„Battling BoyBoy” ma w sobie szaleństwo, które oczarowuje. To prawdziwa kopalnia pomysłów – zwariowanych, zabawnych, niesamowitych; przypominających czytelnikowi, jak bogaty i dziwaczny potrafi być świat komiksów . Undergroudowa anarchia miesza się tu z parodią superbohaterszczyzny głównego nurtu, a wymówkowa fabuła zostaje osadzona w bardzo pieczołowicie skonstruowanym świecie. I choć Paulowi Pope’owi zdarzają się wpadki i dłużyzny, to wydany właśnie przez Kulturę Gniewu pierwszy tom, jest prawdziwą ucztą dla każdego fana historyjek obrazkowych.
Punktem wyjścia jest śmierć superbohatera. Wraz z tragicznym zgonem Haggarda Westa (postaci przywodzącej na myśl jednocześnie Batmana, The Rocketeer i Iron Mana) Arcopolis staje się bezbronne. Jednak do atakowanej przez potwory supermetropolii trafia tytułowy Battling Boy – niesforny nastolatek, którego ojciec (dziwnie podobny do marvelowskiego Thora) wysłał na przygodę inicjacyjną. Pierwszym zadaniem chłopaka będzie pokonanie Hubaby, potężnego stworzenia demolującego kolejne dzielnice i… jedzącego samochody. Przyjdzie mu się jednak zmierzyć także z mordercami Haggarda Westa.
Największym sukcesem Pope’a jest fakt, iż lekturze jego komiksu towarzyszy nieustanne zdziwienie. Niemal każda kolejna strona kryje jakąś niespodziankę, każdy kadr urzeka szczegółowością. Przebogata wyobraźnia artysty co chwila raczy czytelnika jakimś niezwykłym ujęciem, szczególnie udanym rysunkiem czy zaskakującym rozwiązaniem fabularnym. W świecie „Battling Boya”, niczym w pionierskich komiksach o superbohaterach, wszystko jest możliwe – to mieszanina science fiction i fantasy, sklejona konsekwentną, spójną wizją artysty czerpiącego skąd tylko zapragnie. Bo Pope sięga nie tylko po mit superboahtera ze Złotej Ery. Bardzo wyraźnie inspiruje się także amerykańskim komiksem alternatywnym przełomu lat 80. I 90. czy japońskimi mangami, ale i drzeworytami czy kreską Jamiego Hewletta, współautora legendarnej „Tank Girl”.
Tym bardziej szkoda, że zdarzają się w „Battling Boyu” momenty przegadane i rozciągnięte. Powtykane pomiędzy zapierające dech w piersiach sceny akcji, sprawiają wrażenie wypełniaczy. Czytelnik odbija się od nich z rozczarowaniem, gdyż nie są ani wyjątkowo dobrze napisane, ani nie przybliżają świata przedstawionego. A dla komiksu, który już na pierwszych stronach wchodzi na tak wysokie obroty i przyciąga odbiorcę akcją i niesamowitościami, nie ma nic gorszego niż nuda.
Na szczęście tych momentów jest w „Battling Boyu” zaledwie kilka i nie zmieniają one ogólnego obrazu. To doskonały tytuł. Śmieszny, szalony i dokładnie przemyślany. Urzekający wirtuozerią wykonania, zaskakujący pomysłowością autora. Przywodzący na myśl najwspanialsze osiągnięcia literackiego nurtu New Weird, czerpiący z całej masy innych tekstów, ale jednocześnie unikatowy. Zdecydowanie warto!