Do chwili, w której sięgnęłam po „Kawior astrachański. Podróż kryminalno-kulinarną” znałam tylko jedną książkę Michała Kruszony. Był to zresztą jego pisarski debiut, gawędziarska opowieść o poszukiwaniu śladów Draculi we współczesnej Rumunii („Rumunia. Podróże w poszukiwaniu diabła”). Nie była to lektura wybitna mówiąc oględnie, nie spodziewałam się zresztą wiele i niewiele też otrzymałam. „Kawior...” kontynuuje tę linię. Co więcej, odnoszę wrażenie, że to bardziej kuriozum niż lektura, którą można potraktować poważnie.
Bohaterem „Kawioru...” jest polski gangster o pseudonimie Okoń, który mając dość problemów w kraju, wyrusza do Rosji, by tam osiąść w spokojnym miejscu i się ustatkować. W ten sposób mogłaby się zaczynać czarna komedia Kusturicy, ale książka Kruszony to raczej nieudana próba przemycenia w wartkiej akcji kulinarnych zachwytów. Przygody Okonia to na początku niemal wyłącznie chlanie wódki w kiepskim hotelu i oferta, jaką na swoje usługi składa lokalnym złodziejom samochodów. Oprócz kryminalistów, poznaje też sklepikarza Azera i Jewgienię – emerytowaną harfistkę, przewodniczkę po dawnym i współczesnym Astrachaniu. Niestety, okazuje się, że Okoń nie zazna tu spokoju: Jewgienia jest ciotką skorumpowanego policjanta, który składa Okoniowi propozycję nie do odrzucenia. Zapewnia mu kryszę, czyli tak zwanę ochronę. W zamian za to, Okoń przemyca tajemnicze pakunki z moskiewskiego lotniska. Szybko przywyka do nowego trybu życia, poznaje też piękną kobietę i wikła się w romans. Nie trwa to jednak długo, bo coś poszło
nie tak, jak życzyłby sobie policjant.
Historia Okonia jest nieprawdopodobna, przewidywalna i przez to nudna. Sam bohater to zlepek cech powiązanych w dość cudaczny sposób: kształcony na prawnika gangster wypowiadający się obszernie na tematy publicystyczne (fragmenty, w których przebija się ta nieudolna publicystyka są najbardziej żenującymi w całej książce), historyczne i kulinarne. Brak umiaru w tworzeniu jego postaci doprowadził do sytuacji, w której nikt nie uwierzy w prawdopodobieństwo psychologiczne bohatera z prostej przyczyny – absolutnego braku tegoż prawdopodobieństwa.
Wątki historii kryminalnej przeplatają odniesienia do lokalnej kuchni – przede wszystkim jest tu tytułowy kawior. Okoń jest jego wielbicielem, co zostaje podkreślone w każdym możliwym miejscu, nie zabrakło też prawdziwego wykładu na temat rybiej ikry i jej właściwości. Do tego wszechobecna wódka, a także bliny i baranina. Niestety, zachwyty nad jedzeniem nie dodają książce ani lekkości, ani nie zwiększają jej wartości, niewiele także się dowiemy o astrachańskiej kuchni. Jako dodatek do książki zostały dołączone przepisy na potrawy, które przyrządzają i jedzą bohaterowie – trudno jednak doszukać się tutaj jakiegoś nowatorskiego pomysłu na ukazanie kulinarnej strony książki. Wiele miejsca zajmują także fotografie, o których również nie można powiedzieć, że zachęcają do samodzielnego odbycia kulinarnej podróży na południe Rosji.
Nie jest to ani reportaż, ani dobra powieść kryminalna, nie broni się też warstwa kulinarna. Jeśli dobra literatura jest jak Proustowska magdalenka, to książka Kruszony przypomina niestety ciężki, zawiesisty sos, po którym pozostaje niesmak.