A Ty mnie na wyspy szczęśliwe zanieś, lecz najpierw może do ortodonty...?
Chyba nie ja powinnam pisać tą recenzję? Bo nawet jeżeli się umówimy, iż nie jestem w stu procentach kobietą, to co w rzeczywistości mogę wiedzieć o chłopakach? I to takich czternastoletnich? Co mogę wiedzieć o drżących hormonach, obijających się od ściany do ściany, o porannych problemach... dziewczynki takich nie mają, tyle pamiętam z zamierzchłej młodości. Jednak jest coś, co jednoczy wszystkie dzieci... no dobrze, młodzież.
To podstawowy problem, bez rozgraniczania na płeć: Kim zostać? Kiedy już szkoła przestanie być miernikiem równoletniego społeczeństwa? Osobniki w tym przedziale wieku dzielą się na tych, którzy wiedzą kim chcą zostać i na tych, którzy ciągle szukają.
Rudolf Gąbczak należy do pierwszej grupy. Wie kim chce zostać - AKTOREM. Dąży do tego uparcie przedzierając się przez gąszcze, zarośla i krzaki, szczyty okryte mgłą, najgłębsze bagna, ruchome piaski, wiry rzek i zatrucie mórz... oraz wszystkich tych, którzy mówią mu NIE! Bo wszystko uda mu się pokonać, nawet problemy natury... ANATOMICZNEJ, na które nie miał większego wpływu, oraz te bardziej od niego zależne.
Bo Rudolf nie tylko ma imię po pięknookim Rudolfie Valentino, ma też wolę dążenia do własnej, umyślonej sobie doskonałości. To chyba jest genialnym napędem tej książki. Nie lekkie słownictwo, płynąca jak motorówka treść, ale właśnie zapał Rudolfa, syna Gawła.
Trzeba wierzyć, że mu się uda. Mimo, że rodzina staje mu okoniem: tatuś przeżywa kolejną drugą młodość, mamusia jest z pod znaku Sontag, a babcia, krewniaczka ulubieńca truskawkowej pryty, gustuje w wisienkach. No i jeszcze Opona, której trzeba uprać majtki oraz Gonzo, którego należy w końcu odwiązać od słupa, bo się TP przyczepi. Pomyśleliście, że mówię o siostrze i psie... O nie! Raczej o psie i bratanku. Choć czasem trudno ich rozpoznać. Obydwoje są nadzwyczajnymi indywiduami i wpadają w życie Rudolfa z napędem rakietowym, zawsze wtedy, gdy nie trzeba.
Tak więc może i ja napiszę tą recenzję? W końcu mam brata. A! I byłam też kiedyś dzieckiem (dobra, dobra, młodzieżą!!!)
p.s. Co do zbieżności z niejakim Adrianem Mole'em - może trochę, ale Rudolf jest nasz i dobrowolnie go nie oddamy!!!