Trwa ładowanie...

Amerykański łowca dinozaurów w Górach Świętokrzyskich. Uczył się od polskiego mistrza

Steve Brusatte to prawdziwy łowca dinozaurów i jeden z tych nietuzinkowych naukowców, którzy nudne wykłady zamieniają w żywiołowe opowieści o nieznanym nam świecie. Jako student często przyjeżdżał do Polski, gdzie zaprzyjaźnił się z młodym paleontologiem, a obecnie "naukowym celebrytą".

Amerykański łowca dinozaurów w Górach Świętokrzyskich. Uczył się od polskiego mistrzaŹródło: fot. Christophe Hendrickx/CC BY-SA 3.0
d18485v
d18485v

Dzięki uprzejmości wydawnictwa Znak Horyzont publikujemy fragment książki "Era dinozaurów - od narodzin do upadku. Nowe odkrycia i fakty o zaginionym świecie" Steve'a Brusatte'a, która jest już dostępna na polskim rynku.

Rozdział 2. Dinozaury powstają

(…)

Mamy obsesję na punkcie skamieniałości i potrafimy zrobić wiele rzeczy (czasem nawet głupich), żeby znaleźć nowe, czy to w polskim kamieniołomie, na skarpie za Walmartem, w stercie kamieni na placu budowy czy w skalistych ścianach składowiska odpadów. Jeśli gdzieś znajduje się jakaś skamieniałość, znajdzie się co najmniej jeden śmiały (albo bezmyślny) paleontolog, któremu niestraszne będą gorąc, chłód, deszcz, śnieg, wilgoć, pył, wiatr, smród, robactwo czy działania wojenne.

Dlatego też zacząłem jeździć do Polski. Pierwszy raz odwiedziłem ją w 2008 roku jako dwudziestoczterolatek, między studiami magisterskimi a doktoranckimi. Pojechałem tam, żeby badać intrygujące nowe skamieniałości, które kilka lat wcześniej znaleziono na Śląsku – w przygranicznym regionie, o który przez lata walczyli Polacy, Niemcy i Czesi. Skamieniałości trzymano w warszawskim muzeum jako skarby należące do państwa polskiego. Pamiętam swoje podniecenie, kiedy zbliżałem się do głównego dworca stolicy opóźnionym pociągiem z Berlina. Nocne cienie ukrywały paskudną, stalinowską architekturę miasta odbudowanego z ruin. Kiedy wysiadłem z pociągu, przyjrzałem się tłumowi na peronie. Ktoś miał tam stać z kartką z moim imieniem. Zorganizowałem swoją wizytę, wymieniając serię formalnych maili z pewnym starszym polskim profesorem. Miał zmusić jednego ze swoich studentów, by przyszedł po mnie na stację i zaprowadził mnie do pokoiku gościnnego w Instytucie Paleobiologii, ledwie kilka pięter nad miejscem, w którym przechowywano skamieniałości.Nie miałem pojęcia, kogo mam szukać, a że pociąg spóźnił się o godzinę, podejrzewałem, że student uciekł z powrotem do laboratorium, pozostawiając mnie samego w obcym mieście o zmroku. Do dyspozycji miałem tylko kilka polskich słów ze słowniczka w moim przewodniku.

Steve Brusatte przy pracy/ZNAK
Źródło: Steve Brusatte przy pracy/ZNAK

Już miałem zacząć panikować, kiedy zobaczyłem powiewającą na wietrze białą kartkę z pospiesznie wypisanym moim imieniem. Trzymający ją mężczyzna był młody i krótko, po wojskowemu ostrzyżony, a do tego – podobnie jak ja – zaczynał już łysieć. Jego twarz pokrywała cienka warstwa zarostu, a jego karnacja wydawała się ciemniejsza niż u większości znanych mi Polaków. Był jakby opalony. Wydało mi się, że ma w sobie coś złowrogiego, ale to wrażenie zniknęło, kiedy mnie rozpoznał. Uśmiechnął się szeroko, chwycił moją torbę i mocno uścisnął mi dłoń. „Witaj w Polsce. Mam na imię Grzegorz. Zjemy kolację?” Obaj byliśmy zmęczeni – ja po długiej podróży pociągiem, Grzegorz po całodziennej pracy nad opisywaniem nowej partii skamieniałych kości, które znalazł wraz z ekipą asystentów kilka tygodni wcześniej w południowo-wschodniej Polsce – stąd zresztą jego opalenizna. Wypiliśmy jednak kilka piw i przez wiele godzin rozmawialiśmy o skamieniałościach. Chłopak był równie entuzjastyczny co ja i miał całe mnóstwo obrazoburczych pomysłów na temat tego, co wydarzyło się po wymieraniu permskim.

d18485v

Od razu zaprzyjaźniłem się z Grzegorzem. Przez resztę tygodnia razem badaliśmy polskie skamieniałości, a przez kolejne cztery lata wracałem do Polski, żeby pracować w terenie z Grzegorzem, oraz, najczęściej, naszym trzecim muszkieterem, młodym brytyjskim paleontologiem Richardem Butlerem. W tym czasie znaleźliśmy dużo skamieniałości i tworzyliśmy kilka koncepcji na temat ewolucyjnych początków dinozaurów w ekscytujących czasach po wymieraniu permskim. Obserwowałem, jak Grzegorz zmienia się z pełnego dobrych chęci, ale wciąż dość potulnego doktoranta w jednego z czołowych polskich paleontologów. Kilka lat przed trzydziestką w innej części kamieniołomiu w Zachełmiu odnalazł trop pozostawiony przez jedną z pierwszych rybich istot, które wyszły z wody na ląd około 390 milionów lat temu. Jego odkrycie było opublikowane na okładce jednego z najważniejszych naukowych pism na świecie – „Nature”. Grzegorz został zaproszony przez polskiego premiera na specjalną audiencję, wygłosił też przemowę na konferencji TED. Zdjęcie stanowczej twarzy – nie jego skamieniałości, ale on sam – wylądowało na okładce polskiej edycji "National Geographic".

Grzegorz Niedźwiedzki/fot. dzięki uprzejmości autora
Źródło: Grzegorz Niedźwiedzki/fot. dzięki uprzejmości autora

Stał się naukowym celebrytą, ale wciąż najbardziej lubi wędrówki w poszukiwaniu kolejnych skamieniałości. Sam siebie nazywa „zwierzęciem terenowym”, wyjaśniając, że zawsze wolał spanie pod namiotem i przedzieranie się przez krzaki od eleganckiego życia w Warszawie. Nic nie mógł na to poradzić. Dorastał w Kielcach, największym mieście Gór Świętokrzyskich, i zaczął zbierać skamieniałości już jako dziecko. Okazało się, że ma szczególny talent do znajdowania skamieniałości śladowych, których wielu paleontologów nie dostrzega. Ślady stóp, dłoni, ogonów: znaki, które dinozaury i inne zwierzęta pozostawiły, poruszając się po błocie i piachu, jak co dzień polując, kryjąc się, spółkując, spotykając ze sobą, szwendając się i jedząc. Zakochał się w śladach. Przypominał mi wiele razy, że zwierzę ma tylko jeden szkielet, ale może pozostawić miliony różnych śladów. Niczym szpieg znał wszystkie tajemne kryjówki. Zresztą – to było jego podwórko. Całkiem ciekawe podwórko, ponieważ okazało się, że pełne zwierząt jeziora okresowe, które występowały w tej okolicy w czasie permu i triasu, to doskonałe środowisko dla przechowywania śladów.

Cztery gorące lata z rzędu zaspokajaliśmy miłość Grzegorza do wszelkich tropów. Richard i ja chodziliśmy za nim do jego kryjówek, z których większość mieściła się w nieczynnych kamieniołomach. Pokazywał nam kawałki skał wystające z potoków i góry odpadów zalegające wzdłuż rowów obok licznie budowanych w okolicy dróg, gdzie robotnicy rzucali kamienne płyty, które wycięli, układając asfalt. Znaleźliśmy mnóstwo śladów. A właściwie Grzegorz je znalazł. Richard i ja nauczyliśmy się dostrzegać często maleńkie ślady łap pozostawione przez jaszczurki, płazy oraz wczesnych krewnych dinozaurów i krokodyli, ale nie mogliśmy równać się z mistrzem.

d18485v

Tysiące śladów, jakie udało się znaleźć Grzegorzowi przez dwie dekady pracy, w połączeniu z nędzną garstką tych, na które wpadliśmy ja z Richardem, opowiadają fascynującą historię. Ślady te należały do całej masy różnych istot. Nie pochodziły z jednego okresu, ale z dziesiątek milionów lat, poczynając od permu przez wielkie wymieranie po trias, a nawet kolejny okres geologiczny, jurę, która rozpoczęła się około 200 milionów lat temu. Kiedy jeziora okresowe wyschły, pozostawiły po sobie rozległe błota, po których zwierzęta chodziły, zostawiając ślady. Rzeki nieustannie znosiły nowy osad, przykrywający równiny błotne i zmieniający je w kamień. Cykl powtarzał się rok po roku, także teraz w Górach Świętokrzyskich znajdziemy liczne warstwy śladów, jedna na drugiej. Dla paleontologów to prawdziwy raj, szansa, by zobaczyć, jak zwierzęta i ekosystemy zmieniały się na przestrzeni czasu, zwłaszcza po kataklizmie, jakim było wymieranie permskie.

Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

Rozpoznanie, jakie zwierzęta zostawiły określony ślad, okazuje się stosunkowo proste. Trzeba porównać kształt śladu z kształtem stóp i rąk. Ile jest palców? Które są najdłuższe? W którą stronę są skierowane? Czy tylko palce pozostawiają ślad czy może środek dłoni i podbicie stopy również się odciskają? Czy lewy i prawy ślad są blisko siebie, jakby pozostawiające je zwierzę szło, trzymając łapy bezpośrednio pod tułowiem, czy może pozostają od siebie oddalone, jakby kończyny były szeroko rozstawione? Odhaczając kolejne punkty z tej listy, można zazwyczaj domyślić się, z jakiej rodziny pochodziło zwierzę, które pozostawiło dany ślad. Wskazanie konkretnego gatunku jest prawie niemożliwe, jednak odróżnienie śladów gadów od płazów czy dinozaurów od krokodyli nie jest zbyt trudnym zadaniem.

Permskie ślady z Gór Świętokrzyskich są różnorodne: pozostawione zostały głównie przez płazy, małe gady i wczesne synapsydy, przodków ssaków, które często, co irytujące, błędnie określa się na wystawach i w książkach dla dzieci „gadami ssakokształtnymi” (chociaż tak naprawdę nie są wcale gadami). Gorgonopsy i dicynodonty to dwa gatunki tych prymitywnych synapsydów. Wszystko wskazuje na to, że te ostatnie permskie ekosystemy były stabilne – istniało wiele gatunków zwierząt, niektóre małe, inne długie na 3 metry i ważące ponad tonę. Wszystkie one doskonale odnajdywały się w jałowym klimacie wzdłuż jezior okresowych. W permskich warstwach nie ma jednak śladu tropów dinozaurów czy krokodyli ani nawet wskazujących na przodków tych zwierząt. Wszystko się zmieniło między permem a triasem. Podążanie za tropami z czasów wymierania jest jak czytanie tajemniczej księgi, w której po rozdziale napisanym po angielsku następuje rozdział napisany w sanskrycie. Koniec permu i początek triasu to jakby dwa różne światy, co jest o tyle niezwykłe, że tropy pozostawione zostały dokładnie w tym samym miejscu, środowisku i klimacie.

d18485v

Południowa Polska nie przestała być wilgotną krainą jezior odżywianą przez górskie potoki. Nie, zmieniły się same zwierzęta. Kiedy patrzę na najwcześniejsze triasowe ślady, wyczuwam w nich odległego ducha śmierci. Nie ma prawie żadnych tropów, ledwie parę małych śladów tu i tam, ale za to mnóstwo jam sięgających głęboko w skałę. Wygląda to tak, jakby świat na powierzchni został unicestwiony, a wszelkie istoty, które zamieszkiwały ten znękany krajobraz, schowały się głęboko pod ziemią. Prawie wszystkie tropy należą do małych jaszczurek i krewnych ssaków, prawdopodobnie niewiele większych od świstaka. Wiele różnorodnych tropów z czasów permu zniknęło – jak choćby te pozostawione przez poprzedzające ssaki synapsydy – by już nigdy nie powrócić.

(...)

Powyższy fragment pochodzi z książki "Era dinozaurów - od narodzin do upadku. Nowe odkrycia i fakty o zaginionym świecie" Steve'a Brusatte'a, która ukazała się na polskim rynku nakładem wydawctwa Znak Horyzont.

d18485v
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d18485v