Bo wariat to też człowiek!
Elling i Kjell Bjarne, bohaterowie najsłynniejszej chyba współczesnej trylogii norweskiej autorstwa Ingvara Ambjornsena, powracają. Nadal psychicznie niedopasowani do rzeczywistości tzw. normalnych, zwyczajnie starają się dalej żyć. Teraz już na własny rachunek, a dokładniej zasiłek, w nowym mieszkaniu w Oslo, gdzie mogą prawie wszystko, no może poza całonocnym wysłuchiwaniem erotycznych nagrań z linii telefonicznej... Jednak co może, a co jest w stanie wykonać każdy z nich, to już inna sprawa. I właśnie o tym wszystkim, tym razem opowiada Elling, jako narrator i w końcu artysta, posiadający największe predyspozycje do narracji. To on będzie nas prowadził przez trudy poznawania i akceptacji, poprzez koszmar spojrzenia komuś w oczy, przejścia przez ulicę, a nawet poniesienia słuchawki telefonu. Przez miłość i oddanie, które pojawi się nagle, oraz pewnego astronautę, który ujawni się dopiero na ostatnich stronach. A przede wszystkim przez drogę ku poezji, która jest najprostszą formą wyrażenia siebie.
Jeżeli znajdzie się dla niej odpowiednie miejsce.
Stworzy to historię o życiu, powolnej nauce korzystania z dotąd niedostępnego, ale też nie do końca znanego świata. Z telefonu, przyjaźni oraz tak dziwnie wstydliwej pomocy drugiego człowieka. O odnajdywaniu dla samego siebie luki w tym pędzącym nie wiadomo dokąd tłumie. Lecz przede wszystkim o walce z samym sobą i przyjaźni, która pojawiła się nie wiadomo skąd i bardzo trudno ją zaakceptować. A jeszcze trudniej się nią dzielić. Bo w końcu Elling i Kjell nie potrafią żyć bez siebie. Tak różni, jednocześnie tworzą jeden organizm. Ale też mają różne pragnienia, które przecież w końcu mają szansę spełnić.
Ingvar Ambjornsens znany jest z tego, iż portretuje ludzi, którym nie udało się wpasować w ramy otaczającego ich świata. Ludzi charakterystycznych, pięknych w swej odmienności, których większość zamknęłaby w zakładzie dla psychicznie chorych. Uzdolnionych ponad wszelką miarę, zwykle z sercem na dłoni, właściwie niezdolnych do popełnienia zła. Właśnie takich jak Elling i Kjell Bjarne. Na pierwszy rzut oka Flip i Flap. Bo jeden malutki, wciąż nie mogący usiedzieć na miejscu, nerwowy i przerażony, ten zwyczajny „mamusin synek” o ponadprzeciętnej wyobraźni i wrażliwości. Drugi ospały i prostoduszny, ale potrafiący zrobić zakupy i mający jedno marzenie – posiadać kobietę. Najlepiej nagą, ale kto by się czepiał szczegółów?
Ci, którzy poznali Ellinga dzięki nagrodzonemu na 18 Warszawskim Festiwalu Filmowym filmowi, odnajdą tutaj prawie cały scenariusz. Jednak nawet ich zaskoczą pewne rozwiązania, dodatkowe, nazwijmy to elementy, oraz specyfika, która na długo pozostaje w świecie, może „normalnego” czytelnika. Ci, dla których to pierwsze zetknięcie z tym specyficznym bohaterem, mogą nie martwić się tym, iż nie przeczytali części pierwszej. To nie jest istotne. Elling to duchowa strawa, którą można mieszać, zaczynać od środka czy końca. Ale też danie, które nie każdemu może przypaść do gustu. W końcu odmienność nie zawsze musi kroczyć obok sympatii.
Świetnie napisana książka, w połowie składająca się z fantazji i przemyśleń Ellinga, w drugiej z obrazów z pola bitwy, jakim staje się codzienność tych wypuszczonych w świat ludzi, jest czymś, co nie tylko nie pozwala się od siebie oderwać. Przede wszystkim bardzo dyskretnie, aczkolwiek dobitnie odwraca uwagę czytelnika od wszelkiej marności materializmu i tej ślepej pogoni za wszelką szczęśliwością. A że dodatkowo zastanowimy się nad opieką psychiatryczną w raju dla „wariatów”, jakim zdaje się być Norwegia, to już dodatkowa sprawa. I choć może naprawdę nierealny wyda nam się ten świat Ellinga, Kjella i ich mieszkania w Oslo; tych ich zdawałoby się wyższych obecnie wartości, to nic... Może to właśnie oni – wariaci, ci najbardziej wrażliwi, noszą w sobie zapomniane przez wielu iskierki człowieczeństwa prawdziwego?