Wychowane na baśniach o królewnach i księżniczkach, o ich partnerach i zawsze zagrożonym uczuciu, zwykle z dziwną nostalgią spoglądamy na nadal istniejące królewskie rody. Podziwiamy królową Elżbietę II, czy też władców Skandynawii. Fascynuje nas król Hiszpanii, czy książę Monako. Wszyscy oni są aż nazbyt dostępni. Gdy jeszcze na Wyspach Brytyjskich królowa posiada pewną magię, tak władcy Skandynawii są naprawdę zwyczajnymi ludźmi, których spotkać można w pobliskim warzywniaku. I nie ma w tym nic dziwnego. Pragniemy jawności władzy. Pragniemy ich romantyczności i tego, by byli jak z bajki. Kiedyś tak nie było...
Erik Durschmied odkrywa przed nami upadki tak wielkich i znanych dynastii jak Burbonowie, Romanowie, Habsburgowie, Hohenzollernowie, Pahlawi oraz upadek władzy cesarskiej w Japonii. Władców, którzy nie byli na wyciągnięcie ręki. Niedostępnych, a jednocześnie przecież pełnych życia. Pragnących, kochających i pełnych tajemnic. Tajemnic zbyt ludzkich, by można je było ukazać pospólstwu. Tajemnic, które przestałyby ukazywać ich jako bogów. Bo w końcu czy nie za takich ich uważano? Pomijając czasy starożytne, na przykład Egiptu, nadal tytuł królewski kojarzy nam się z czymś nienamacalnym. Jeżeli tak jest, to chyba ta właśnie książka przyprawi nas o pewnego rodzaju zaskoczenie.
„Królowie się rodzą, ale też są tworzeni...” Bo to my, ludzie potrzebujemy od zawsze „świeckiej” boskości. Jednak kiedyś monarcha posiadał władzę. Prawdziwą, która zezwalała mu na decydowanie o czyimś życiu lub śmierci. Tacy byli ci, których poznajemy w tej książce. „Mityczni królowie”. Prawdziwi. Uchwyceni w chwili, gdy nad ich szyjami zawisał katowski topór, język poczuł kroplę trucizny, nić życia, dotąd tak pieczołowicie tkana, miała zostać przerwana. Gdy król-bóg miał dokonać żywota. A wraz z nim rozdział historii władających ludzi. Tej bardziej znanej, jak panowanie Habsburgów czy też Burbonów, albo tych bardziej „mitycznych”, magicznych i egzotycznych zarazem, jak cesarze Japonii, czy też Pahlawi, postaci rodem z Baśni z 1001 nocy.
Bez sensowne byłoby streszczanie, w tym miejscu, opowiedzianych przez autora historii. Można tylko powiedzieć, że ich zmienny sposób przedstawienia, od spojrzenia narratora bajki, historyka, badacza czy też prawie członka rodziny, sprawia, że zapominamy o datach, a poznajemy ludzi. Dialogi wspaniale współgrają z opisami walk, z przytoczonymi osiągnięciami rodów oraz najważniejszych władców. A często z ich własnymi słowami. „Umarł król, niech żyje król!!!”. Bo historia ma to do siebie, że ciągle się toczy i nigdy nie przestanie.
Schyłek wielkich dynastii to może nie książka potężna objętościowo, ale na pewno wspaniale dopracowana. Zachwycająca, sprawiająca, że historia nagle przybiera „ludzką twarz”. Dodatkowo wzbogacona w przypisy, przyporządkowane kolejnym rodom, bibliografię i indeks osób, staje się dziełem pełnym i spójnym. Wartym poznania, tak samo, jak bajki z dzieciństwa. To kolejna tajemnica, wyjaśniona przez wydawnictwo „Świat Książki”, jak zwykle wydana pieczołowicie i z wielkim smakiem. Wprost pedantycznie uporządkowana. A przecież w historii to właśnie porządek jest najważniejszy.