Jak to jest gdy ma się czternaście lat? Cóż niewiele z nas pamięta. A szkoda. W końcu był to tak zwariowany, szalony, niepewny, ale i fascynujący okres życia. Przynajmniej spoglądając na Georgię Nicolson. Dziewczynę, która postanowiła się z nami podzielić swoim życiem. Swoimi miłościami i rozterkami, problemem wielkiego nosa i figury, która nie zasługuje na ocenę 10/10. Rodziną, która swą dziwacznością przewyższa wiele i zwierzęciem, któremu wybaczyć można jeszcze więcej. Cóż. Georgia jest NORMALNA. Jak najbardziej, jak przystało na czternastolatkę. Normalna w swoich pamiętnikarskich rozterkach, w odczuciach, złamanym sercu, problemach z przyjaciółkami i rodziną. W przewidywaniach które pragnęłaby by się nie spełniły, jak na przykład rozmiar biustu, czy wyjazd na drugi koniec świata. Na zawsze. Jest też najzwyczajniej zakochana. Bo gdy się ma czternaście lat, to jakoś to wszystko łatwiej wychodzi.
Ma też młodszą siostrę. Całkiem miłą i pachnącą jedzeniem, sfiksowanego, łysego, zmotoryzowanego wujka, stukniętych i oczywiście nie rozumiejących jej potrzeb rodziców, zboczonego kuzyna i... Sąsiadów. A poza tym wszystko na miejscu. Ale wszystko o niezbyt normalnych rozmiarach. Jak brwi, które poprawiła sobie brzytwą (na szczęście odrosły nim skończyły się wakacje), czy nos. Prawdziwy kompleks i pozostałość ojcowskiego wkładu w jej egzystencję. Oczywiście w normalności jej życia zamykają się też problemy szkolne. Jednakże te są dość niezwykłe. Jak, powiedzmy, że na nasze realia. Bo mnie nie zmuszano do noszenia czegoś tak strasznego jak beret. Ale dość przerażających wychowawców miałam i ja. Niestety. A może „stety”? W końcu to doświadczenia nas kształtują, a dokładniej budują nas takich, jakimi będziemy w przyszłości.
Nadal pamiętam swoje czternaście lat. Wypaliły we mnie swoistego rodzaju piętno i przyznam się, że moje problemy nie różniły się od tych panny Nicolson. Wprost przeciwnie, były całkiem zbieżne. I gdybym wtedy wiedziała, że to tak jest u wszystkich, chyba byłoby mi lżej. Ale w moich czasach, w moim wieku „czternastym” tej książki nie było. A szkoda. Bo taka opowieść bardzo by mi pomogła. Spojrzeć na samą siebie z innej strony, pośmiać się w problemów, które nagle nie urastają już do rozmiarów szkód, wyrządzonych przez bombę atomową. Podejrzeć własny świat. Zwyczajny, a jednocześnie zabawny.
Dla kogo jest ta książka? Dla tych, którzy chcą przypomnieć sobie to co było, dla tych, którzy chcą wyjaśnić hormonalnie szalejącą teraźniejszość, i dla tych, którzy pragną odgadnąć przyszłość. I to obojga płci.* Bo chłopcy mogą potajemnie podejrzeć kobiece tajemnice, a dziewczyny uświadomić sobie, że nie ma tego złego...* Poza tym, wszyscy razem mogą się zwyczajnie nieźle pośmiać. A to jest lek na „całe zło”.