Trwa ładowanie...
recenzja
04-12-2012 16:34

Ballada o soku morelowym

Ballada o soku morelowymŹródło: "__wlasne
d3t67x2
d3t67x2

„Sok morelowy to doskonałe wyjście. Jeżeli to zamówi, ożenię się z nią” - pomyślał Francois, a Nathalie powiedziała, że weźmie jakiś sok – chyba morelowy...

Tak się zaczyna – zwyczajnie/niezwyczajnie. Tak, jak może się zacząć każda historia – spotykasz na ulicy, w barze, w kinie kobietę swojego życia, postanawiasz ją zaczepić, bo wydaje ci się, że nie możesz tak po prostu przejść obok i podpowiadasz jej w myślach kwestie do wygłoszenia, bo tak bardzo nie chcesz jej stracić. Francois się odważył i poszli dalej razem – za rękę, do ślubu, do wspólnego mieszkania, do miłości, do związku idealnego, bez rozbitych talerzy, ale z seksem na śniegu.

Żyło im się jak w przysłowiowej bajce. Trochę razem, bo przecież się kochali i cały świat był dla nich, a trochę osobno, bo on lubił biegać, a ona wolała czytać. Zawsze spotykali się na końcu tego czyto-biegania. Ona wychodziła z narracji, a on spocony wracał do domu. I już mogli razem usiąść do kolacji. Ale pewnego dnia nie wrócił. Nathalie odebrała telefon, włożyła zakładkę do książki i „przecięła ją na dwoje” - na część, którą czytała, gdy Francois oddychał, biegał, spał, tańczył i na tę, na która istnieje po śmierci. Umarł na stronie 321...

Nathalie zamyka oczy na świat i nie chce wrócić do rzeczywistości. Dużo płacze. I chodzi na miejsce, gdzie Francois uległ wypadkowi. Tam oddycha trochę inaczej.

d3t67x2

A potem wraca do pracy. I o tym jest ta książka. O pobudce. Tylko, że ta pobudka jest tak delikatna, że nawet nie wiadomo, kiedy otwiera się oczy. Ze dziwieniem nagle stwierdzasz, że już jesz śniadanie, a nie pamiętasz, kiedy wróciła świadomość. To o takim przebudzeniu do życia po stronie 321 mówi Delikatność. O tym, jak Nathalie nagle całuje swojego współpracownika i od czasu tego pocałunku świat rusza na nowo. O tym, że można zapomnieć, wciąż pamiętając. O tym, że trzeba być delikatnym w wyciąganiu kogoś z dna jego smutku. O tym, że czasem trzeba upokorzyć kelnera, żeby na czyjejś twarzy pojawił się uśmiech. O tym, że nie można zbyt szybko kłaść dłoni na czyimś kolanie, bo kolano może się już nie wyprostować. O tym, że na romantycznej kolacji ktoś może nie zauważyć świec. O tym, że czasem wystarczy kogoś pocałować, żeby przypomnieć sobie, jak się oddycha.

To piękna książka. Trochę jak opowiadanie na dobranoc, które się szepcze wprost do ucha. Nie zwykła. Nie opiera się na fabule – zdarzenia są raczej zarysowane i nie chodzi tu o klasyczne następstwo, o klasyczną narrację. Nie chodzi o to, co się zdarzyło po kolei, że najpierw była Nathalie, potem Nathalie i Franocis, a potem jednego już nie było i pojawił się kto inny. Chodzi o materię uczuć, o przypuszczenia, o domysły, o uczucia. Banalną rzeczą jest pisać, że to książka o miłości. Ale tak jest. O różnych miłościach – niektóre się ze sobą zazębiają i dzięki temu rosną. Niektóre zaś miłości w tej książce ktoś zadeptuje – jakaś śmierć, jakiś brak wzajemności, jakaś śmieszność. I o nich wszystkich jest Delikatność. Napisana jak seria zdjęć, wrzuconych do wielkiego pudełka, na których jest mnóstwo ludzi ale czasem zauważa się jeden liść, leżący pod nogami.

Jestem ciekawa filmu, który na podstawie swojej książki zrobił Foenkinos, z Audrey Tautou w roli głównej. Nie dowierzam, że można zrobić film z takiej cienkiej, ulotnej materii, z jakiej zbudowana jest ta książka. Słowa tej powieści są jak mgiełka – łatwo się rwące, przezroczyste niemal, jak muśnięcie, jak dotyk czegoś, co zdawałoby się nie istnieje. To budulec, z którego powstaje coś, co głaszcze, co dotyka na tyle niewinnie, że jesteśmy tym dotykiem oszołomieni.* Nie wiem więc, jak można takie słowa, tak misternie uplecione, tak scalone, jakby żadne z nich nie istniało w odosobnieniu, jakby stworzone do takiej właśnie konfiguracji, przełożyć na obraz.* Nawet, jeśli obsadza się w roli Nathalie najdelikatniejszą aktorkę dzisiejszych czasów.

Bo ta książka jest delikatna już w swojej budowie. Mały format, mieszczący się do damskiej torebki, do ręki, która przed chwilą trzymała kieliszek z winem, pod poduszkę... Trochę bieli i różu na okładce, muśnięcie czerwieni. Gest zakładania niesfornych włosów za ucho na zdjęciu. Kilka słów o miłości jako zachęta. I gdy tylko otwiera się okładkę, to jakby na języku zagościł smak soku morelowego. I chciałoby się zasnąć trzymając ją w rękach. *Bo sny byłyby wtedy w delikatnym morelowym kolorze. *

d3t67x2
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3t67x2