Świat sztuki znacząco się poszerzył. Definicje dzieła sztuki wielokrotnie zmieniały kształt kładąc nacisk na różne aspekty procesu tworzenia, obejmowały przeżycia i postawę estetyczną. Przez wieki transformacji uległy kanony pięknapiękna, formy artystycznej ekspresji. Nową rolę zaczął odgrywać artysta, zmienił się również odbiorca artystycznych działań. Często zdumiewające prace otrzymują miano artefaktu, wobec którego przyjmujemy postawę estetyczną. Współcześni artyści szokują, są kontrowersyjni, działają na pograniczu różnych dziedzin, często ich prace wymagają szczególnych kompetencji odbioru, aby intencje były w pełni czytelne. Dokonujemy własnych podziałów na to, co jest dla nas sztuką, a co nie. Cóż, dzięki chociażby instytucjonalnej definicji sztuki nawet najbardziej budząca sprzeciw twórczość artystyczna, zyskuje miano sztuki, jak na przykład „Galaktyki ciał” Guntera von Hagensa, którym bliżej do krwawego rzemiosła niż twórczości artystycznej.
Bohaterka powieści Arcydzieło Mirandy Glover, Esther Glass jest współczesną przedstawicielką brytyjskiej sztuki akcyjnej. Działa na płaszczyźnie performanceu i body-artu, wyrażając przede wszystkim idee feministyczne. Powieść pośrednio zadaje pytanie o to, czym jest sztuka, ale w znacznej części pokazuje znakomicie mechanizm działania rynku sztuki oraz proces twórczy artysty performera. Esther Glass postanawia uczynić samą siebie dziełem sztuki i wystawić na aukcję. Tworzy cykl „Własność” podejmując w ten sposób temat wartości kobiety w patriarchalnym świecie. Wciela się w bohaterki obrazów znanych malarzy, którzy przedstawili różne charaktery kobiet. Każda z nich komunikuje widzowi inne treści i staje się uosobieniem różnych wartości. Artystka szuka inspiracji w obrazach: Hansa Holbeina „Krystyna, księżniczka duńska”, Edouarda Maneta „Olimpia”, Jeana Ingresa „Madame de Senonnes”, Rafaela „Madonna z goździkami”, Jamesa Whistlera „Symfonia w kolorze i bieli: portret pani Frances Leyland”, Leonarda da
Vinci „Izabella d’Este”, Gustava Klimta „Judyta i Holofernes II”. W tej części, która dotyczy twórczych poszukiwań, powieść jest interesująca, stanowi przyjemną wędrówkę po świecie sztuki współczesnej, jak również historii sztuki. Bohaterka Esther Glass wtajemnicza czytelnika w swój świat, wielokrotnie podkreśla, iż jej dzieło jest skandalizujące i kontrowersyjne, podobnie widzą to media, nieprawdopodobnie zainteresowane jej poczynaniami, a także życiem prywatnym. Z przykrością należy stwierdzić, iż główna bohaterka tworzy pod wpływem swojej mało chwalebnej przeszłości, natomiast artystyczne idee zostają wtórnie „przyszyte” do całości projektu. To pierwszy minus jaki dostrzegam w tej powieści.
Demitologizacja procesu twórczego na samym początku powieści, instynktownie zniechęca do bohaterki i jej poczynań. Ponadto zbyt natarczywie narzuca się czytelnikowi przekonanie, iż to co robi Esther Glass jest absolutnie nowatorskie i skandalizujące. Sztuka współczesna zna zdecydowanie bardziej kontrowersyjną artystkę Orlan, która podobnie jak Esther uczyniła swoje ciało żywym dziełem sztuki, ciało stało się miejscem publicznej debaty. Jej zaangażowanie było jednak zdecydowanie większe. Wygenerowała komputerowo autoportret złożony z jej własnego wizerunku oraz greckich bogiń: Wenus, Botticelliego, Europy, Gustawa Moreau, Psyche, Gérarda, Diany ze szkoły Fontainebleau, dodatkowo okraszony Mona Lisą, Leonarda da Vinci. Tak stworzony hybrydyczny portret komputerowy przeniosła na swoją twarz, poprzez serie operacji plastycznych. Każda operacja była rejestrowana, stanowiła pokaz dla widza. To jeden z „romansów” Orlan z historią malarstwa. Artystka dotykała problemu ciała kobiety, jako towaru, przedmiotu,
dekoracji.
Pomysł Esther Glass jest uderzająco podobny, jednak zmodyfikowany, złagodzony i zmieniony w kwestii sprzedaży samej artystki. Niemniej ten twórczy koncept już tak nie zaskakuje i nie szokuje, jest poniekąd wtórny. Miranda Glover pisze świetnie, kiedy zajmuje się sztuką, jest to interesujące, często odkrywcze, jeśli chodzi o kulisy powstania dzieł, a także ciekawie prezentuje sylwetki kobiet, bohaterek mistrzowskich płócien. Natomiast zdecydowanie kiepski styl prezentuje, kiedy ma przedstawić swoich bohaterów poza życiem zawodowym. Dość naiwnie pisze o związkach uczuciowych postaci. Esther Glass prywatnie jest mało wiarygodna, nijaka, słabo zarysowana emocjonalnie, nie przekonuje, jest praktycznie stale nieszczęśliwa. Glover stanowczo za dużo tragedii zrzuca na głowę swoim bohaterom, nie daje im pozytywnych motywacji. Rozmowy bohaterów o miłości, szczególnie w finałowych partiach powieści trącą śmieszną tkliwością. Z resztą usilne parcie autorki do totalnego happy endu i uszczęśliwienia wszystkich
bohaterów delikatnie przesuwa powieść w ramy romansidła.
Arcydzieło Mirandy Glover nie stanowi arcydzieła literackiego, jest ciekawą pozycją, sprawnie napisaną powieścią, którą mimo pokaźnych rozmiarów szybko się pochłania. To duża zaleta tej książki. Atutem jest również podjęcie tematu o miejscu kobiety i jej wartości we współczesnym świecie, wyrażone językiem sztuki, a także ostateczna konkluzja, iż tak naprawdę arcydziełem jest człowiek sam w sobie. Każdy z nas ma niepowtarzalną wartość. Po lekturze nasuwają mi się takie oto wnioski, pomijając pewne wskazane minusy powieści, o sztuce Miranda Glover powinna pisać często i dużo, będzie to niewątpliwie z korzyścią dla czytelnika.