Trwa ładowanie...
powieść
18-06-2015 10:28

Autodestrukcja jako metoda przetrwania

W ostatnich latach coraz bardziej traciłem wiarę w literaturę. Czytałem i konstatowałem, że ktoś to po prostu wymyślił. Może dlatego że znajdowaliśmy się całkowicie pod okupacją fikcji i opowieści. Może uległy one inflacji. Gdziekolwiek człowiek się obrócił, zewsząd otaczała go fikcja. (s. 709) Impuls, który tworzy pisarstwo norweskiego autora wydaje się jeśli nie oczywisty, to przynajmniej czytelny. Całość tego autobiograficznego przedsięwzięcia, na które składa się sześć pokaźnych tomów, obliczone jest na mierzenie i wypróbowywanie granicy pomiędzy dwiema największymi obsesjami Knausgårda – życiem i literaturą.

Autodestrukcja jako metoda przetrwaniaŹródło:
d3q1u8r
d3q1u8r

W ostatnich latach coraz bardziej traciłem wiarę w literaturę. Czytałem i konstatowałem, że ktoś to po prostu wymyślił. Może dlatego że znajdowaliśmy się całkowicie pod okupacją fikcji i opowieści. Może uległy one inflacji. Gdziekolwiek człowiek się obrócił, zewsząd otaczała go fikcja. (s. 709) Impuls, który tworzy pisarstwo norweskiego autora wydaje się jeśli nie oczywisty, to przynajmniej czytelny. Całość tego autobiograficznego przedsięwzięcia, na które składa się sześć pokaźnych tomów, obliczone jest na mierzenie i wypróbowywanie granicy pomiędzy dwiema największymi obsesjami Knausgårda – życiem i literaturą.

Drugi tom sławnej na całym świecie „Mojej walki” zdaje się zmierzać w innym kierunku niż pierwsza część. Przypomnijmy, że w otwierającej cały cykl książce autor mierzył się z własnym dzieciństwem, dorastaniem i, nade wszystko, relacją z ojcem. Ojcem, który odchodzi. Wielostronicowe opisy sprzątania domu po śmierci ojca na długo zapadają w pamięć, uderzają skrupulatnością czy bezkompromisowością brutalnego opisu. Zimny, precyzyjnie wymierzony styl stał się cechą rozpoznawalną Knausgårda. Nie mniej niż swoisty ekshibicjonizm, objawiający się przede wszystkim na poziomie bardzo intensywnego pozbawiania opisu jakiejkolwiek zauważalnej dla czytelnika sfery tabu. Alkoholizm ojca, jego intensywna nieobecność w życiu mężczyzny w ostatnich latach przed śmiercią, trudna relacja z innymi członkami rodziny (babcią, matką, bratem) czy pierwszą żoną stanowią w pewnym sensie odrębny etap względem tego, który rozpoczyna się wraz z otwarciem drugiej
książki. Odrębny rzecz jasna o tyle, o ile autobiografia dzieli się na poszczególne etapy czy okresy. Knausgård nie zmienia bowiem wyraźnie siebie jako bohatera i narratora, jego styl z kolei nie traci na atrakcyjności. Cielesność, brud, odrażające widoki czy w końcu intymność doświadczeń, o których czytamy w „Mojej walce” stanowią bagaż czytelniczych wrażeń, z którym można podejść do drugiej części. Można, ale nie trzeba. Wbrew pozorom bowiem, bez większego problemu można zacząć od tomu, który właśnie się ukazał w polskim przekładzie.

Otwarcie tego tomu może zaskoczyć czytelnika. Oto bowiem widzimy Knausgårda jako ojca trojga dzieci, dławiącego się niemal od karuzeli emocji i potrzeb, które fundują mu przede wszystkim dwie kilkuletnie córki. Detaliczne opisy codziennych czynności związanych z opieką nad dziećmi czy organizowaniem tzw. gospodarstwa domowego zajmują mnóstwo miejsca na każdym etapie tej opowieści, jednak to początek zdaje się określać ramy, w których poruszać się będzie narrator i bohater.

Codzienność z jej obowiązkami i rutynowymi czynnościami wytrzymywałem, lecz nie czerpałem z niej radości, nie przydawała ona sensu mojemu życiu ani mnie nie uszczęśliwiała. Nie chodziło o brak ochoty do umycia podłogi czy zmienienia dziecku pieluchy, tylko o coś bardziej zasadniczego, o to, że nie przeżywałem wartości codziennego życia, lecz chciałem się od niego oderwać; tak było zawsze. Życie, które wiodłem, nie było więc moim życiem. Starałem się uczynić je swoim, toczyłem o to ze sobą walkę, bo przecież chciałem tego, ale mi się nie udawało, tęsknota za czymś innym dziurawiła na wylot wszystko, co robiłem. W czym tkwił problem? Czy nie mogłem znieść tego przenikliwego, chorego tonu rozbrzmiewającego dookoła w społeczeństwie, dobiegającego od pseudoludzi i pseudomiejsc, pseudozdarzeń i pseudokonfliktów, za których pośrednictwem żyliśmy, ze wszystkiego co oglądaliśmy, wcale w tym nie uczestnicząc, tego stworzonego przez nowoczesność dystansu do naszego własnego, w zasadzie nieodżałowanego tu i teraz? (s.
88)

Karl Ove, bohater „Mojej walki”, pragnie rzeczywistości, prawdziwego życia i niezafałszowanego współczesnością (a więc także daniami z ciecierzycy, litrami wody mineralnej wlewanej w siebie każdego dnia i tortem bez cukru) doświadczenia. Jest w tym, rzecz jasna, do pewnego stopnia, jakbyśmy powiedzieli, „niedzisiejszy”, zdystansowany wobec potrzeb i zwyczajów postępowej klasy średniej. Ważnym kontekstem jest tutaj też jego zmienione miejsce zamieszkania. Autobiografia Knausgårda jest bowiem też w dużej mierze krytycznym portretem współczesnej Skandynawii. Po przeprowadzce z Norwegii do Szwecji (najpierw do Sztokholmu) istotną rolę w całej powieści odgrywa kontrastowanie tych dwóch krajów – zarówno ze względu na pejzaż czy architekturę, jak i zachowanie i temperament ludzi. Wyłaniający się z tego obraz nudnego i uporządkowanego życia w Sztokholmie, objawiający się choćby także w sposobie poruszania się na ruchomych schodach (wedle obserwacji narratora w Szwecji ludzie stoją w rządkach, nie zaburzając w żaden
sposób ruchu innych, tymczasem w Norwegii wszyscy na siebie nieustannie wpadają, potrącają się na ulicy). Te mniejsze i większe obserwacje życia codziennego oraz życia społecznego składają się na znaczną część drugiego tomu „Mojej walki”. Obok nich znajdziemy bardzo obszerne partie eseistyczne, dotyczące przede wszystkim literatury modernistycznej i własnej pracy pisarskiej Knausgårda. W powieści pisze on swoją poprzednią, rzeczywiście wydaną kilka lat wcześniej, książkę o aniołach. Nie oznacza to jednak, że strony autobiografii wypełnione są poprzednią książką, niejako powtarzając jej ustalenia czy refleksje. To, co otrzymujemy, to raczej szczegółowy opis pracy twórczej pisarza, który w momentach wzmożonej pracy wpada właściwie w manię – egoistyczną, chwilami brutalną, ale dającą spełnienie.

d3q1u8r

Knausgårda pasjonuje wielka literatura początku wieku, to wedle jej wymagań zdaje się kształtować swoją własną, także autobiograficzną twórczość. Wszystko albo nic, żadnych kompromisów, żadnego ukrywania się za słowami, żadnej stylistycznej hochsztaplerki. „Moja walka” ryzykuje literacko wiele, starając się niemal jeden do jednego odtworzyć w literaturze życie w jego całej złożoności i rozczarowaniach ludzką niedoskonałością. Narrator wielokrotnie dystansuje się od tego, co widzi i co poddaje krytycznej refleksji. Na jego celowniku znajduje się – jak na wielki literacki projekt przystało – przede wszystkim społeczeństwo, z jego wszystkimi powierzchownymi rytuałami i płaskościami. Co ciekawe, wielokrotnie prowadzi go to do refleksji, które postrzegać można jako co najmniej kontrowersyjne, żeby nie powiedzieć – niedopuszczalne. Nie chodzi tylko o kwestie, które dzielą europejskie społeczeństwa od lat, jak aborcja, rodzicielstwo, stosunek do dzieci i sposobów ich wychowywania, ale także kwestie zupełnie
podstawowe, sięgające właściwie pytań o to, kim powinien być człowiek – także dla innych.

Na zdjęciu: Karl Ove Knausgård /fot. PAP

(img|575271|center)

To jednak, co sprawia, że do czynienia mamy z jednym z wielkich skandali literackich ostatnich lat, związane jest przede wszystkim z podstawową zasadą organizującą cały projekt Knausgårda. Popularnie określilibyśmy to mianem ekshibicjonizmu, ale ująć można to także jako brak stawiania granicy pomiędzy tym, co ze swojego i najbliższych życia używamy w literaturze, a czego już nie. Druga instancja (oszczędzenia czy pozostawienia w świecie wyłącznie życia niektórych kwestii) w przypadku tej literatury zdaje się nie istnieć albo stopniowo ustępować pod przenikliwym spojrzeniem pisarza. Knausgård, podobnie jak w pierwszym tomie, nie oszczędza przede wszystkim siebie, ukazując się jako pozbawiony czy szlachetności, czy czułości, czy wyrozumiałości człowiek. Nie jest to oczywiście bezwyjątkowe, ale rzeczywiście, w odróżnieniu od wielu innych autobiografii, własny obraz jest tu co najmniej niejednoznaczny. Knausgård rzadko się tłumaczy. W swoich decyzjach i pisarstwie jest apodyktyczny i nieustępliwy. Jest tyranem,
który niewątpliwie odstręczy niejednego czytelnika.

d3q1u8r

Jeżeli zastanowić się, kto właściwie najbardziej – poza nim samym – wystawiony jest na wzrok spragnionego dostępu do żywej tkanki czytelnika, odpowiedź będzie raczej jednoznaczna. Partnerka pisarza, Linda, obarczona zaburzeniami psychicznymi, niestabilna emocjonalnie, porywcza i gotowa na największą zmianę uczuć w ciągu kilku minut, w wielu momentach tej książki wydaje się wręcz ogołocona. Problem nie polega przede wszystkim na zafałszowywaniu jej obrazu (do tego czytelnik nie ma przecież dostępu), ale na radykalnym przekroczeniu standardowych granic literatury. Wiele takich tematów, sięgających największej intymności, cielesności i seksualności, znajdowało już miejsce w literaturze. Różnica polega jednak na tym, że wszystko to, o czym czytamy dzieje się niemal „tu i teraz”. Knausgård nie odczekuje kolejnych lat, zapewniających cenzurę dystansu i przyzwoitości. Pisze niemal na bieżąco, tnąc rzeczywistość na drobne kawałki, które doskonale pasują do jego literackiej układanki. Jaki jest tego cel? Literatura i
rzeczywistość przede wszystkim, jak w najambitniejszych dziełach wielkiego modernizmu. Jaki koszt? Brutalność i zaskakujący konserwatyzm światopoglądowy i estetyczny.

Ekshibicjonizm Knausgårda nie ustępuje bowiem jego osobliwemu eskapizmowi. W centrum życia społecznego i rodzinnego, tworzy on miejsce, w którym nikt i nic właściwie nie potrafi go dotknąć. Jest poza tym i właśnie z tego punktu opowiada w „Mojej walce” swoje życie, aż do najdrobniejszego detalu, najmniejszego brudu, najmniej istotnej agresji, jaką obserwuje pomiędzy swoimi dziećmi. Powołując się wielokrotnie na największych pisarzy modernizmu, znajduje się w dziwnym miejscu. Takim, z którego jednocześnie snuje rozważania na temat kondycji kultury, cywilizacji i człowieczeństwa, a zarazem walczy z pijaną sąsiadką, która uprzykrza mu życie i próbuje okiełznać trójkę swoich małych dzieci. W „Mojej walce” Knausgård walczy bowiem nie tylko sam ze sobą (co jest chyba najprostszą interpretacją tytułu), ale wielokrotnie i uporczywie stara się zwalczyć życie – na rzecz literatury. Pytanie jednak, co z tej wielkiej walki jeszcze zostaje?

Olga Szmidt/ksiazki.wp.pl

d3q1u8r
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3q1u8r