Bilans musi wyjść na plus
Nowa powieść Richarda Morgana Siły rynku jest zupełnie inna niż cykl o Takeshim Kovacsie. Co nie znaczy, że gorsza. Tak samo wciągająca. Nie sposób się od niej oderwać. Ale zdecydowanie bardziej przerażająca, bo praktycznie pozbawiona amortyzującej przesłanie fantastycznej otoczki. To już nie bezpiecznie daleki XXVI wiek, ale niebezpiecznie bliski wiek XXI. Ponura prognoza ewolucji wilczego kapitalizmu, w której niewidzialna ręka rynku zaciska się w bezlitosną pięść. Najdynamiczniej rozwijającym się sektorem przemysłu są Inwestycje Konfliktowe. Cóż to takiego? Ano, ni mniej ni więcej, a Morgan przyjął, że to, co dziś robi się nieoficjalnie i możliwie jak najciszej, nie przestając głośno gardłować za globalnym pokojem i uniwersalnymi prawami człowieka, za 30-40 lat będzie się robić najzupełniej oficjalnie, chłodno i bez skrupułów. Żadnej etyki, czysty biznes. Jak wskazuje nazwa, chodzi o wspieranie tych stron w wojnach lokalnych, które według analitycznych modeli mają większe szanse na zwycięstwo. Rzecz
jasna, nic za darmo. Po przejęciu władzy zwycięzcy spłacą zobowiązania, dzieląc się z sojusznikami swoim PKB. Aby odnieść sukces w tym biznesie, trzeba mieć zdrowe, ekonomiczne, realne (jak kto woli) podejście do rzeczywistości. Jasne, również analityczny umysł, zdolny do trafnego przewidywania rozwoju wydarzeń, rozległą wiedzę i szeroko pojęte kwalifikacje. Ale to mają wszyscy, a w każdym razie zdecydowanie zbyt wielu. Trzeba być także świetnym kierowcą. Bez sensu? Tylko pozornie. Ponieważ automatyczny mechanizm kwalifikacyjnego lejka przestał się sprawdzać, siły rynku wytworzyły dodatkowe narzędzie selekcji - pojedynki drogowe. Sprawdzają refleks, precyzję i zaangażowanie jak nic innego. Wygrywasz - awansujesz. Przegrywasz - giniesz. Darwin byłby zachwycony.
Chris Faulkner ma to wszystko plus kochającą żonę - świetnego mechanika samochodowego. Nie dziw zatem, że pnie się w górę. Właśnie zaczął nową pracę w Shorn - najostrzejszej firmie na rynku. Błyskotliwie wygrał pojedynek z niepokonana dotąd zawodniczką konkurencyjnego konsorcjum i niemal bez wyrzutów sumienia zdołał wyprawić ją na tamten świat. Cóż, na reputację w nowym miejscu trzeba pracować od zera. Ale Chris ma również problem - nie lubi zabijać. Przeszkadzają mu staroświeckie i całkiem nierynkowe zasady. Owszem, stara się, jak może. Ale im bardziej się stara, tym jaśniej pojmuje, że żona nie zaakceptuje reguł nowej firmy i jego nowego wizerunku. Że będzie musiał wybrać, choć jak najdłużej stara się tego uniknąć. Nie można pozostać czystym, babrając się w nienawiści i czyniąc z niej ( tak czy inaczej) podstawę swojej egzystencji. Trzeba za to wcale często pozostawać biernym wbrew sobie. Z tym naturze Chrisa najtrudniej się pogodzić. Trudniej niż z oskarżeniami teścia, który nazywa go mordercą, a sam
pisze zaangażowane społeczne artykuły przy wtórze krzyków kobiety, katowanej za ścianą przez męża dilera. I uważa się za kogoś lepszego.
Chris nie chce być biernym obserwatorem, ale nieskalkulowana ekonomicznie aktywność może się okazać nadspodziewanie kosztowna. Jego stopniowa przemiana jest przerażająco prawdziwa, nawet mimo zupełnie niepotrzebnego wątku "trudnego dzieciństwa i nienasyconej zemsty" który skutecznie spłyca jego motywacje, czyniąc z nich wycinek z podręcznika psychologii. Człowiek, który miał wszystko, kończy jako ktoś, kto mógłby podpisać się pod słowami - wolę bogactwo niźli sceptr niźli zdrowie niźli długi wiek, życie i kochanie. Czy z nami też tak będzie?