Wybierając się w podróż między różnymi światami musisz m.in. pamiętać o: głodzie (dopadnie cię wszędzie), neutralnym ubiorze i fryzurze (żeby się nie rzucać w oczy jak paw na wybiegu), znajomości języków obcych (angielski to znają wszędzie), przygotowania fizycznego i psychicznego do odmiennych warunków kulturowo-klimatycznych. Takie wnioski płyną z czytania książek poruszających ten temat. Diana Wynne Jones, nie wychylając się z szeregu, porusza go w zabawnej książce Spisek w królestwie czarów. Powieści przygodowej pełnej magii, przewrotnego humoru, lekkości i gry wyobraźni. Zakręconej jak tęczowy wir na okładce książki.
Równolegle biegną dwa wątki związane z dwiema głównymi postaciami: Arianrhod Hyde zwaną Roddy, córką nadwornego czarodzieja pogody, oraz Nicka Mallory’ego, przybranego syna pisarza horrorów. Roddy wraz ze swoim przyjacielem Mrukiem przemierza świat wysp Blest („zdeformowane” wyspy brytyjskie). Świat mający swojego Króla, Dwór, Królewski Objazd („zamek” na kółkach), Magię i czarodziejów. Król stale jeździ po kraju z niekończącą się gospodarczą wizytą, aby blaskiem swojego majestatu coś tam zapewnić ludowi (zdaje się, że pomyślność i szczęście). Wyspy Blest mają też tytułowy spisek zawiązany przez matkę Mruka - Sybil, angielską Panią Ziemi, nowego młodego i chudego Merlina (stary umarł w podejrzanych okolicznościach) i Sir Jamesa Spensera, paskudnego przyjaciela Sybil, z jakiegoś powodu pożytecznego dla Króla. Takie są w każdym razie pierwsze wnioski i wrażenia. Nick żyje w naszym świecie (na to wygląda) z przybranym ojcem. Wie, że istnieje więcej światów, bo jego prawdziwi rodzice pochodzą z innego. Ale
pech chce, że do żadnego nie potrafi dostać się samodzielnie. Do czasu... Bo jak już zacznie się przemieszczać to będzie miał poważny problem żeby przestać.
I jak to w książkach o dwóch wątkach bywa, spotykają się one, a akcja może w pełni rozkwitnąć jak akacja. Wędrujemy między światami z łatwością i w takim oszałamiającym tempie, że nie mamy czasu żeby się im lepiej przyjrzeć. Opowieść biegnie jak koń na wyścigach. I jest na swój sposób dziwna. Rozgorączkowana i rozbiegana, jest sensowna o tyle, że narratorami są młodzi ludzie chcący wszystko przekazać jak najszybciej. Nastrój jest raczej skutkiem ubocznym niż celem samym w sobie. Zmienne obrazy przesuwają się przed oczami, rozpędzone wiatrem akcji, która mknie, mknie, mknie...
Ciekawe postacie, jak tajemniczy Romanow mieszkający na wyspie stworzonej z kawałków różnych światów w różnych czasach. Dysponujący wyjątkową magiczną mocą. Można by rzec - światokrążca. Maxwell Hyde - magid. Czarownice, salamandry wywołujące ogień, wyjątkowo wkurzające siostry Izy. Panikująca słonica Mini, dziwna pantera, ukochana koza Romanowa Helga, która bezczelnie potrafi zeżreć pół fotela (jak to koza). Ciemne ścieżki pomiędzy światami przywodzące na myśl nieoświetlone chodniki osiedlowe chmurną nocą. Po tych ścieżkach i odmiennych światach biegnie wartka akcja. Ciągnąc nas za rękę i nie pozwalając na złapanie oddechu. Trochę jak na dobrze zakręconym rollercoasterze. Jak dla mnie - niezwykła jazda na falach wyobraźni.