Bóg, śmierć i cierpienie. Psychologia i wiara dają odpowiedzi
Śmierć dotyka nie tylko osoby najbardziej związane ze zmarłym, ale także ich bliskich. Szok, rozpacz, cierpienie, gniew, bezradność, a jednocześnie konieczność zorganizowania najpierw pogrzebu, a potem – życia na nowo. Jak to wszystko udźwignąć?
Z pytaniami o śmierć, żałobę i życie po niej zmierzyły się dwie doświadczone psychoterapeutki oraz ceniony dominikański duszpasterz. Dzięki kompetencjom autorów wymiar psychologiczny przeplata się z teologicznym i w efekcie lektura książki "Życie zmienia się, ale się nie kończy. Chrześcijańskie przeżycie żałoby" stanie się pomocą w trudnym doświadczeniu straty. Poniżej publikujemy fragment książki, która ukazała się nakładem wyd. W Drodze.
Dlaczego śmierć istnieje?
Często myślimy o śmierci jako o karze za grzech i ten wątek jest obecny w Piśmie Świętym i nauce Kościoła. Niemniej warto – zaczynając lekturę od Księgi Rodzaju – uświadomić sobie, że człowiek prawdziwie i wiecznie żyje dzięki Bogu, nawet jeśli jego ciało obumiera. Jesteśmy prochem, w który Bóg tchnął życie.
Natomiast grzech wprowadza zerwanie więzi z Bogiem, śmierć duchową oraz lęk przed śmiercią fizyczną. Gubiąc więź z Bogiem, otwieramy w sobie przestrzeń śmierci już teraz: "Śmierci Bóg nie uczynił i nie cieszy się ze zguby żyjących. (…) Śmierć weszła na świat przez zawiść diabła i doświadczają jej ci, którzy do niego należą" (Mdr 1,13; 2,24). To, co nazywane jest dramatem śmierci, ma swoje źródło w grzechu.
Chodzi o sposób przeżywania śmierci, bólu i cierpienia, doświadczenie zerwania i dojmujący lęk przed śmiercią: "Doświadczenie śmierci może być skutkiem grzechu; przeżywane jest bowiem jako bezsensowne, ciemne przerwanie życia, jako podejrzana, przerażająca, podszyta strachem rzeczywistość" (Gisbert Greshake).
Zobacz: Oni odeszli w 2020 roku
Jezus przeszedł przez doświadczenie ludzkiej śmierci i z tego powinniśmy czerpać nadzieję i siłę: "Otóż, jeżeli umarliśmy razem z Chrystusem, wierzymy, że z Nim również żyć będziemy, wiedząc, że Chrystus powstawszy z martwych już więcej nie umiera, śmierć nad Nim nie ma już władzy. Bo to, że umarł, umarł dla grzechu tylko raz, a że żyje, żyje dla Boga. Tak i wy rozumiejcie, że umarliście dla grzechu, żyjecie zaś dla Boga w Chrystusie Jezusie" (Rz 6,8–11).
Śmierć staje się momentem, w którym szczególnie sprawdza się nasza wiara, jej zakorzenienie i głębia. Przez śmierć do życia można przejść dzięki wierze i przez wiarę. Dla człowieka, który jest blisko Boga, nie ma nieodpowiedniego czasu śmierci, śmierć nigdy go nie zaskoczy. Jakimś odblaskiem tego przekonania jest przyrównanie śmierci do snu, które pojawia się na przykład w liturgii pogrzebowej: "Nasz brat zasnął i obudzi się do życia wiecznego".
Śmierć fizyczna od momentu grzechu pierworodnego jest więc czymś wpisanym w ludzką naturę, co oczywiście nie osłabia jej tragizmu. Przeraża nas widok umierającego ciała, zanik pamięci, kruchość życia. To także sprawdzian naszej wiary: umieramy po to, by żyć w Bogu, a nie żyjemy po to, by umierać w ciemności i samotności.
Widzimy i doświadczamy tego, że perspektywa śmierci potrafi obudzić w nas refleksję i pozwala docenić życie nasze i naszych bliskich. Mówi się, i bardzo często się to sprawdza, że jakie życie, taka śmierć. W bardzo konkretny sposób przez miłość i spełnione życie oswajamy śmierć, przygotowujemy się do niej, by z akceptacją i w spokoju przyjąć czas naszego odejścia ze świata.
W pewnym sensie to my decydujemy, czym jest dla nas śmierć, bo dzięki wierze traktujemy ją jako realne spotkanie z Bogiem i bliskimi, którzy odeszli przed nami.
Czy Bóg jest dobry, skoro dopuszcza śmierć tragiczną lub przedwczesną?
Gdzie jest Bóg? – pytamy w różnych sytuacjach. Czasem to pytanie wyraża dystans i zaraz pada odpowiedź filozoficzna z odcieniem wyższości: "Jeżeli tyle zła jest w świecie, to Boga nie ma". Zadajemy je również wobec śmierci tragicznej – kiedyś w takiej sytuacji usłyszałem, że "Bóg o nas zapomniał". Czasem jest to pytanie zrodzone z bólu, kiedy tragedia własna lub czyjaś jest tak wielka, że nie ma możliwości zrozumienia i odpowiedzi. Jest ciemność i rozpacz.
Po pierwsze, trzeba odczarować śmierć. Często w tego rodzaju pytaniach jest ukryte założenie, że śmierć jest czymś najgorszym, co nas spotyka. Oczywiście znamy przykłady tragicznych, okrutnych śmierci. Właściwie codziennie jesteśmy informowani o wypadkach, każdy z nas znał kogoś, kto zginął nagle lub umarł, jak to mówimy, za wcześnie. A z drugiej strony, jak już wspomniałem, dla kogoś, kto jest blisko Boga, każdy czas jest odpowiedni, by spotkać się ze śmiercią, czyli z Bogiem w nowym życiu.
Nie wiem, czy Bóg chce tych tragicznych śmierci. Nie mógłbym powiedzieć ze spokojem, jak niektórym się to zdarza: "Bóg tak chciał". Czasem myślę, że Bóg wcale tak nie chciał, i nie wiem, dlaczego do tego wszystkiego dopuścił. Oczywiście pojawia się pytanie odnośnie do Jego wszechmocy, ale nie miejsce i czas, by je tutaj podejmować.
Teolodzy porządkują i próbują opisać to, co jest związane z wolą Bożą i naszym życiem, ale to tylko próby: "Teologia uczy, że wola Boża objawia nam się nie tylko przez przykazania i rady, ale także przez zdarzenia zamierzone lub co najmniej dopuszczone przez Boga. W istocie nie dzieje się nic, czego Bóg by nie chciał (jeśli jest to dobro) lub nie dopuścił (jeśli jest to zło)" (Reginald Garrigou-Lagrange OP).
Wierzę, że Bóg jest we wszystkim, co się zdarza. Jednak powiedzieć, że Bóg tak chciał, w sytuacji, kiedy topi się czwórka rodzeństwa czy kiedy jacyś szaleńcy zabijają setki dzieci w Biesłanie, jest jakimś głębokim nieporozumieniem.
Dlatego gdy słyszę te słowa czy też widzę taki napis na cmentarzu, coś się we mnie często buntuje. Przecież mówiąc tak, zgadzałbym się na okrucieństwo Boga czy może – bezpieczniej – na Jego bezmyślność. Czy Bóg chciał śmierci dzieci, które paliły się żywcem w Indiach bądź zostały zadeptane w Chinach przez swoich rówieśników spieszących na ceremonię wciągnięcia flagi?
Bóg wcale tego nie chciał. To człowiek przez swoją bezmyślność spowodował coś, co przynosi cierpienie ludziom i Bogu. I nie jest to marne usprawiedliwienie Boga, Bóg nie potrzebuje usprawiedliwienia. To człowiek potrzebuje usprawiedliwienia, a właściwie oczyszczenia i przebaczenia za błędy i zło przynoszące cierpienie innym.
Dobro Boga nie decyduje o bezsensownej śmierci, na przykład kogoś, kto jedzie samochodem 200 km na godzinę. To często brak Boga, miłości i szacunku do życia o niej decyduje.
Bóg, tak jak był w umierającym na krzyżu Jezusie, jest pośród cierpiących, odrzuconych, zabitych. To stanowi Jego moc: przyjęcie i przemiana słabości świata i człowieka przez przebaczenie i miłość. Czasem, jak w Ewangelii, ktoś dostępuje łaski uzdrowienia, ocalenia, ale nie wszyscy (wręcz niewielu) i nie zawsze (wręcz rzadko). Bóg, który jest, był i przychodzi, jest w każdym czasie i ponad tym czasem (por. Ap 1,8).
Gdzie zatem jest Bóg? Pismo Święte odpowiada: "(…) musi iść do Jerozolimy i wiele cierpieć (…) będzie zabity i trzeciego dnia zmartwychwstanie" (Mt 16,21). I w tych słowach z Ewangelii św. Mateusza odnajdujemy odpowiedź na pytanie Leśmiana: "Mów, co czynisz w tej godzinie,/ Kiedy dusza moja ginie?/ Czy łzę ronisz potajemną,/ Czy też giniesz razem ze mną?". Jezus odpowiada: ginę, abyś żył i zmartwychwstał.
Powyższy fragment pochodzi z książki "Życie zmienia się, ale się nie kończy. Chrześcijańskie przeżycie żałoby", Ewy Chalimoniuk, Elżbiety Sobkowiak i Krzysztofa Popławskiego OP, która ukazała się nakładem wyd. W Drodze.