Cezary Pazura: Duńczycy, Szwedzi, Anglicy. Kochają Polskę, tu czują się bezpiecznie, mogą popatrzeć na ładne, czyste dziewczyny. Nikt do nich nie będzie strzelał
Powie zdanie, wywoła burzę. Lekkomyślny? – Ludzie wciąż wykorzystują moją naiwność – przyznaje. – Jestem jak dziecko. Ktoś się pięć razy zamachnie, kopnie, pies nie podejdzie, a Pazura podejdzie - mówi aktor, który właśnie wydał biografię. To cały kalejdoskop wspomnień, tych jasnych, ale i najmroczniejszych, o których mówienie wciąż boli. A jednak rozmawiamy...
Rachela Berkowska: Co pan przerobił pisząc tę książkę?
Cezary Pazura: Trudne pytanie. Kiedy opowiadam o kawce - była swego czasu moda na hodowanie tych ptaków - szczeniakach, o zabijaniu zwierząt na wsi. Albo o tym, jak mnie w dzieciństwie pobił pijany facet, połamał mi żebra, palce. I rodzice byli bezradni, nie można go było ukarać. To są moje traumy. To tak drastyczne wspomnienia, że dziś, nagrywając audiobooka, zastanawiałem się, czy niektóre rozdziały nie są przypadkiem moją psychoterapią?
Zaczyna pan i kończy swoją opowieść historią bezradności. I alkoholu.
Pili wszyscy - takie miałem, jako dziecko, wrażenie. Zapach alkoholu dolatujący z czyichś ust, był normą. Czuło się go w powietrzu, jadąc autobusem. Wszyscy pachnieli tak samo. Alkohol pomieszany z papierosami.
Czasy płynące pod hasłem: No co, z nami się nie napijesz?
Dotknęliśmy tego w ”13 posterunku”. Zrobiliśmy nawet takie koszulki: ”Tu jest Polska, tu się pije”. To picie było naszą narodową ”gębą”. Ale potem zacząłem jeździć na występy do Anglii i tam zobaczyłem, że nasz kraj w porównaniu nią jest całkiem trzeźwy. Zgłębiłem temat, Anglia ma dużo większy problem z piciem, niż my. Marne pocieszenie, też go mamy. Jeden z rozdziałów kończę posumowaniem, że te wszystkie rodzinne nieszczęścia, o których słyszymy, dzieją się właśnie przez alkohol.
Czytamy, że dziecko zostało skatowane przez pijanego konkubenta. A matka miała dwa promile alkoholu we krwi. Widzę czasem w internecie taki sugerujący straszną zawartość obrazek i boję się otworzyć materiał.
To ma pani tak samo, jak ja. Pewne obrazy zostały we mnie na całe życie i to są też moje traumy. Pamietam relację z wojny w Wietnamie, w dzienniku telewizyjnym, o dziewiętnastej trzydzieści. Pokazali związanego Wietnamczyka, któremu żołnierz amerykański strzela w tył głowy. Upadł - na szczęście obraz był czarno biały - a krew pulsowała pionowo w górę, coraz to mniejszym i mniejszym strumieniem. I ja to zobaczyłem. Ten obraz siedzi we mnie prawie pół wieku. Potrafię opisać każdy jego detal.
Powinniśmy pokazywać podobne sceny?
No nie, od zawsze to mówiłem. To był mój dylemat, wyczytałem, że ktoś kogoś zabił, bo widział taką scenę w ”Psach”. I teraz pytanie, co było pierwsze, jajko czy kura? Artysta wzorował się na rzeczywistości pisząc kryminały? Czy gość obrobi bank, bo przeczytał książkę? Są filmy, które nie powinny były powstać. ”Nieodwracalne”, Gaspara Noé z Monicą Bellucci, w którym jest siedemnastominutowa sceną gwałtu.
Co pan myśli o #metoo, tej wielkiej akcji na Facebooku?
Popieram kobiety, które walczą o swoją godność w tej kwestii. A co ja miałem zrobić jak na przykład podczas studiów dobierała się do mnie koleżanka? Dużo większa.
Pan mi to wytnie.
Nie, dlaczego. Ona chyba chciała zdobyć chłopaka za wszelką cenę. Nie podobała się ani moim kolegom, ani mnie. Kiedy na siłę zdejmowała ze mnie koszulę, powiedziała: ”Koszula albo ja”.
– Oczywiście koszula – odpowiedziałem, wstałem i wyszedłem.
A co pan myśli o zaczepkach słownych? Gdyby za pana żoną cmokali na ulicy?
Udusiłbym za to
I tę emocję rozumiem. Jest w książce takie stwierdzenie: ”Edyta mówi, że dostaję szału”. Co to jest, ten pana szał?
No zrywam się raz na jakiś czas. Bo naczynie się wypełnia, wypełnia…
Ale czym, frustracją, złością?
Złością. Panuję nad tym, do czasu, a w końcu: buch, pęka i wtedy wgniatam w ziemię. Tak było, kiedy reżyserowałem film. Mówili: O Czarek taki fajny i świetnie reżyseruje. Wspaniale pracuje z aktorami. Ekipa go kocha. I płaci na czas.
Mówi pan o ”Weekendzie”?
Tak, o moim debiucie reżyserskim. Dochodzi do sceny pościgu i okazuje się, że moi gangsterzy mają jeździć jakimś dwudziestoletnim rzęchem. No i tu się zerwałem. I potem już mnie nie lubili. Nie potrafię wyskalować swojego oburzenia. Wydaje mi się, że kiedy daję ludziom serce, to oni są mi winni to samo. Mogę przełknąć potknięcie raz, ale potem zwyczajnie nie daję rady.
Przyznaje pan, że ludzie go wykorzystują. A jednak wciąż wystawia się na ciosy, dlaczego? Opowiada pan w książce, jak oddał obcemu facetowi cały utarg ojca. Ta dziecięca naiwność wciąż w panu jest?
Tamten facet mnie wykorzystał. Ludzie wciąż wykorzystują moją naiwność. Jestem jak dziecko. O co chodzi - sam się nad tym zastanawiam. Taką mam cechę charakteru. Ktoś się pięć razy zamachnie, kopnie, pies nie podejdzie, a Pazura podejdzie, bo będzie ufał, że już się wypełniło.
Piękne słowo. Z Gałczyńskiego, z Biblii. Rzadko używane.
Powiem tak, lubię ludzi, którzy są naiwni, jak ja. Wchodzą w relacje całym sobą. Jeśli widzę, że ktoś się starał i mu nie wyszło, zawsze wybaczę. Ale jak się miga. O, tego nienawidzę. A najwięcej wymagam od najbliższych, bo jeśli ja daję z siebie wszystko, to i oni powinni. Edytka czasem pyta: ”O co masz do mnie pretensję? Zobacz, ten czegoś nie zrobił. Tamtem też. Nie miałam czasu”. Odpowiadam: To mnie nie interesuje, ty nie jesteś z tamtej drużyny.
I jest awantura, jako tę przysłowiową cytrynę w książce?
Już się z takich drobiazgów wyleczyłem. One są naprawdę nieważne.
Na terapii pan to przerobił, czy może z księdzem Konikiem?
No masz, raz wspomniałem księdza, a temat wraca. Parę razy się z nim widziałem. Był w Warszawie, przeniósł się do Włocławka. Jestem we wspólnocie, spotykamy się we środy. Oczywiście już z pięćdziesiąt tych śród opuściłem. Bo akurat wtedy gram spektakle. Ale mamy też wspólne wyjazdy. Ksiądz Konik otworzył mi jakąś furtkę.
W szkole nauczyciel nam o niej (duchowości) nie mówił, on miał do zrobienia polski, albo matematykę.
Duchowość jest ważna.
To jedyna rzecz, której nas nie uczą. Zenon Laskowik miał taki skecz:
– Gdzie się tego nauczyłeś?
– W szkole
– Chyba na uczelni. Szkoła szkoli, uczelnia uczy.
Szkoła szkoliła umysł i ciało. Trzeba było umieć wf i matematykę. Duchowość zostawiono dla kościoła. To tam uczono nas wiary, religii. Pamiętam, jak ksiądz pokazywał przez okno: ”Patrzcie, idzie pijany”. No pijany, jak pijany, na nikim to nie robiło wrażenia. A ksiądz ciągnął: ”Zobaczcie, idzie pijany w biały dzień. To jest zło. Wódka to jest diabeł”. Śmialiśmy się, nie zrozumieliśmy tego.
Jak ktoś nie chodził do kościoła, to na rozwój duchowości nie miał szans?
W szkole nauczyciel nam o niej nie mówił, on miał do zrobienia polski, albo matematykę.
To ministrantowanie wyszło panu na dobre. Dało tę drugą nogę w życiu.
Życie się nie chwieje dopiero, jak jest oparte na trzech nogach.
Proszę je wymienić.
Rodzina, Kościół i szkoła - nauka. Chcę powiedzieć, że nie pisałem książki z potrzeby zdefiniowania świata, chciałem na ten świat zaświecić latarką. Oświetlić coś z mojej perspektywy. Tego się nauczyłem od pana Adama Hanuszkiewicza. Mówił - ty zrób dobry spektakl, a refleksję zostaw widzowi.
Dlaczego pan zaświecił latarką na Krzysztofa Majchrzaka i wyciągnął traumatyczną zupełnie sytuację, kiedy on ubliżał panu przy pełnej sali na festiwalu filmowym?
To był jeden z paru przykładów, kiedy zostałem zupełnie bezpodstawnie skrzywdzony. Nikt się za mną nie wstawił. To była jedyna osoba z branży, która mówiła głośno o kolegach. To mi się bardzo nie podoba.
Majchrzak powiedział wtedy, ma pan sznurek między nogami, jak się za niego pociągnie, to pieniądze lecą panu z dupy. Przepraszam. Cytuję.
Jak pajacowi. Powiedział to na forum, a na festiwale przyjeżdżali wtedy wszyscy najważniejsi.
Sala festiwalowa ma jednak swoją pojemność. Po co pan o tym opowiedział w książce?
Szczerość. Trzeba wiedzieć kto jest kim. Moim ulubionym programem kulturalnym był ”Pegaz”. Marzyłem o tym, że kiedyś w nim wystąpię. Zaproszą aktora: ”O zagrał pan w teatrze Raskolnikowa. Jak pan pracował nad rolą”. Porozmawiamy. To się nigdy nie stało. Zaproszono za to Majchrzaka. Widziałem ten program, Prowadzący powiedział: ”Jest pan znany z kontrowersyjnych wypowiedzi na temat swoich kolegów.” Wtedy się zaczęła epoka brukowców.
Przed czym chciałby pan ochronić swoje dzieci?
Nie mogą sięgnąć po narkotyki. Widziałem, co się dzieje z ludźmi po narkotykach. Kiedyś zabrałem głos, trochę niefortunnie, potem się od tego odżegnałem. Napisałem na Facebooku, że nawet trawka jest bardzo zła. Ale nie myślałem wtedy o lekarstwach. Uważam, że jeżeli pomagają w uśmierzaniu bólu, są konieczne. Boję się jednego, nadużyć. Zna pani hasło: socjalizm tak, wypaczenia nie. Dziś powiem: demokracja tak, wypaczenia nie. Lekarstwa tak, wypaczenie nie.
Parę dni temu wypłynęła lista dilera, są na niej również nazwiska aktorów. Czytał pan, widzi pan wokół siebie ludzi z problemem?
Nie, i nie widzę tego, przyglądam się, ale nie widzę, żeby ktoś ćpał. Kiedyś narkoman leżał brudny ze strzykawką wbitą w żyłę. A dziś mamy wysmakowanych biznesmenów, którzy są kokainistami od 20 lat. Zmieniło się wiele. Wiem jedno, to nie moja droga.
*Jak z aborcją, zabrał pan głos przy okazji naszej ogólnonarodowej dyskusji. *
(…)
Znów zapytam, zabierać głos czy milczeć w takich sprawach?
Szczerze? Milczeć. To mi mówi rozsądek. Ale Czaruś nie słucha.
I wystawia się na strzał.
A to było wystawienie się na strzał? Nie miałem pojęcia. Okazało się, że tak.
To dobrze, że o ważnych sprawach rozmawiamy publicznie. Pytanie, czy ta różnica zdań odbija się panu w życiu czkawką? Na przykład z Mają Ostaszewską się omijacie?
A niby dlaczego? To moja ulubiona aktorka. Wielka, utalentowana, wspaniała artystka. Ma prawo do swojego punktu widzenia. Jak ktoś ma inne poglądy, może mnie przekona, niech próbuje.
Ścieramy się, spieramy się w tym naszym kraju na argumenty. Biorąc oddech, dobrze się pan tu czuje, czy źle?
Najlepiej czuję się w Polsce. Jak jeżdżę na występy za granicę, na przykład ostatnio do Niemiec, to z ochotą wracam do naszego kraju. Polska jest czysta, zadbana. Nawet na przystankach ludzie w Polsce są pogodniejsi, jacyś tacy ładniejsi. Czuję się dumny z tego, że jestem Polakiem. Otwierają się u nas nowe galerie handlowe. Ludzie się śmieją - o, galeria za galerią. Ale nowe, w Niemczech wszystko mają stare, bo oni to budowali 40 lat temu. Mogą nam tylko zazdrościć. W czasie wakacji trafiłem na imprezę do klubu tanecznego, który mieści się na jednym z dachów Warszawy. Polacy byli tam w mniejszości. Wkoło bawili się Duńczycy, Szwedzi, Anglicy. Kochają Polskę, bo się tu czują bezpiecznie, mogą popatrzeć na ładne, czyste dziewczyny, napić dobrego alkoholu. Nikt ich tu nie pobije, nie zwyzywa. Nikt do nich nie będzie strzelał. Kocham Polskę.
Jest w książce rozdział o straconych szansach. To sprawy, o których często pan myśli?
O tym, że moje życie zupełnie inaczej by wyglądało, gdyby żył Krzysztof Kieślowski? Zdarza się. Polubił mnie bardzo. I o tym, że nie słuchałem pana Andrzeja Wajdy, jak mi mówił: ”Niech pan nie bierze wszystkiego, panie Cezary. Niech pan poczeka na dobre propozycje”. I Boguś Linda to samo mi tłumaczył. A ja musiałem komornika spłacić, dziecko nakarmić. Mało zarabiałem, pracowałem z kolegami, ile ja rzeczy zrobiłem charytatywnie, to się w głowie nie mieści. W kabarecie mówiłem żartem, charytatywny to ja jestem do stu złotych. Powyżej, jestem potrzebujący. Czyjeś długi musiałem spłacić.
O tym jest ostatni, bardzo mocny rozdział.
Dlatego napisałem go w trzeciej osobie. Nie byłbym w stanie w pierwszej. To co mnie spotkało, może spotkać każdego.
Co się czuję, kiedy trzeba dać ogłoszenie w gazecie: ”Za długi żony nie odpowiadam”?
Taki był wymóg sądu. Robiłem to dla dziecka. Nie mogłem wtedy nic sam zrobić. Wyjechać gdzieś, zapisać córki do przedszkola. Pracowałem, jak teraz. Rozmawiamy, a ja za chwilę biegnę na scenę. Wtedy też grałem w teatrze. I co wieczór powtarzała się taka sekwencja. Siedzę już w kostiumie. Dziecko obok. Rysuje, o coś pyta i muszę spokojnie odpowiedzieć. A przecież myślę tylko o tym, że nie mam jej z kim zostawić. Zegarek cyka bez litości i za trzy minuty muszę wejść na scenę. Jak w ciągu tych trzech minut pani bufetowa się nie zlituje, to… Natłok myśli, w napięciu, w oczekiwaniu na: ”Panie Czarku, już, już, już ją biorę”. Bo kawę sprzedała i się zlitowała. Wchodziłem na scenę, a potem wracaliśmy do domu. I znów.
Aż zdarzyła się piękna miłość i poukładał pan tę rodzinną układankę.
Tak nam dali po tyłku na początku znajomości, że Edytka parę razy była spakowana, gotowa, żeby wracać do Krakowa. Mnie też sporo przerażało, różnica wieku, to, że nas wezmą na języki.
_Edyta Pazura jest menadżerką swojego męża. _
Dostał pan wsparcie od kolegów.
Borys Szyc, graliśmy razem w serialu, powiedział tylko: Wchodź w to. A Robert Chojnacki, saksofonista, dodał: ”Jak ty się z nią nie ożenisz, ja to zrobię”.
O takim uczuciu mówi się: piorun sycylijski. Zazdroszczę, też tak chcę.
Na miłość nie można czekać. Jak mówił Marek Koterski w swoich filmach "Ajlawju" i "Nic śmiesznego", w których zagrałem…
Tak, wiem - miłość spada na nas jak zaczajony za rogiem morderca.
Jak się pani będzie cały czas oglądać, czy ktoś pani nie napada, to on nigdy nie wyskoczy. Niech pani zapomni. Wtedy jest: tadam!
Ach ta miłość.
Żyjemy w epoce fizyki kwantowej. Interesuję się nią, żeby się upewnić, że istnieje siła wyższa, mojra, przeznaczenie. Jak tam kto chce to nazywać. Bo świat nauki coraz częściej skłania się ku stwierdzeniu, że jest pewna koncepcja, według której wszystko działa. Mój - teraz już - przyjaciel, Stanisław Gieroń napisał fantastyczną książkę naukową ”Prolog”. (red. interpretacja historii wszechświata inspirowana teorią strun) Czytam, polecam. Czy pani wie, że największą energią, jaka istnieje na świecie jest miłość, drugą seks i te dwie energie są bardzo często ze sobą mylone, stąd tyle nieszczęść. A dopiero trzecią, w kolejności siły rażenia, jest energia jądrowa, którą wykorzystujemy do zabijania ludzi.
Przeczytam! Ale, co ma wspólnego miłość z fizyką kwantową?
Czy pani widzi miłość? Jej się nie da zobaczyć. Możesz ją zobaczyć w oczach ukochanej osoby. Między nami krąży energia kwantowa. Dopiero kwark ma masę. Takie na przykład leptony masy nie mają, a są. Tak samo jest z miłością. Co skłoniło ludzi do malowania pięknych obrazów? Albo zrobienia lepianki, żeby kobiecie było w niej cieplej? To sprawiła miłość. Antek mnie pyta: ”Tata, a skąd ja się wziąłem?” Synuniu, ty? Z miłości.
Ta książka to luźna chronologia zabawnych i bardziej poważnych wspomnień, opowiedzianych z dystansem i dowcipem - Rafał Olbiński.
Dobrze, że pan tę książkę napisał.
Lata temu wpadał do mnie Zdzisio, student reżyserii i prosił, żebym mu opowiadał anegdoty ze szkoły gastronomicznej, z wojska. Siedział i spisywał. Mówił, że to świetne tematy na film. Byłem wtedy 24-latkiem, trochę się od tamtej pory nowego materiału zgromadziło. Gaduła jestem i wciąż od kogoś słyszałem: ”Pazur, ty powinieneś to opisać”. Pomyślałem, a może warto?
*O autorze: *Cezary Pazura – aktor, reżyser, producent. Absolwent łódzkiej filmówki. Ma w dorobku kilkadziesiąt ról w filmach i serialach, m.in.: ”Kroll”, Władysława Pasikowskiego, ”Kiler” i ”Kiler-ów dwóch”, Juliusza Machulskiego, ”Ajlawju” i ”Nic śmiesznego”, Marka Koterskiego, ”Kariera Nikosia Dyzmy”, Jacka Bromskiego. Gra w warszawskim teatrze 6.piętro. Trzykrotnie żonaty, ma trójkę dzieci. Pochodzi z Niewiadowa na Mazowszu.
”Byłbym zapomniał...”, Cezary Pazura, wydawnictwo Editio.