Książka jest doskonałą satyrą, czy może bardziej paszkwilem, na amerykańską „upper middle class”, oglądaną oczami niezamożnej studentki, zarabiającej na czynsz niańczeniem dzieci. Pamiętnik Nan – bohaterki tylko częściowo fikcyjnej, stworzonej bowiem na kanwie kilkuletnich doświadczeń obu autorek – z bolesną wyrazistością obnaża obłudę, zakłamanie i egoizm jej pracodawców i całego kręgu ludzi, w którym się obracają. Państwo X i ich znajomi wykorzystują gospodynie i niańki jak niewolników, jak rasę podludzi winnych spełniać wszelkie kaprysy „państwa” z wdzięczności, że w ogóle raczono ich zatrudnić. Biedniejszych od siebie traktują z nieukrywaną wyższością, przybierającą skrajne odcienie – od pogardliwego protekcjonalizmu do wyrafinowanego chamstwa.
Dziecko jest dla nich głównie przedmiotem, mającym zaspokoić rodzicielską próżność; ma jeść to, co im – nawiedzanym najdzikszymi snobizmami dietetycznymi – odpowiada, bawić się z wybranymi przez nich rówieśnikami w ustalonych z góry terminach, uczęszczać na „rozwijające” zajęcia, zwiększające szanse dostania się do prestiżowej szkoły, a wreszcie – i przede wszystkim – nie przeszkadzać. Toteż mimo sporej ilości scen ewidentnie komediowych, opisanych zgrabnie i z werwą, całą opowieść można odczytać zupełnie inaczej – jako świadectwo destrukcyjnej siły „american way of life”, tłumiącej w człowieku od zarania wszelkie wartościowe zapędy, ograniczającej umiejętność nawiązania z kimkolwiek uczuciowych relacji, wymuszającej poddanie się „jedynej właściwej” hierarchii wartości, w której punktem centralnym są pieniądze i to, co można za nie mieć.
Mały Grayer, podopieczny Nan, przez chwilę wydaje się zyskiwać możliwość wyrwania się z trybów tej machiny – ale jego matka interweniuje w porę, by „nieodpowiedzialna i egoistyczna” niańka nie zdążyła zeń zrobić ani odrobiny człowieka. Happy end jest więc tylko pozorny. Choć Nan wyzwala się spod tyranii swojej chlebodawczyni, i choć wiemy, że swoje przyszłe dzieci zechce wychować wedle zupełnie innego wzorca, trudno nie obawiać się o ich los w społeczeństwie, w którym warunki dyktują tacy jak pani X - słodka blondynka, pod której ujmującą powierzchownością kryje się kreatura równie odpychająca, co osławiona pani Dulska.
Jeżeli nie skorzystamy z zachęty do głębszej analizy treści książki pod kątem określonych zjawisk psychospołecznych – i tak pozostanie ona wartą przeczytania powieścią satyryczno-obyczajową. Nie zadowolić może wielbicieli literatury wysoce ambitnej, pełnej dylematów egzystencjalnych i rozważań filozoficznych, poetyki metafizycznej lub groteski i absurdu. Dla przeciętnego czytelnika jest natomiast lekturą tyleż pożyteczną, co przyjemną.
Kapitalnie sportretowane postacie bohaterów (także drugoplanowych), mnogość zabawnych sytuacji i lekki, potoczysty język (w czym zapewne jest i zasługa tłumacza) sprawiają, że nie można się przy czytaniu nudzić.