Trzeba mieć wielki talent albo zupełny brak krytycyzmu w stosunku do swoich umiejętności pisarskich, żeby porywać się na stworzenie powieści z bohaterami na miarę postaci z antycznej tragedii. W przypadku Laurenta Gaude’a bez wątpienia jest to pierwsza z powyższych możliwości, gdyż Śmierć króla Tsongora to książka po prostu doskonała. Wydaje się, że sama fabuła powieści z powodzeniem mogłaby być jeszcze jednym właśnie odkrytym antycznym mitem, tyle że opowiedzianym w sposób przystępny dla współczesnego czytelnika.
Poprzez małżeństwo swojej córki Samilii z królem z kraju soli, Kuame, tytułowy Tsongor chciał zapewnić stworzonemu przez siebie państwu trwałe podwaliny do dalszego istnienia. Dzień ślubu miał być chwilą triumfu władcy, jednak wszystko to zostaje zniweczone przez przybycie Sango Kerima, który domaga się ręki Samilii w imię ich młodzieńczej przysięgi. Wybierając któregokolwiek z konkurentów, władca Massaby skazałby swoje państwo na wojnę, dlatego postanawia umrzeć, chcąc w ten sposób zapobiec przelewowi krwi. Jednak Tsongor nie chce odejść od razu w zaświaty, lecz chce czekać jako „duch bez grobu” na powrót swojego syna Suby, która ma zbudować jego siedem grobowców. Nad wykonaniem ostatniej woli króla ma zaś czuwać jego wierny sługa Katabolonga, który otrzymuje jedyną monetę, która może opłacić przejście władcy w zaświaty. Tragizm sytuacji, w której znalazł się Tsongor, przywodzi na myśl opłakane losy Szekspirowskiego króla Leara. Jako „niespokojny cień” Tsongor słyszy odgłosy świata ludzi, widzi
daremność swojej ofiary i obserwuje bratobójczą wojnę niszczącą jego ukochane miasto. Wprawdzie na pierwszy plan w powieści wybija się postać Tsongora, jednak niemal każda z postaci niesie ze sobą ogromny potencjał. Za świetny przykład może posłużyć choćby Katabolonga – w zamierzchłych czasach jako ostatni żyjący z podbitego przez Tsongora plemienia „pełzających ludzi” przybył zabić go w imię pomszczenia śmierci swoich bliskich, został jednak w wyniku ich wspólnej umowy jego najwierniejszym sługą i zarazem jedynym człowiekiem, który mógł w dowolnym momencie bezkarnie zabić króla. Równie interesujące są historie dzieci Tsongora czy pretendentów do ręki Samilii, a także licznych postaci drugoplanowych, np. przybywającej do Massaby na czele armii amazonek królowej Mazebu - matki Kuame.
Jak widać, mimo umiejscowienia Massaby „gdzieś w Afryce”, wątki powieści nawiązują raczej do mitologii grecko-rzymskiej, natomiast można znaleźć także odwołania do innych motywów pochodzących ze świata antycznego, choćby do wiszących ogrodów Semiramidy. Z kolei opisy zmagań o Massabę z powodzeniem wytrzymują porównanie z przedstawieniem pojedynków herosów w Iliadzie. Właśnie dzięki bogactwu wątków i nawiązań do znanych motywów czytelnik ma wrażenie, jakby poznawał po raz kolejny znaną sobie historię, a jednocześnie ciągle jest zaskakiwany nowymi „twarzami” powieściowego świata – momentami ma się wrażenie jakby to była antyczna tragedia czy dramat Szekspira, a już chwilę potem któraś z epopei Homera. Przy tworzeniu Śmierci króla Tsongora Laurent Gaude bez wątpienia całymi garściami czerpał ze skarbnicy kulturalnej spuścizny antyku, ale potrafił tchnąć „nowe życie” w znane od wieków mity, dzięki czemu powstała zupełnie nowa wspaniała i ponadczasowa opowieść.