Jak to było naprawdę? Otóż niegdyś na świat przyszła dziewczynka. Jako że narodziła się w małej społeczności, od razu zauważono i napiętnowano jej inność. „Dziewczynka – Ze – Szkła”. Właściwie od razu stwierdzono, że umrze. To dlatego początkowo ojciec i siostry traktowali ją, jakby nie istniała. On ją kochał nad życie, ale raczej traktował ostrożnie, jak mgłę, która zaraz zniknie, zabierając ze sobą całą miękką, wilgotną, ale ulotną urokliwość. Siostry dziewczynki były o to bardzo zazdrosne. Nienawidziły jej samej, tego że otrzymywała piękniejsze prezenty, tego że ojciec pragnął do niej wracać, że matka wciąż się nią tak zajmowała... i tego, że pomimo wszelkich oznak słabości, ona wciąż żyła i na dodatek stawała się coraz piękniejsza... Ale siostry nie widziały, że sama „szklana dziewczynka” zmaga się z własnymi demonami.
Z rozpustnymi elfami, które mącą jej życie oraz aniołami, które wcale nie są tak „anielskie”, jak się zdawało. Wiedziały tylko, że jest pewne lustro odziedziczone przez ich „szklaną” siostrę i dzięki któremu jest lepsza i piękniejsza od nich samych. A to nawet u anioła zczarciłoby duszę. I tak to było, w małej wiosce, gdzie żyła dziwna rodzina, gdzie ojciec – kupiec wybywał na wiele dni, a matka zajmowała się córkami. W dziwnej krainie, gdzie istniały elfy, ale i anioły, i gdzie wszelkie ta magiczne stworzenia, wtłaczały się nazbyt bezczelnie w życie ludzi.
Cała opowieść Anne Provoost toczy się w czasach późnego średniowiecza, w Antwerpii. Czasach głodu i biedy, który tutaj jest tylko tłem. Tłem, dzięki któremu odmienność bohaterki, cuda, które wokół niej się dzieją, są bardziej jaskrawe. Jak najbardziej jest to opowieść o dojrzewaniu, o dorastaniu w świecie pełnym sprzeczności.
Bohaterka naznaczona niebagatelną, niespotykaną urodą, jest jednak osobą, którą już dobrze znamy. Oto Pulcheryja z baśni „O Pulcheryi i straszliwej Bestyi”. Inaczej zwanej opowieścią o „Pięknej i Bestii”. To dziewczę nadzwyczaj piękne, ale nie korzystające ze swej urody, nie przepełnione próżnością, tylko pragnące uczucia, które zmienia się wraz z jej dorastaniem. Najpierw będącego wyłącznie pragnieniem przyjaźni, bliskości, aż w końcu miłości i namiętności. Dziewczęcia, na poły przywodzącego na myśl Kopciuszka, nad podziw dobrego i prostodusznego, ale niegłupiego. W końcu kobiety czekającej na wielką miłość, a spotykającej koszmar. Stającej wobec wielkiego wyboru, który naznaczy jej życie. Czarownicy, która widzi zbyt wiele, tym samym, łagodnie mówiąc, zniechęcając do siebie nie tylko rodzinę, ale i ludzi z wioski. Wiedźmy, która nawiedzana jest przez magiczne stwory, która tak naprawdę nigdy nie jest sama.
Jednak, jeżeli zdaje się wam, iż jest to opowieść tylko o jednej kobiecie, to mylicie się. Co prawda gdzieś z boku, ale jednak toczy się dramat tych początkowo piękniejszych – sióstr naszej „szklanej dziewczynki”. Dramat kobiet, w życiu których najistotniejsze jest wyjście za mąż i spłodzenie dzieci. Życie dla przedłużenia gatunku, w którym najistotniejsze jest opakowanie – uroda. Kobiet, które wraz z dorastaniem siostry stają się tymi brzydszymi. Oraz mężczyzn, którzy po prostu nie potrafią nad sobą panować.
Róża i wieprz to pierwsza powieść tej belgijskiej pisarki: „młodszego pokolenia”. Należy mieć tylko nadzieję, iż inne także dotrą w nasze ręce. Bo w tej, tak wspaniale skonstruowanej, przesyconej mitami, a jednocześnie nad podziw prostej opowieści, bardzo łatwo się zakochać. A to przecież w życiu jest bardzo ważne. By móc przenieść się w świat, w którym żyją jeszcze ideały. Nie piękna, ale dobra i poświęcenia. Gdzie mieszka baśń, miłość i magia. Gdzie wciąż jeszcze możliwe jest zapatrzenie się... w dal, wejście w ramy lustra.