Czasem naprawdę niewiele trzeba. Ot, zwykłe kilka „palniętych” słów, stosik gazet, z których spoglądają na nas smukłe damy. I trochę problemów w domu. To wystarczy, by znienawidzić samą siebie. I by nauczyć, by zrozumieć, że chcemy, możemy nad tym panować... Najpierw nad swoim własnym ciałem. Ciałem jak zwykle niedoskonałym. By choć je sobie przyporządkować. By zapanować choć nad tym, co jest dla nas najbardziej znajome, a co często się nam sprzeciwia. By choć coś kształtować według własnego upodobania. By panować...
Druga książka opowiadająca o perypetiach czternastoletniej Ellie, Magdy i Nadine to nie tylko opowieść o bulimii i anoreksji, ale też opowieść o mitach. O legendach, plotkach, które rodzą się nagle, w szkolnych pieleszach. O „dziwkach”, „łatwych laskach”, o tych, które pragną piękna, i o tych, które postanowiły zniszczyć same siebie. To książka o tym jak łatwo zostać zaszufladkowanym. Tak jak Magda. Która zwyczajnie tylko lubi chłopców, ale nic poza tym. Jak Nadine, która nagle odkrywa, że jest piękna, że może zostać modelką z pierwszych stron. I Ellie. Ellie, która ma problemy. Bo Ellie jest za gruba. W swoich oczach, pośród wysokich chudzielców, porównując się do wystających kości szkieletów. Tak naprawdę, to Ellie jest zwyczajna, ale powiedzenie jej tego nic już nie zmieni, bo coś w niej pękło.
Żałuję, że gdy ja miałam czternaście lat nie było takich książek. Niestety, na Cichym Donie nie dało się poznać młodzieńczych doświadczeń. Nie dało się wytłumaczyć dlaczego i w jaki sposób nagle znalazłam się w szpitalu. Dziesięć lat temu zwyczajnie ta choroba nie istniała. Nie była nazywana. Anoreksja, bulimia, wszystko to miało dopiero zostać zrozumiane. Pierwszy raz spotykam książkę, która tak prawdziwie i wystarczająco przerażająco mówi o nastoletnich problemach, by pomóc. Wystarczająco rozpoznawalnie i miejscami dosadnie, ale tak trzeba. Inaczej to zwyczajnie spływa. Bo spoglądając na niektóre modelki, stwierdzamy, że są one grube, gdy zwyczajnie, według wskazań lekarzy, mają niedowagę. Gdy już rozmiar M, przeznaczony dla naprawdę młodych, nie wchodzi. Gdy szyba wystawowa jest przeciwko nam. Wtedy wiadomo, że coś jest nie tak. A przecież podobno powłoka się nie liczy?
„Oceniają mnie, nic o mnie nie wiedząc...” - mówi zielony Shrek. I ma rację. Bo najłatwiej powiedzieć o kimś „grubas”, czy „okularnik”. „Zezol”, „łysol”... nie trzeba wymieniać. Najłatwiej ocenić człowieka po wyglądzie, często nie zadając sobie trudu, by zajrzeć mu prosto, nawet w te zezowate oczy. Naprawdę nie widząc tego właściwego piękna.