wraca do życia. Nie widać po nim słabości, poza tą chwilą, gdy musi przyjąć kolejną dawkę. Ale choroba jest już tak zaawansowana, że niedługo będzie mógł ukrywać chorobę. Wkrótce ona go pochłonie. Jeżeli się podda.
„Dlaczego lekarze nie mówią ludzkim językiem?”
A on jest młody. Wszystko przed nim. Obiecujący lekarz, badacz, doktor Daniel, który właśnie spalił za sobą wszystkie mosty i postawił wszystko na jedną kartę. Klonowanie. Badania na myszach, nad HTRS, są obiecujące, ale ustawa senatora Butlera może wszystko zniszczyć. Zmiażdżyć go. Znowu zniżyć do poziomu, do jakiego obiecał sobie nie powracać. Poniżyć go. Bo dla niego przegrana to koniec. Nagły telefon od senatora dziwi go. Przygotowany na wyśmianie nawet nie przypuszcza, że oto zyska szansę, ale czy nie przerośnie go jej wymiar etyczny?
„Uważa pan, że boję się porażki?”
Tak, tego się boi, dlatego zgodzi się na propozycję senatora. Mimo, że ma wątpliwości, to jednak żyłka badacza wygra z etyką. Coś za coś. On wyleczy Butlera, a ten zapomni o ustawie zakazującej klonowania terapeutycznego. Ale nie poinformuje go, że większość dotychczasowych pacjentów – myszy – zdechło. Dlaczego?
„Podejmuję ryzyko roli królika doświadczalnego.” Powie Butler. Tylko stawia jedne warunek. Komórki macierzyste do HTRS, mają być pobrane... z Całunu Turyńskiego.
Książka prawdziwie na czasie, poruszająca problemy klonowania, przede wszystkim tego, które jest najistotniejsze. Klonowania terapeutycznego. Cook podaje przykłady, wszelkie za i przeciw, daje nadzieję, ale i szokuje. Jak sam, podjęty przez niego temat. Jednocześnie chyba już bardziej nie można zagmatwać historii. Bo tutaj nie chodzi o jedno życie. Raczej o punkt widzenia. O etykę, religię, to, w co się wierzy, co się widzi i czego się pragnie. Tylko, że wypowiadają się w większości ludzie zdrowi. Tacy, którzy są w stanie utrzymać w rękach filiżankę. Nie potrzebują nerki. Nie są sparaliżowani. Nie spoglądają na biotechnologię reprodukcyjną jak na zbawienie. Kwestie socjologiczne? A może różne punkty widzenia? Chory, zdrowy, potrzebujący, bawiący się w sędziego i ten, który tylko potrafi prawić morały. Ludzie.
„Brak mi słów.” Zwyczajnie.