Ta historia zaczyna się wyjazdem na wieś. Nie zwykłym, krótkim, weekendowym wypadem, z gatunku „jakoś to będzie przez te parę dni”. Dwa, a może cztery miesiące to zupełnie inna perspektywa. Zwłaszcza wtedy, gdy obok żony tkwi kołyska wypełniona po brzegi radosnym kwileniem przeplatanym ciszą przerywaną rozdzierającym płaczem. Na dodatek za bohaterem wloką się ambitne naukowe plany mające spełnić się w ciszy i innych urokach wiejskiego życia. Pytania rodzą się jak grzyby po ciepłym deszczu. Wątpliwości serdecznie przytulają. Niepewność wita z szeroko otwartymi ramionami. Wieś otacza z całym swoim specyficznym bogactwem. „Wszystko o tobie wiemy” mruczą ścieżki, drzewa, chaty, kundle, błotniste, zawiesiste kałuże, nie licząc sympatycznych okolicznych mieszkańców. Tak trochę dziwnie i nieswojo czuje się Martin Clay, filozof piszący książkę na temat wpływu nominalizmu na piętnastowieczną sztukę niderlandzką (brzmi groźnie, choć takie nie jest). Jego żonę Kate lekko niepokoi to wkroczenie bądź co bądź amatora
w jej zawodową dziedzinę: historię sztuki. Dla niej jest to brak zdecydowania i konkretnych planów, zagubienie w życiu. A Martin, no cóż, bierze się do książki z takim zapałem, że opadają nie tylko ręce. Każdy pretekst jest dobry żeby... nie pisać. Skąd my to znamy, te dziwne uczucia. Spotkanie z Tony Churtem, właścicielem podupadłego majątku Upwood, ma swoje nieoczekiwane konsekwencje. Odkrycie, że jeden ze starych obrazów, na których korzystną sprzedaż przy pomocy Martina liczy Churt, jest prawdopodobnie zaginionym dziełem Pietera Bruegla. Nagle w spokojnym dotąd Martinie odzywa się bezwzględny drapieżnik. Łowca, próbujący za wszelką cenę dopaść ofiarę - cenny obraz. Miotany jednakże zabójczymi rozterkami, sprzecznościami, brakiem pewności, że to, co odkrył, jest tym, co podejrzewa. „Piszący” kolejne wersje scenariusza o zdobyciu ukochanego dzieła.
Świat widzimy oczyma Martina. Słowa i gesty jego żony, ich znaczenie, wszystko co dotyczy otoczenia poznajemy poprzez jego myśli i odczucia. Subiektywne, stronnicze, zaskakujące. Obsesyjna chęć zdobycia obrazu rządzi coraz bardziej jego życiem. Wypełnia myśli, nadaje sens i wskazuje kierunek działania. Na szczęście książka napisana jest dość lekkim, barwnym językiem (no może poza fragmentami z historii malarstwa gdzie ton jest zadziwiająco poważny). Ze sporą dozą subtelnego humoru. Nie doszukiwałbym się w tej powieści zbyt wielu elementów detektywistycznych. Jest to dowcipna, żywa, momentami zaskakująca i ironiczna opowieść o gonitwie na oślep za sławą i bogactwem. O zatracaniu zdrowego rozsądku i podejmowaniu bezsensownego ryzyka hazardzisty w grze o niepewną stawkę. Na szczęście będzie można odetchnąć z ulgą, bo całość mimo wszystko kończy się happy endem. W sumie nieźle napisana, inteligentna komedia współczesna, niezwiązana z takimi nieśmiertelnymi tematami jak przygody poszukujących szczęścia kobiet
z nadwagą i celulitisem czy udręki i ekstazy śmiertelnie zabawnych pracoholików.