Spotykała się w więzieniach z "kobietami Mansona". Nam opowiada, jak to wyglądało
- Największym wyzwaniem były procedury, które trzeba spełnić, by dostać się do środka. Musisz pilnować, co zakładasz. Ważna jest nawet bielizna, bo w staniku nie może być żadnych drucików - opowiada Wirtualnej Polsce Nikki Meredith. Autorka książki "Ludzkie potwory" opisała, jak wyglądały jej spotkania z członkiniami bandy Charlesa Mansona.
Co przyciąga ludzi do historii Mansona? – pytam.
- Strach, złość i ciekawość. Ludzie interesują się tym, bo Manson potrafił kontrolować równie zwyczajnych ludzi jak oni sami. Sprawił, że posłuchali jego polecenia i zamordowali niewinnych. A to jest zdecydowanie bardziej przerażające od sytuacji, gdy morduje psychopata. Johnny Cash powiedział kiedyś w wywiadzie dla "Rolling Stone": "Amerykanie zawsze robili z kryminalistów bohaterów". Cash, który sam dorobił się sławy śpiewając o ludziach wyjętych spod prawa dodał jeszcze: "Dobrze czy źle. My zawsze to robiliśmy" – mówi Wirtualnej Polsce Nikki Meredith, autorka książki "Ludzkie potwory".
Zobacz: Tajemnice Charlesa Mansona
Co się dziś dzieje z kobietami Mansona?
Mija 50 lat od morderstwa Sharon Tate, jej przyjaciół, a także małżeństwa LaBianca. Jak bumerang wracają we wszystkich mediach szczegóły tych potwornych zbrodni. Tarantino w "Pewnego razu… w Hollywood" nawiązuje do Mansona, w netfliksowym "Mindhunterze" też nie przez przypadek słynni agenci FBI wybierają się na rozmowę z Mansonem. W Polsce ukazała się jeszcze książka – "Ludzkie potwory" Nikki Meredith.
Pisaliśmy o niej więcej w tekście opublikowanym w WP Magazynie. Meredith przez kilka lat spotykała się w więzieniach z Leslie Van Houten i Patricią Krenwinkel – członkiniami "Rodziny", które wzięły udział w morderstwach z 1969 roku. Amerykanka kontaktowała się też z Susan Atkins (kolejną członkinią bandy Mansona), ale ta ostatecznie odmówiła spotkania.
Meredith w książce napisała nie tylko o tym, jak wyglądało życie Van Houten i Krenwinkel przed dołączeniem do "Rodziny", ale przede wszystkim, jak wygląda ich codzienność w więzieniu.
- Co było dla ciebie największym wyzwaniem, gdy spotykałaś się z tymi kobietami w więzieniu? – pytam Meredith.
- Największym wyzwaniem były procedury, które trzeba spełnić, by w ogóle dostać się do środka. Musisz pilnować, co zakładasz na siebie danego dnia. Ważna jest nawet bielizna, bo w staniku nie może być żadnych drucików. Musisz też uważać na to, co masz przy sobie. Potem musisz poradzić sobie z aroganckimi ochroniarzami, którzy nadużywają władzy. A gdy już jesteś w więzieniu, to czujesz się jak osadzona – przyznaje.
Leslie Van Houten ma dziś 69 lat. Patricia Krenwinkel 71. Obie przetrzymywane są w więzieniu Frontera w Kalifornii. Jak wygląda ich codzienność?
- Po 50 latach można powiedzieć, że przyzwyczaiły się do takiego życia. Każda z nich ma inne zainteresowania. Patricia trenuje szczeniaki, które później mają służyć jako przewodnicy dla niepełnosprawnych. Leslie ostatnio dostała tytuł magistra, jest też zaangażowana w programy pomocy dla innych więźniów, by mogli się np. uczyć – opowiada nam Amerykanka.
- Utrzymują kontakt ze światem zza krat dzięki telewizji i gazetom. Pat czyta liberalny "The Nation", a Leslie "New Yorkera". Dla niej ostatnie kilka lat były szczególnie bolesne – dodaje.
Miłość i nienawiść
Meredith ma na myśli fakt, że po raz 22. odrzucono wniosek o zwolnienie Leslie z więzienia (w 1971 roku skazano ją na karę śmierci, rok później prawo się zmieniło i automatycznie dostała dożywocie. Podczas drugiego procesu ustalono, że może ubiegać się o warunkowe zwolnienie po 7 latach). W opinii psychologów, psychiatrów i pracowników więzienia kobieta jest w pełni zresocjalizowana i mogłaby zacząć życie na nowo.
- Dla niej pozytywna opinia od ekspertów jest wielkim osiągnięciem. Ale veto polityków wszystko przekreśla. Cieszy jednak postawa Leslie, która nie załamuje się, patrzy na życie pozytywnie. Można się zdziwić, jak wiele osób z więzienia kibicuje jej. Wystarczy, że pojawi się w pokoju widzeń, by wyczuć, jak jest popularna. Zupełnie inaczej jest w przypadku Patricii. Jest ponura. Pogodziła się ze swoim smutnym życiem – mówi Meredith.
Przypominając historię Mansona i morderstw najczęściej mówi się tylko o wydarzeniach z 1969 roku. Rzadko kiedy o życiu członkiń bandy w więzieniu. Susan Atkins, prawa ręka Mansona, zmarła w 2009 roku. Miała raka piersi. W więzieniu dwukrotnie wyszła za mąż. Pierwszy raz w 1981 r., drugi – w 1987 r. O tym drugim związku więcej pisze w swojej książce Meredith, która podczas jednej z wizyt we Fronterze poznała męża Atkins, Jamesa W. Whitehouse’a.
- Zapytałam, jak poznał Susan. Powiedział mi, że przeczytał o niej w "Helter Skelter", a potem zaczął pisać od niej listy. Nie wiem, co go do niej przyciągnęło, bo na pewno nie historia kobiety, która przechwalała się swoim współwięźniom, że po zamordowaniu Sharon Tate spróbowała jej krwi – wspomina Nikki.
Whitehouse był biochemikiem i prawnikiem. Do więzienia przychodził najczęściej ubrany w bluzę z logo Harvardu, wielu osadzonych pytało go o porady prawne. – Susan mówiła, że jest "nowonarodzoną chrześcijanką", często odnosiła się do słów Jezusa, gdy do mnie pisała. Whitehouse też zawsze miał przy sobie medaliki, więc może to właśnie religia ich jakoś do siebie zbliżyła – dodaje Meredith.
- Patricia i Leslie też były w takich związkach? – dopytuję.
- Nie wiem nic o takich historiach u Patricii. Leslie pisała z Billem Cywinem, gdy miała 30 lat. Cywin był więźniem z sąsiedniego męskiego zakładu. Gdy wyszedł na wolność, zaczął ją odwiedzać, aż w końcu pobrali się w 1982 roku. Okazało się, że mężczyzna miał swój plan. Chciał wyciągnąć Leslie z więzienia, o czym ona nie miała pojęcia – wspomina Amerykanka.
Policjanci znaleźli w mieszkaniu Cywina policyjny mundur. Chciał włamać się do zakładu i wyprowadzić swoją żonę na wolność. Gdy Van Houten dowiedziała się o tym, całkiem się od niego odcięła, rozwiodła i nigdy już później nie kontaktowała się z nim.
- Powiedziała mi, że był jej ostatnim największym błędem. Usłyszałam od niej: "ja byłam samotna, a on był naciągaczem. Szkoda, że wcześniej się nie zorientowałam" – wspomina autorka "Ludzkich potworów".
Gdyby wiedziały, że będzie chciał mordować…
W czerwcu 2019 roku Leslie straciła kolejną szansę, by wyjść na wolność. Wniosek o zwolnienie odrzucił gubernator Gavin Newsom. Mówił, że Leslie jest jego zdaniem "zagrożeniem dla społeczeństwa".
- Nie powiedziałabym tak. Nie wierzę w to. I prawdopodobnie gubernator sam w to nie wierzy. Bo wszyscy, którzy znają Leslie (strażnicy, doradcy więzienni, profesorowie, psycholodzy, dziennikarze) wiedzą, że nie jest już zagrożeniem. Wiedzą, że byłaby przydatna społeczeństwu – przyznaje Nikki Meredith.
Podkreśla, że decyzja Newsoma była podyktowana polityką. Nikt nie chce być odpowiedzialnym za wypuszczenie członka bandy Mansona na wolność. Nie ważne, jakim aniołkiem ta osoba by dziś była.
- W ludziach dalej jest mnóstwo strachu i złości, co chwilę podsycanej przez siostrę Sharon Tate, Debrę. Przez lata nie mogła brać udziału w posiedzeniach w sprawie zwolnienia Leslie, bo nie jest członkiem rodziny ofiar jej zbrodni. Leslie nie było w domu Sharon Tate, tylko dzień później u LaBianca. Ale Debra w jakiś sposób stała się rzeczniczką rodziny LaBianca i teraz jest na każdym posiedzeniu. Zrobiła na tym wielką karierę – zauważa Meredith.
Wcześniej gubernatorem w Kalifornii był Jerry Brown, który ostro wypowiadał się na temat zwolnienia Leslie z więzienia. Gdy wybrano Newsoma, wiele osób sądziło, że dyskusja zmieni się na korzyść Van Houten. – Kiedy doszło do zbrodni, Newsom nosił jeszcze pieluchę. Nie może pamiętać strachu, który panował wtedy w kalifornijskim społeczeństwie. Na początku 2019 roku zawiesił wykonanie wszystkich kar śmierci w stanie. Ale sytuacja szybko się zmieniła. Musiał udowodnić ludziom, że nie jest za kryminalistami – przyznaje.
- Jak przez lata zmieniło się myślenie Patricii i Leslie o Mansonie?
- Gdy je poznałam, odżegnały się od Mansona i wszystkich jego idei. Mówiły, że gdyby od początku mówił o zabijaniu ludzi, nie dołączyłyby do niego. Był słodkim gościem, który grał romantyczne, hiszpańskie piosenki na gitarze. Powoli zmieniał się w tyrana, ale one wtedy miały go już za duchowego przywódcę i posłusznie wykonywały jego polecenia. Mówią, że miał instynkt do manipulowania ludźmi. Teraz doskonale wiedzą, jak groźnym był socjopatą – mówi Nikki Meredith.
PRZECZYTAJ WIĘCEJ O TEJ HISTORII: Bez przebaczenia