"Ze świecą szukać fajniejszej paczki znajomych". Tak mówisz o kumplach do koszykówki lub koleżankach z baletu. Fajna paczka Leslie Van Houten mordowała ludzi.
Komisje od kilku dobrych lat nie miały wątpliwości – starsza pani o ujmującym uśmiechu i włosach przyprószonych siwizną to żywy przykład skutecznej resocjalizacji. Leslie Van Houten, bo o niej mowa, w końcu wychodzi na wolność.
Jak podaje CNN i niemal wszystkie inne media, członkini słynnej bandy Mansona, opuściła więzienie w Kalifornii. Sąd uznał, że Van Houten może dołączyć do społeczeństwa. Jak na razie jest to zwolnienie warunkowe na trzy lata.
"Ludzkie potwory"
Van Houten w więzieniu zrobiła licencjat i magisterium z pomocy psychologicznej. Ma dyplom psychologa szkolnego. Zarządzała programami pomocy współwięźniom.
Przez lata komisję przed zwolnieniem Van Houten powstrzymywała szczególnie jedna osoba. To gubernator Gavin Newsom - Kalifornijczyk z urodzenia, Demokrata z przekonań.
"Nie jestem pewien, czy pani Van Houten będzie w stanie działać inaczej w przyszłości" – mówił swego czasu. Gavin Newsom nie chciał być tym, który przejdzie do historii jako ten, który przesądził o wypuszczeniu na wolność "ludzkiego potwora". Nie był pierwszym, który się na to nie zdobył. Jednak w maju tego roku sąd apelacyjny w Kalifornii wydał wyrok, który otworzył Van Houten drogę do wyjścia na wolność. Newsom komentował mediom, że nie będzie już blokował tej sprawy.
Nancy Tetreault, prawniczka opiekująca się Van Houten, powiedziała CNN, że jej klientka "przeszła wiele, by skonfrontować się z tym, co zrobiła, by wziąć za to odpowiedzialność". I że przez ponad 40 lat trwały badania psychologów nad jej osobowością.
- Rozumiem, dlaczego rodziny ofiar chcą dla niej kary, ale nie takie jest prawo. Prawo stanowi, że może ubiegać się o warunkowe zwolnienie, jeśli spełni wszystkie standardy i gdy udowodni się, że nie stanowi już zagrożenia dla społeczeństwa - powiedziała prawniczka CNN.
Przesłuchanie
Van Houten: Pani LaBianca leżała na łóżku. Nie pamiętam, jak nakrywałam jej głowę poduszką, ale na pewno to zrobiłam. Owinęłam wokół niej kabel lampki, a ona zaczęła walczyć, gdy usłyszała męża mordowanego w salonie. Kiedy pani LaBianca usłyszała, jak on umiera, rzuciła się przed siebie, a ja starałam się ją przydusić, gdy Pat próbowała ją zadźgać […]. Trafiła w obojczyk i nóż się wygiął, a ja wyszłam z pokoju i zawołałam Texa, który przyszedł i ją zabił.
Thomas Giaquinto: Pani też ją dźgała, tak?
Van Houten: Już po […]. Tex dał mi nóż i powiedział "zrób coś", więc wbiłam nóż w dolną część tułowia pani LaBianki […]. Chyba szesnaście razy.
To fragment przesłuchania Leslie Van Houten przez Thomasa Giaquinto przewodniczącego komisji rozpatrującej jedenasty już wniosek o jej zwolnienie warunkowe. Posiedzenie odbyło się 12 maja 1996 roku.
Mijają lata od tragicznych wydarzeń z 1969 roku, do których doszło w Los Angeles. Sprawa bandy Mansona i tego, co stało się z Sharon Tate i jej przyjaciółmi oraz z małżeństwem LaBianca nadal silnie rezonuje nie tylko w Stanach Zjednoczonych.
To jedno z tych traumatycznych wydarzeń, o których nigdy nie zapomnimy Manson, Van Houten, Atkins, Watson, Krenwinkel to nazwiska, które w świadomości Amerykanów uruchamiają jeden i ten sam obrazek przez lata: "Potwory".
Chciałam je zrozumieć
W podobny sposób myślała Nikki Meredith. Ta dziennikarka i pisarka poświęciła wiele lat życia dokumentując sprawę Mansona i jego "Rodziny". Chciała wiedzieć, dlaczego udało mu się przekonać do siebie, a przede wszystkim do brutalnych mordów, tak wiele osób. Meredith skupiła się na "kobietach Mansona".
Spotykała się w więzieniach z Leslie Van Houten, Patricią Krenwinkel i Susan Atkins. Szczególnie skupiła się na Leslie i Pat.
- Do znudzenia będę powtarzać: te dwie kobiety nie dość, że spowodowały u innych potworne, bardzo osobiste cierpienia, to na dodatek nie odczuwały z tego powodu żadnych, ale to żadnych uczuć. Przez pięć lat nie sposób było dostrzec u nich, choć krztyny naturalnej dla ludzi empatii dla ofiar – pisze Meredith w wydanej właśnie w Polsce książce "Ludzkie potwory".
5 lat, a siedziały ponad 50. Co zmieniło się po tych kilku latach?
Zdaniem Meredith właśnie 5 lat zajęło – szczególnie Van Houten – pozbycie się trucizny wsączonej przez Mansona. Wróciła empatia, wróciło człowieczeństwo. Meredith szczegółowo pokazuje, co działo się z kobietami w więzieniach.
Słowo "potwory" odmieniane jest w książce przez wszystkie przypadki. Ale to nie wystarczy, by wyjaśnić, dlaczego te kobiety uwierzyły w Mansona i mordowały. Meredith chciała dojść najbliżej do prawdy jak to tylko możliwe.
Ona sama wychowała się w Los Angeles. W szkole przyjaźniła się z Catherine "Gypsy" Share, która – jak się okazało po latach – rekrutowała kobiety dla Mansona.
Dlaczego nie wybrała Nikki? A gdyby tak się stało, czy też tak jak Pat i Leslie dzisiejsza dziennikarka byłaby zdolna do mordowania niewinnych, nieznajomych ludzi? Czy też uwierzyłaby, że Manson pragnie lepszego świata, dlatego seks z nim i usługiwanie mu jest czymś dobrym?
- Gdy spotykałam się z obiema kobietami, przyjęłam, że kiedy znajdowały się w kręgu Mansona, a także później, gdy jeszcze nie wyzwoliły się spod jego wpływu, ich zdolność do zachowań empatycznych nie była stłumiona, tylko całkowicie wyłączona. Gdy wsłuchałam się w przedstawione przez nie relacje dotyczące życia u jego boku, zdałam sobie sprawę, że sytuacja była o wiele bardziej złożona – pisze Amerykanka.
"Kobieto, nie mam dla ciebie litości"
Krew polała się po raz pierwszy 8 sierpnia. Charles Manson poinstruował 22-letniego Texa Watsona, 20-letnią Susan Atkins, jej rówieśniczkę Patricię Krenwinkel i 19-letnią Lindę Kasabian, by pojechali pod adres Cielo Drive 10050. To ogrodzona, rozległa posiadłość na skraju Benedict Canyon.
"Rodzina" miała obrabować oraz zabić wszystkich, których napotka na miejscu. Tej nocy Manson nie wyznaczył Leslie Van Houten żadnych zadań, a sam też bezpośrednio nie uczestniczył w mordzie. Został na Spahn Ranch, starym ranczu filmowym w Chatsworth, na przedmieściach Los Angeles, gdzie mieszkał z dwudziestoma innymi młodymi ludźmi w czymś na kształt komuny.
Czteroosobowa grupa uzbrojona w rewolwer, obcęgi, liny i noże dotarła pod posiadłość, a następnie przecięła druty telefoniczne i pokonała ogrodzenie. W wyznaczonym przez Mansona domu byli tamtej nocy Sharon Tate (żona Romana Polańskiego), Jay Sebring, Abigail Folger i Polak Wojciech Frykowski. Żadne z nich nie przeżyło.
Będąca w ósmym miesiącu ciąży Sharon Tate błagała Susan Atkins, by jej nie zabijała. Krzyknęła: "Chcę urodzić dziecko". Odtwarzając przed wielką ławą przysięgłych przebieg tej rozmowy, Atkins zacytowała swoją odpowiedź: "Kobieto, nie mam dla ciebie litości".
Podobna rzeź powtórzyła się następnego dnia. Tym razem do ekipy dołączyła Van Houten. Nie znała szczegółów wydarzeń z poprzedniej nocy.
Grupa dotarła pod dom małżeństwa LaBianców. Manson zakradł się do środka, reszta czekała w samochodzie.
Gdy Manson był już wewnątrz, zaczął wymachiwać nożem i krzyczeć do domowników, że chce ich tylko okraść, więc jeśli nie będą sprawiać problemów, nic im się nie stanie. Skrępował ustawioną plecami do siebie parę rzemieniami.
Wtedy wrócił do auta i poinstruował Texa, Pat i Leslie, by zabili gospodarzy, a potem wrócili autostopem na ranczo. Następnie odjechał wraz z Atkins i Kasabian.
Patricia i Leslie odwiązały Rosemary, a potem zaprowadziły ją do sypialni, gdzie położyły ją na łóżku, twarzą do dołu. Narzuciły jej na głowę poduszkę i obwiązały szyję kablem lampki nocnej.
W salonie Tex wepchnął Lena na sofę i zaczął go dźgać. Przerażony LaBianca krzyczał, starając się uwolnić ręce, które wciąż miał skrępowane za plecami. Watson czterokrotnie pchnął go ząbkowanym nożem w brzuch, po czym poderżnął mu gardło, zostawiając ostrze w szyi.
Rosemary słyszała, jak mordowany jest jej mąż. Często mówi się, że tego dnia umierała dwa razy.
Leslie i Patricia próbowały ją zadźgać, ale zabrakło im sił, więc zawołały Texa, który przyszedł i doprowadził rzecz do końca. Następnie polecił Leslie, by ugodziła LaBiancę widelcem, co zrobiła. Watson wrócił do salonu i wyciął na klatce piersiowej Lena słowo "wojna", a Patricia czternastokrotnie wbiła widelec w brzuch mężczyzny.
Po zamordowaniu małżeństwa oprawcy zerwali ze ściany gobelin i napisali w jego miejscu ręcznikiem nasączonym krwią Rosemary "śmierć świniom". W salonie umieścili napis "powstańcie", a Patricia dodała jeszcze na lodówce "Healter Skelter". Przed opuszczeniem domu coś przekąsili i nakarmili trzy psy gospodarzy.
Policyjne śledztwo nie miało na początku punktu zaczepienia. Tylko przypadek sprawił, że udało się zatrzymać morderców.
Zaczęło się od aresztowania – w związku z inna sprawą - Susan Atkins. Ta pochwaliła się współwięźniarce, że brała udział w morderstwie. Więźniarka powiedziała o tym władzom więzienia. Ruszyła lawina. "Rodzina" Mansona została aresztowana.
W styczniu 1971 roku ruszył najbardziej porażający sądowy spektakl ostatnich kilkudziesięciu lat.
Kiedy cały kraj drżał ze strachu, a lęk przed "Rodziną Mansona" zakradł się do najgłębszych zakamarków zbiorowej psychiki, Leslie Van Houten powiedziała przesłuchującemu ją sierżantowi Michaelowi McGannie: "Ze świecą szukać fajniejszej paczki znajomych". Mówiła to z całą powagą.
Dobra żołnierka Mansona
- Im lepiej poznawałam te kobiety, tym bardziej krytyka skierowana przeciwko nim nastawiała mnie do nich opiekuńczo. To nie było tak, że zapomniałam o zbrodniach; po prostu uważałam, że jest w nich coś więcej niż tylko popełnione morderstwa. Wierzyłam w autentyczność ich wyrzutów sumienia i skruchy wobec ofiar – pisze Nikki Meredith.
Przyznaje, że nie ma wątpliwości, że kobiety odżegnały się od wszystkiego, co wiązało się z Mansonem oraz od poglądów, które wyznawały, będąc pod jego wpływem. A ten wpływ był ogromny.
Van Houten (a także Pat i Susan) poszła śladem Mansona i wypaliła sobie na czole "X" za pomocą rozgrzanej wsuwki do włosów. I jak do tego doszło?
Leslie pochodziła z tzw. dobrej rodziny. Dobrze się uczyła, dobrze sprawowała. Obrazek "grzecznej dziewczynki" uzupełnić można: przynależnością do organizacji młodzieżowej i śpiewem w chórze kościelnym. Leslie-gimnazjalistka miała krawiecki talent, projektowała i szyła sobie ubrania. W liceum została królową balu i przewodniczącą samorządu uczniowskiego.
Punktem zwrotnym był rozwód rodziców. Zaczęła uciekać z domu, ćpać i uprawiać przygodny seks. Podczas którejś z ucieczek dołączyła do komuny Mansona. Była, jak sama się wtedy nazywała, "dobrą żołnierką Mansona".
O tym, co działo się z córką, matka Leslie dowiedziała się z gazet. Wszystkich dostępnych w Stanach. Donosiły o zabójstwach Tate-LaBianca.
"Helter Skelter" i narkotykowe orgie
I jak ta miła, zdolna dziewczyna mogła pod wpływem jednego człowieka uczestniczyć w rzezi, a potem nazwać ją zabawą?
Nikki Meredith dopatruje się podobieństw do działania dżihadystek z ISIS. Ponad dekadę temu modna była też teoria "pstryknięcia".
- Sugerowano Pat i Leslie, że "pstryknęły" przełącznik, i to właśnie wywołało u nich agresję. Ich relacje dotyczące tego, co stało się z nimi w trakcie znajomości z Mansonem, wskazują jednak raczej na rozciągnięty w czasie proces. Gdyby podczas ich pierwszego spotkania Manson przedstawił plan mordowania przypadkowo wybranych osób w ich domach, nie spodobałby im się ani sam Manson, ani jego światopogląd – uważa Meredith.
O tym, jak wyglądało życie "Rodziny" w Spahn Ranch opowiada dokument "Manson: The Women". Przywódca grupy, postrzegany przez swoich wyznawców nieomal jako Bóg, organizował narkotykowe orgie, podczas których dochodziło do brutalnego seksu. Z kolei prokurator Vincent Bugliosi w wydanej w 1974 roku książce "Helter Skelter" opisuje, że Manson był przekonany, że w Kalifornii dojdzie do wojny rasowej pomiędzy białymi a Afroamerykanami. Nazwał ją właśnie "Helter Skelter".
"Byłam jak rekin, który stracił kontrolę"
Manson zmarł w więzieniu w 2017 roku, Susan Atkins w 2009 roku. Leslie i Pat żyją. Czy kiedykolwiek wyjdą na wolność?
Susan Atkins wykrzykiwała: "Kobieto, nie mam dla ciebie litości". Tę samą zasadę wobec "Rodziny Mansona" stosują teraz politycy.
Kolejni gubernatorzy Kalifornii będą mieć też zapewne w pamięci odpowiedzi Van Houten na kolejne pytania Thomasa Giaquinto, te z 1996 roku.
Giaquinto: Skoro pani wiedziała, że pani LaBianca już nie żyje, to dlaczego dźgnęła ją pani szesnaście razy?
Van Houten: Ja… Ja… nie potrafiłam… To było na tyle brutalne, że kiedy już zaczęłam, to nie mogłam przestać… To coś strasznego i kiedy to robiłam, to chyba walczyłam sama ze sobą… Kiedy… wracam pamięcią do tej chwili, czułam się jak drapieżnik… byłam jak rekin, który w tamtej chwili stracił kontrolę.
Giaquinto: Z pewnością po powrocie na ranczo poczuła pani wyrzuty sumienia. Przerażenie? Żal?
Leslie: Nie.