Artur Ligęska był więziony w Emiratach. Syn szejka zgotował mu prawdziwe piekło
- 0,004 grama metamfetaminy – tyle rzekomo znaleziono przy Arturze w dniu, który był preludium do jego dramatu. Nie było śledztwa, procesu, nikt nawet go dobrze nie przeszukał. Za to porażono go paralizatorem i odstawiono do aresztu. Polak wyszedł na wolność i opowiedział, co przeżył.
Z pamiętnika Artura: "Rozbierają mnie do naga, przeprowadzają bardzo szczegółową kontrolę osobistą, łamiąc wszelkie zasady nietykalności osobistej, skanują twarz i gałki oczne, a następnie wtrącają mnie do izolatki. Sądziłem, że piekło dobiegło końca wraz z opuszczeniem Al-Awir. Myliłem się jednak. Ponownie śnię ten najgorszy ze snów, tylko że na jawie".
Fragmenty pamiętnika, który Artur pisał w emirackim więzienu, można przeczytać w wydanej właśnie książce "Inna miłość szejka".
Zobacz: Marcin Margielewski o książce "Byłam arabską stewardessą". Prawdziwa historia Polki
Wielki sukces, potem wielki upadek
Artur Ligęska był znanym w Polsce trenerem personalnym i założycielem klubów fitness. Mówi się, że był pierwszym, który otwierał takie kluby w małych miejscowościach. Pasja zaprowadziła go daleko – pracował z najlepszymi. Jednak około 2015 r. zaczął mieć problemy zdrowotne.
- Moje życie legło w gruzach, bo nie ustrzegłem się wielu błędów i pułapek. Dziś myślę, że jako więzień w Emiratach byłem zdecydowanie mądrzejszy niż jako prezes dużej firmy, którą stworzyłem i zarządzałem – opowiada w książce Ligęska.
Stracił firmę, popadł w ogromne długi. Miał wierzycieli, których nie był w stanie spłacić. By zapomnieć o problemach uciekał w kokainę i seks. Sytuacja była beznadziejna.
Rękę wyciągnął do niego znajomy, który zaproponował mu wyjazd do Dubaju.
W 2017 r. Artur wyjechał do Emiratów. Przyznaje, że zdecydował się na Dubaj, bo wiedział, że tam jest restrykcyjne prawo dotyczące narkotyków. Nie chciał mieć żadnych pokus. Na miejscu miał tworzyć nowe kluby fitness. Był doradcą biznesowym, pracował też jako trener personalny.
Ligęska nie chciał wyjeżdżać na stałe do Dubaju. Planował pobyć tam tylko dwa lata, by zarobić na spłatę długów i odzyskać zdrowie. To się nawet częściowo mu udało.
Tu można posłuchać apelu Artura z 18 listopada 2018 r.
Miłość szejka
Na otwarciu jednego z fitness klubów Artur poznał syna szejka Abu Zabi. Zaprzyjaźnili się, ale – wbrew domysłom – nie łączyła ich seksualna relacja. Spotykali się głównie w mieszkaniu Artura. Polakowi długo nie wydawało się to podejrzane, że Anioł – jak go nazywa – nie chciał pokazywać się z nim publicznie. Znajomi mówili mu, że to wysoko postawiony człowiek, ale długo nie wiedział, że jest synem najpotężniejszego człowieka w Abu Zabi.
Artur i Anioł ćwiczyli razem, Polak był jego trenerem personalnym. Znajomość trwała 3 miesiące, kiedy Ligęska dostał propozycję pracy w Londynie. Chciał wyjeżdżać.
- Chłop się we mnie zakochał. Powiedział, że jeśli będę chciał wylecieć, uwięzi mnie albo zabije. (…) Mówił, że miłość jest różna, niekiedy kocha się kogoś, nie wiedząc, jak się nazywa, innym razem kocha wirtualnie. Dobry był z niego facet. Ale to dziewczyna w ciele męskiego przystojniaka – wspomina.
Wszystko wskazuje na to, że to Anioł doprowadził do tego, że Artur znalazł się w więzieniu, choć nie było ku temu żadnych powodów.
30 kwietnia 2018 r. Artur miał wylecieć z Dubaju do Londynu. Gdy tylko próbował się odprawić, na lotnisku włączył się alarm. Chwilę później jeden z oficerów migracyjnych zabrał Artura do biura. Polak wspomina, że nikt nie wyjaśnił mu, co się dokładnie stało. Usłyszał tylko, że ma "wrócić do domu i się zastanowić".
Ligęska pojechał na siłownię, by się odstresować. Po powrocie został aresztowany tuż przy wejściu do budynku, w którym mieszkał.
Relacjonuje: "Dziewiętnastu oficerów policji CID rzuca mnie na ziemię, krzycząc po arabsku, po czym strasząc użyciem prądu, zakuwa mnie w kajdanki, zabiera telefon i zmusza do przyznania się, że mam narkotyki, używam ich i nimi handluję. Nikt mnie nie przeszukuje, ani mnie, ani moich rzeczy, ani samochodu, ani też mieszkania".
0,004 g metamfetaminy
Polak trafił najpierw do aresztu Bur Dubai: "To, co się dzieje na miejscu, przeraża. Wkoło pełno krzyczących policjantów, jeden z nich razi paralizatorem siedzącego obok mnie Azjatę. Słyszę wezwanie mundurowego. Każe się rozebrać do naga i robić w jego obecności przysiady. Wrzeszczy: 'Jalla, jalla!'. Gdyby nie Bóg, pewnie wykończyłbym się już wtedy. Na rejestrację czekam ponad dwie godziny, obserwując w przerażeniu to, co się dzieje obok – potworne wrzaski i jęki".
Potem sprawy potoczyły się jak w bardzo złym filmie. Dla Europejczyka to niewyobrażalne, by tak szybko, bez ruszenia żadnych procedur, bez udziału obrońcy, kogoś skazać.
Policja emiracka twierdziła, że Artur został aresztowany za posiadanie i handel narkotykami. Tyle że przez wiele miesięcy w dokumentach policyjnych nie było po tych narkotykach ani śladu.
- Policja potwierdziła, że w chwili aresztowania nie miałem w organizmie żadnych niedozwolonych substancji. Niczego także nie znaleziono w moich rzeczach. Po kilku miesiącach od zatrzymania dowiedziałem się, że jestem oskarżony o posiadanie i używanie metamfetaminy. Było to po pół roku odsiadki, kiedy nagrałem swój pierwszy apel do mediów – opisuje.
Ilość narkotyku, którą mieli znaleźć policjanci: 0,004 grama metamfetaminy.
Życie w izolatce
Przez 5 miesięcy Artur siedział w celi w Dubaju. Więzienie, jak na więzienie, było znośne. Po tym czasie funkcjonariusze nagle poinformowali go, że jest wolny. Oddali paszport i zawieźli na lotnisko. Nawet nie wszedł do środka. Objechali lotnisko, po czym przewieźli go do innej celi. Potem Artur usłyszał, że "jedzie do piekła".
Zdaniem Ligęski syn szejka pogrywał z jego życiem i to on miał wpływ na to, że Artur musi siedzieć w więzieniu i jest przewożony z jednej celi do drugiej. Chciał mu pokazać, że może wszystko zrobić z jego życiem.
I tak Polak trafił do więzienia As-sadr, na pustyni.
"Rozbierają mnie do naga, przeprowadzają bardzo szczegółową kontrolę osobistą, łamiąc wszelkie zasady nietykalności osobistej, skanują twarz i gałki oczne, a następnie wtrącają mnie do izolatki. (…) Dwa metry na dwa metry, wysokie jedenastometrowe mury, gdzieś w połowie małe okienko, pancerne stalowe drzwi, olbrzymia liczba zamków, do tego smród, brak łóżka i materaca, włosy na podłodze, niezliczona ilość mrówek, owadów i jaszczurka. W celi kibel, prysznic i kran, z których nie leci woda” – tak opisuje warunki, jakie tam panowały.
28 stycznia 2019 r. Artur został skazany na dożywocie, o czym rozpisywały się niemal wszystkie media w Polsce. Jak wyglądał "proces"? W sądzie Ligęska usłyszał tylko takie słowa: "Artur, dożywocie, wyprowadzić". Od tamtej pory Ligęska żył w izolatce, a nie jak inni więźniowie w celach, z których mogli wychodzić np. na spacerniak.
W "Innej miłości szejka" Ligęska opowiada ze szczegółami, jak wygląda życie więźnia w Emiratach. Pisze o rozstrzeliwaniu więźniów, głodzeniu ich, odcinaniu dostępu do wody i gwałtach na osadzonych. On też tego doświadczył.
- Zbiorowego gwałtu nie zgłosiłem, chociaż przez kilka dni zastanawiałem się, co robić. Doszło do tego pod koniec kwietnia, a ja za miesiąc miałem mieć apelację. Gdyby zgłosił to władzom więzienia, musieliby automatycznie uruchomić postępowanie wyjaśniające. Tyle że jako skazany na dożywocie, nie miałem szans na wygraną. Próbowałem przemycić kartkę z dowodem gwałtu, ale przed widzeniem z konsulem przeszukali mnie i mi ją zabrali – opowiada.
A na kartce strażnicy, którzy go zgwałcili, napisali niepoprawną angielszczyzną: "Książę, pamiętaj, żeby nikomu nie mówić. Masz za chwilę apelację, a za narkotyki w organizmie dostaniesz cztery lata z automatu".
Artur Ligęska padł ofiarą obsesyjnej miłości szejka, który skazałby go na dożywocie w izolacji. To się jednak nie stało dzięki pomocy polskiej ambasady w Dubaju, mediów, polityków i organizacji międzynarodowych. Artur i jego rodzina wysyłali apele o pomoc nawet do papieża Franciszka.
W końcu 9 maja 2019 r. Polak został uniewinniony. Dziś przyznaje, że chce mówić o swojej historii, by przestrzec wszystkich, którzy chcą pracować w tamtym rejonie świata. Nie oczernia Dubaju. Mówi tylko jak ważne jest to, by odrobić dokładnie lekcję o arabskiej kulturze i mentalności.