Matthew Pearl, autor bestsellerowej powieści Klub Dantego, stwierdził w jednym z wywiadów, że „podział na literaturę wysoką i niską na ogół skłonni są czynić pisarze, których książek nikt nie czyta”. Twierdzenie to jest mi dosyć bliskie, ponieważ wciąż zdarza mi się spotykać osoby (raczej jednak czytelników niż pisarzy), które są niezmiernie zdziwione, że czytam to, co czytam. To znaczy popularną literaturę rozrywkową, którą po prostu czytać się daje. Z kolei one zafascynowane są właśnie literaturą tzw. wysoką, której czytać często po prostu nie sposób. Zatem, jak mniemam, wspomniane osoby same też jej nie czytają. Ale przynajmniej wiedzą, że powinny i w tym właśnie upatrują wyższość zarówno swojej osoby, jak i tejże literatury.
Zapewne podobnego do Pearla zdania są autorzy zbioru opowiadań Bohaterowie do wynajęcia, Andrzej Drzewiński i Jacek Inglot. Od początku nie kryją bowiem, że w tworzonej przez nich prozie chodzi o dobrą rozrywkę, zabawę słowem, grę konwencjami, nowe spojrzenie na stare pomysły. Motywy, które wykorzystują, znane są w kulturze popularnej od lat i eksploatowane przez nią na wiele sposobów. Tytułowymi bohaterami czynią osobników niespecjalnie sympatycznych, oryginalnych czy nawet rozgarniętych. I wikłają ich w sytuacje zgoła nieprawdopodobne, lecz skądinąd znane – głównie z amerykańskiej science fiction pisanej w starych dobrych czasach, tj. w połowie ubiegłego stulecia.
Mamy więc czarne dziury na Ziemi, zagrożenie z kosmosu, czarną magię, podróże w czasie, komputerowego wampira, manipulacje telewizyjne, naukową reinkarnację, plagę nieśmiertelności, modyfikacje genetyczne, przewidywanie przyszłości, androidy do zadań intymnych. Zaprawdę szeroki zakres tematyczny eksplorują autorzy w swoim zbiorku. Na szczęście pisane barwnym językiem historyjki przyprawione są rubasznym i przewrotnym humorem. Dzięki czemu czyta się je z przyjemnością i uśmiechem na ustach i w duszy.
W tytułowym opowiadaniu zbioru ambitny biznesmen McGregor próbuje przejąć zatrudniającą kaskaderów firmę Johna Greya. Wykorzystuje do tego swoją umiejętność jasnowidzenia. Przewidując wypadki kaskaderów na planie filmowym, snuje intrygi, aby obrócić je na własną korzyść. Na przeszkodzie jego zakusom staje jednak zupełnie naturalny spryt i przebiegłość córki właściciela, Judy, i jej narzeczonego Nicka. A McGregor wpada w zastawione przez siebie sidła.
Z kolei „Czarodziej z Manhattanu” zwraca uwagę sympatycznym obrazem redakcji pisma „Świat Fantastyki”. Właśnie w nim prowadzi dział „z pogranicza” niejaki Gades. Pisze więc o kolejnych odwiedzinach UFO w Bronksie, odnalezieniu przepowiedni Sybilli, trzecich zębach, które wyrosły staruszce i innych tego typu fenomenach. Jak przystało jednak na etatowego pracownika pisma traktującego o rzeczach niezwykłych, sam w takie brednie nie wierzy. Racjonalny sceptycyzm Gadesa zaczyna jednak topnieć, kiedy jego samego zaczyna prześladować ambitny zwolennik czarnej magii. Oczywiście czyni to za pomocą czarów, co gorsza bardzo skutecznych i rujnujących życie redaktora. Jak się ostatecznie okazuje, najlepszą obroną przed magicznym maniakiem jest atak – tą samą bronią.
„Zmartwychwstanie na Wall Street” opowiada o oszukanym przez wspólnika graczu giełdowym, Richardzie Chadwicku. Dzięki kontrolowanej reinkarnacji chce on powrócić do życia i wywrzeć zemstę na sprawcy swego bankructwa i śmierci Ladermanie. Jego świadomość budzi się w dwudziestoletnim ciele niejakiego Critchfielda. Próbując zgodnie z planem dokonać zemsty na swoim byłym wspólniku, bohater odkrywa uroki bycia... młodym i pełnym życia. Dlatego lekko przychodzi mu rezygnacja z mściwych planów i obranie innej drogi.
Czytając Bohaterów do wynajęcia bawmy się dobrze i bez wyrzutów sumienia, że obcujemy z „niewysoką” literaturą rozrywkową. A jeśli chodzi o recykling, to jest on jak najbardziej pożyteczny dla środowiska. Natomiast recykling motywów i bohaterów starej dobrej science fiction jest pożyteczny dla nowego pokolenia czytelników. Tego pokolenia, które nie miało okazji obcować z nimi wcześniej, bo dopiero planowało przyjście na ten świat.