Trwa ładowanie...
Materiał Partnera
wywiad
Materiały Prasowe
11-11-2022 09:00

Artur Owczarski, reportażysta skupiony na opisywaniu współczesnej Ameryki, opowiada o swoim pisarskim warsztacie i najnowszej książce, pt. "Luizjańskie gumbo".

"Luizjańskie gumbo" to już Pana trzecia książka o USA. Jak przygotowuje się Pan do napisania reportażu, skąd pomysły na kolejne książki?

Materiał prasowy Book Edit
 Źródło: materiały partnera
d1u18w7
d1u18w7

Najpierw obieram kierunek i w tej kwestii kieruję się intuicją. Prawdą jest jednak, że bliżej mi do prowincjonalnej Ameryki, którą lubię pokazywać z perspektywy ulicy, barów i pól uprawnych niż do wielkich miast. Szukam zatem lokalnego kolorytu, który odnalazłem zarówno na Drodze 66, jak i na teksańskiej i luizjańskiej prowincji. Nowy Orlean ze swoją przebogatą i charakterystyczną tylko dla siebie, do dzisiaj żywą, odrębną kulturą również wpasował się w moje preferencje wręcz idealnie. Gdy już obiorę kierunek, wtedy miesiącami czytam. W Polsce nie jest łatwo o literaturę poświęconą współczesnej Ameryce, która nie ma wydźwięku politycznego lub traktującego o zjawiskach socjologicznych. Moje reportaże nie są poświęcone "problemom" współczesnego świata, ani w wymiarze politycznym, społecznym, ani gospodarczym. Opowiadają o rzeczywistości będącej udziałem zwykłego człowieka, którego dotyczą te wszystkie aspekty, ale na które ma niewielki wpływ. Wertując amerykańską literaturę i internet wybieram tematy, które mnie interesują, które pozwolą pokazać różnorodność danego miejsca najlepiej z różnych perspektyw. Gdy już wytypuje tematy, zaczynam szukać ludzi, którzy pomogą mi je zrozumieć, którzy opowiedzą mi o swoim świecie, pozwolą zajrzeć za kotarę. To trudne, ale w dobie internetu znacznie łatwiejsze niż kiedyś. Z doświadczenia wiem, że najciekawsze postacie nie używają Facebooka, więc napotykam je już na miejscu.

W drogę po materiały na mój reportaż jadę przygotowany, dokładnie wiedząc. o czym będę pisał i z kim, przynajmniej na początku, będę się spotykał. Potem oczywiście pojawiają się nowi bohaterowie i poboczne tematy, bo zazwyczaj doświadczam olbrzymiego zrozumienia i pomocy ze strony ludzi, z którymi rozmawiam. Przedstawiają mi kolejnych, a ci kolejnych i tak się to rozwija aż do momentu, gdy uznam, że wyczerpałem dany temat.

Gumbo to oficjalne danie Luizjany, ale, jak wspomina Pan w książce, nie dlatego znalazło się w tytule. W takim razie, dlaczego?

To potrawa, która jak nic innego ilustruje zróżnicowanie etniczne i kulturowe tego stanu. W gumbo można znaleźć dosłownie wszystko: owoce morza, mięso kurczaka, mieszanki mięs, ryż lub ziemniaki i mnóstwo warzyw. To tygiel składników, miks smaków, mieszanka, gulasz, zupa, manifestacja różnorodności, erupcja zagmatwania. Taka też jest Luizjana. Przez stulecia kształtowali ją potomkowie amerykańskich Indian zamieszkujących te tereny przed przybyciem białych, osadnicy z Europy, Karaibów, Nowej Szkocji i Afryki. Afrykańskie tradycje, tak silnie obecne we współczesnej amerykańskiej kulturze, wlewały się do Stanów Zjednoczonych przez kilka niewolniczych portów, z których największym był Nowy Orlean. Wymieszanie się starych afrykańskich, europejskich i indiańskich cywilizacji zaowocowało w tym miejscu najbardziej zróżnicowanym społeczeństwem, jakie można sobie wyobrazić. Miejsce niewyobrażalnie bogate kulturowo, którego historia uczy, że koegzystencja w pokoju prowadzi do akceptacji, z czasem do asymilacji, w konsekwencji do tolerancji, aż w końcu do naturalności i poczucia wspólnoty, czego przykładem są współcześni Kreole. Po drodze oczywiście musi wydarzyć się wszystko, do czego ludzkość, jak już nie raz pokazała, jest zdolna: niewolnictwo, rasizm, prześladowania, wojny, wyzysk, segregacja rasowa... Ale ci, którzy sięgając kilka pokoleń wstecz, mogą wymienić wśród swoich przodków niemieckiego piekarza, indiańskiego wojownika, afrykańskiego niewolnika z terenów dzisiejszego Beninu i francuskiego arystokratę, rozumieją, co to jest różnorodność.

d1u18w7

Skąd u Pana zafascynowanie akurat tym stanem? Co go wyróżnia na tle innych?

Zafascynowała mnie właśnie ta różnorodność. Luizjana leżąca na wschodnim wybrzeżu kontynentu amerykańskiego już od początków XVIII wieku była miejscem mieszania się kultur europejskiej, indiańskiej i afrykańskiej. Nowy Orlean nazywano też najbardziej na północ wysuniętym miastem Karaibów, które bardzo silnie wpływało na jego mieszkańców. Epicentrum Luizjany był zawsze Nowy Orlean, ale na zachód od miasta, za bagnami Atchafalya mieszkali od drugiej połowy tego samego wieku Kajunowie. Potomkowie Akadyjczyków z terenów dzisiejszej Nowej Szkocji. Mieszkają w Luizjanie do dzisiaj, ale do początków zeszłego wieku izolowali się od reszty społeczeństwa amerykańskiego, nie uważając się wcale za amerykańskich obywateli. Mówili wyłącznie po francusku, nauczyli się żyć na bagnach, a ci, którzy osiedli bardziej na północ, byli świetnymi hodowcami bydła. Mówi się, że przez ponad 200 lat mieszkańców Nowego Orleanu i okolic oraz Kajunów, którzy mieszkali na zachód od bagien Atchafalaya, łączyło jedynie to, że urodzili się w Luizjanie. Nic więcej. Na tle innych stanów, Luizjanę wyróżnia bardzo silny wpływ kultury afrykańskiej. Tę egzotykę widać w religii voodoo, muzyce, z której ewoluował jazz i funk czarnych dzielnic. Nowy Orlean przez długi czas był największym amerykańskim targiem niewolników i jednocześnie domem czarnych właścicieli niewolników. Do dzisiaj jest stolicą amerykańskiego karnawału, z tradycjami pochodzącymi rodem ze średniowiecznej Europy, Afryki i silnym wpływem kultury amerykańskich Indian. Luizjana to tygiel kultur, ras, narodowości, to kulturowe gumbo.

 materiały partnera
Źródło: materiały partnera

Osią kompozycyjną książki są rozmowy z mieszkańcami Luizjany, a część z tych osób to osoby publiczne - w jaki sposób Pan do nich dotarł? Jak przebiegała praca nad Pana książką?

Z roku na rok jest mi łatwiej. Im więcej wydanych książek, tym więcej mam znajomych i przyjaciół po drugiej stronie oceanu. Oni wszyscy, jeśli tylko mogą, to chętnie pomagają mi nawiązać kontakty. Łatwiej przekonać też do siebie nowe osoby, bo uwiarygadniają mnie przez internet. Zawsze się śmieję, że to, co robię, czyli jadę za własne pieniądze na inny kontynent, napędzany jedynie pasją, chęcią przeżycia przygody, rządny wiedzy, jest tak irracjonalne, że tym ludziom, aż głupio jest mi odmówić. Nie jest to ani moja działalność zawodowa, ani nie przynosi mi korzyści finansowych. To bardzo mnie uwiarygadnia. A na poważnie to wyobraźmy sobie, że np. na Podlasiu zjawia się samotny reporter z USA, który mówiąc łamaną polszczyzną prosi mieszkańców jakiejś wioski, żeby opowiedzieli mu o swoim życiu. Czy pogoniliby go widłami? Śmiem twierdzić, że zaprosiliby go do domu, a po jakimś czasie nabrali do niego zaufania i pozwolili na jakiś czas zostać. Doświadczam tego za każdym razem. Ostatnio po pół godziny znajomości zaproszono mnie do domu i spędziłem tam dziewięć nocy. Gospodarze nie tylko dali mi pokój do spania, ale mnie karmili, poznawali z ludźmi i obwozili po nieoczywistych miejscach. Ludzie są z założenia dobrzy. Trzeba ich tylko przekonać do tego, że to, co robisz, ma sens i jest napędzane marzeniami. Wtedy otwierają swoje ramiona. Czasami wystarczy jeden kontakt, żeby otworzyć drzwi i poznać osoby znane, szanowane i uważane za niedostępne. Tak się stało w Luizjanie. W książce wypowiadają się światowej klasy muzycy, słynni kucharze, myśliwi i prawnicy. Żaden z nich nie opowiada jednak swoich historii z perspektywy biura w szklanym budynku, ale z własnego podwórka. Z bagien, kuchni lub przy kieliszku wina we własnym domu. Za każdym razem proszę kolejne osoby, czy mogą mi pomóc i skontaktować z kimś jeszcze i w ten sposób moja sieć kontaktów bardzo szybko się rozrasta. Wszyscy Ci ludzie zawsze zdumiewają mnie swoją wiedzą i doświadczeniem. Gdy już zbiorę materiał, odpowiednią liczbę wywiadów i kupię mnóstwo książek, to wracam do domu na kolejne miesiące poświęcone nauce i głębszemu badaniu tematu w sieci. Potem zaczynam pisać. Potrzebuję około miesiąca na rozdział.

d1u18w7

Która z tych rozmów najbardziej zapadła Panu w pamięci?

Trudno porównać czas spędzony na bagnach z myśliwymi, krajowej sławy kucharzem krzątającym się po własne kuchni lub cichą rozmowę o rasizmie i polityce w małej prowincjonalnej kawiarni. Ci wszyscy ludzie mają do przekazania inną historię, inny punkt widzenia, inną wiedzę. Najlepiej wspominam rozmowy prywatne, które niekoniecznie pojawiają się potem w książce, ponieważ te opowieści stają się częścią mnie. To niezwykle cenne pojechać "na koniec świata" i poznać osoby, których, gdybym nie pisał książek, nigdy bym nie poznał. Posłuchać ich historie z dzieciństwa, poznać punkt widzenia na współczesną politykę i własną rodzinę. Każda podróż zmienia moją tożsamość. Sposób, w jaki postrzegam po powrocie sam siebie.

W opowieści bohaterów wplecione zostały elementy historyczne, kulinarne i muzyczne - to dość szeroki zakres tematyczny. Kogo, Pana zdaniem, może zainteresować Pana książka?

Ludzi ciekawych świata. Otwartych na wiedzę i inne kultury. Gotowych rozumieć, a nie oceniać. Rozumiejących, że USA to nie jest tylko kraj, jaki znamy z hollywoodzkich produkcji.

 materiały partnera
Źródło: materiały partnera

Dlaczego warto odwiedzić Luizjanę? Czy to atrakcyjny kierunek dla kogoś, kto planuje turystyczny wyjazd do USA? Czego można się spodziewać?

d1u18w7

Turystycznie na pewno polecam bagna i to niejedną wycieczkę, ale kilka, w różnych miejscach. Bagna są różnorodne. Karnawał w Nowym Orleanie i festiwale kultury kajuńskiej i kreolskiej. Koncerty funkowe nowoorleańskich Indian, a na prowincji występy muzyków kajuńskich i Zydeco, najlepiej w bagiennych tancbudach. Przez cały czas spędzony w Luizjanie trzeba szukać oryginalnej kuchni kajuńskiej. Jest wyjątkowa. Interesujące są też odrestaurowane plantacje. Osobiście polecam Whitney i Laurę. Nie byłbym sobą gdybym nie dodał, że z Luizjany jest blisko do Teksasu...

W Luizjanie mieszka 4,6 miliona ludzi, więc jest ich na relatywnie dużym obszarze lądu mniej niż mieszkańców aglomeracji katowickiej - jacy są Luizjańczycy?

Ostrożni, bo wraz z nimi żyje w Luizjanie 2,5 mln aligatorów… A na poważnie. Mieszkańców Nowego Orleanu, Kreoli cechuje radość życia. Adoracja codzienności. Nie ważne co było wczoraj i co będzie jutro. Ciesz się życiem, tym co jest teraz. Chwytaj dzień, można powiedzieć. Cajuni to wielbiciele dobrej kuchni, muzyki, zabawy i dzikiej przyrody. Niemniej jednak bardzo nie lubię generalizowania. Zawsze, gdy słyszę takie pytanie odpowiadam, że ludzie są wszędzie tacy sami, dobrzy i źli.

d1u18w7

Czy ma Pan już plan na kolejny reportaż?

Nie mam jeszcze wybranego kierunku. Zastanawiam się, czy nie przyszedł czas, żeby sięgnąć po kamerę. Moje reportaże to gotowe scenariusze na serię dokumentów. Jeśli uda mi się znaleźć ludzi, których do tego przekonam, to się uda. Jeśli nie, to nie. Niemniej na pewno nie zaprzestanę pisania reportaży. Nic nie sprawia mi większej przyjemności niż samotne snucie się po amerykańskiej prowincji i poznawanie tych wszystkich niesamowitych ludzi.

Materiał prasowy Book Edit
d1u18w7
d1u18w7