"Batman - Mroczny książę z bajki": Orły Gotham [RECENZJA]
Umówmy się: gdyby autorem albumu nie był Marini, pewnie byśmy nie zawracali sobie nim głowy. No ale to Marini. I jeden z lepszych "Batmanów" w portfolio Egmontu.
Umowność i niezwykłość "Mrocznego księcia z bajki" już we wstępie maluje sam autor.
Marini niby się waha, ale w środku skacze z radości. W końcu spełni marzenie z dzieciństwa i narysuje noir!
Siada więc i zaczyna pracować. Myli się jednak ten, kto sądzi, że zmiana konwencji jakoś na niego wpływa. Nic a nic. I właśnie dlatego "Mroczny książę z bajki" jest taki dobry.
Marini, tak jak do tej pory, jest tu autorem i rysunków, i scenariusza. W tym drugim przypadku zbytnio się nie wysilił. Historia jest prościutka, żeby nie powiedzieć pretekstowa.
To klasyk: Batman kontra Joker, który tym razem porywa domniemaną córkę Bruce'a Wayne'a. Brzmi mizernie, ale nie da fabuły warto sięgnąć po "Mrocznego księcia".
Trwa ładowanie wpisu: instagram
144-stronicowy albumik daje odpowiedź na pytanie, co by było, gdyby superbohaterskie historie tworzyli w swoim stylu Europejczycy.
Od początku do końca, zachowując charakterystykę komiksu ze Starego Kontynentu. Kadrowanie, narrację, rysunki, nakłania kolorów, wrażliwość przy kreowaniu postaci.
I taki jest "Mroczny książę". Do cna europejski, przepięknie namalowany, okrutny i trochę perwersyjny, a z drugiej strony emanujący ciepłem, humorem i tytułową baśniowością. Brzmi może mało przekonująco, ale uwierzcie - wyszło tak, że palce lizać.
"Mroczny książę z bajki" ukazał się w cyklu DC Deluxe. A wiecie, co to oznacza: obwoluta, gruba oprawa, tłoczenie, dodatki i całkiem do rzeczy posłowie Kamila Śmiałkowskiego.