Anna i Siergiej Litwinowie pisują powieści dziesiątkami i to, niestety, daje się zauważyć. Z drugiej strony prawdą jest, że Rosjanie także całymi stertami pochłaniają rodzime kryminały (nawet Daszka z powieści Doncowej wynosi z księgarni wypełnione po brzegi reklamówki), a czytelnicy lubią, żeby było trochę strasznie, trochę śmiesznie, i najlepiej, żeby wszystko się dobrze kończyło.
W tej powieści nie jest za bardzo strasznie, humoru też nie za wiele, a o główna bohaterkę nie boimy się za bardzo, bo dziewczyna najwyraźniej urodziła się w czepku, i to pozłacanym. Nie wiemy, jakie studia skończyło to szczęśliwe dziewczę i gdzie dostało pracę, w której najwyraźniej się nie przemęcza, ale stać ją na ładne mieszkanie, francuski samochód i wojaże po Europie, podczas gdy jej czterdziestosiedmioletnia mama, pani doktor z bardzo tajnego instytutu, jest aktualnie bezrobotną na topniejącym zasiłku, a ojczym – były wyższy oficer „służb” – emerytem w zagraconej kawalerce. Cóż, przywileje młodości… Tani do szczęścia brakuje jeszcze chyba tylko książęcego tytułu i walizki pełnej wszelakich precjozów. Kiedy, w pogoni za majątkiem i przygodą w jednym, popełnia jedną głupotę, no, dobrze, nieostrożność za drugą, opiekuńcze (i dalekosiężne) ramiona ojczyma sprawią, że ukochana księżniczka pośród równych będzie tą równiejszą. Swoją drogą przyjemnie pomyśleć, że starzy towarzysze zawsze pomogą poczciwemu
Walerze, nawet jeśli on na emeryturze może już odpłacić im tylko flaszką.