Historia czarownictwa jest długa i szeroka. Nie ma się więc co dziwić, że wielu autorów czerpie z niej, jak z ogólnodostępnego trzosa. Miejsca kaźni, sławne knieje, pale... cała Europa jest tego pełna. Nie zważając na zagraniczne cuda, nasi autorzy, można by rzec, iż natrętnie patriotycznie postanowili czerpać z tajemnic naszych miast, miejsc bardziej znanych, dla niektórych namacalnych. Sapkowski i Jabłoński za tło geograficzne obrali sobie Wrocław i jego okolice, Kochański, osadził swoją opowieść we współczesnym Słupsku. I jakby już symbolicznie i u niego wszystko zaczyna się od kota, a paskudna współczesność i dobijający realizm, został wzbogacony o zacierające się wspomnienia o magii, która była tam niegdyś codziennością. Niczym w miasteczku Salem...
Historia rozgrywa się od soboty do środy. Główna bohaterka, Marta Papisten, studentka Pomorskiej Akademii Pedagogicznej, pracownica Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku, właśnie przez te kilka dni pozna najdziwniejsze stwory, o jakich w życiu nawet nie myślała. Bo wyobraźnia przestaje działać, gdy twory umysłu stają się rzeczywistością. Pozna dwóch mężczyzn, którzy pojawią się w mieście nagle, wpłyną na jej życie, ale też zmienią bieg czasu wielu innych. Niektórych dozgonnie i na zawsze. Bo w książce będą i strachy i zgony, kilka brutalnych postępków i zbyt wiele złudzeń: czarnoludki, zombi, strzygi, Sen i Paszczak, moździerzowy tłuczek zwany Gnatem... i Wodnik... Marta, spadkobierczyni magicznego talentu, stanie nagle na drodze dwóch sił, które do końca nie są dla niej zrozumiałe. Choć umie odróżnić dobro od zła jednak przesiąknięta zbyt paskudną teraźniejszością, przeżyje wiele złudzeń.
Spotka na swej drodze ducha, wcale nie przeglądając się w lustrze, a same życie zwali się nagle na nią z tonami zdarzeń. Mężczyźni, Pożoga i Wielgus, ofiarują jej dwa wyjścia z sytuacji, ale jednak ciekawość weźmie górę... i może dobrze? „Nie lubię dziewczynek, które nie potrafią rozpoznać wilka na pierwszy rzut oka.” Marta nie rozpoznaje wilka, ale czuje, że coś się ma stać. Wplątuje się w wydarzenia rodem z bajki dla dzieci. Zrozumie wiele, pozna tytułową Basztę czarownic jako przejście, bramę do innego świata, a może tylko czasu?
Początki Słupska datuje się już na przełom VIII-IX wieku. To wtedy w dorzeczu rzeki Słupi rozłożył się gród, do którego w XII wieku dobudowano osadę przygodową. Miasto rozwijało się pod bacznym okiem władców Skandynawii. Sama Baszta czarownic, opisana w książce, jest obiektem jak najbardziej historycznym i znanym. Przewodniki, oraz strona internetowa miasta informują, że zbudowane w XV wieku, przebudowana trzysta lat później, była więzieniem przeznaczonym dla kobiet posądzonych o paranie się czarami. I nie ma się co dziwić, gdyż to właśnie Pomorze, zdaniem naukowców w XV-XVII wieku było szczególnie podatne na czary.
Tutaj działali tacy inkwizytorzy jak Sprenger i Justitoris. Ale najwięcej stosów płonęło w XVI i XVII wieku. Pierwsze o czary w Słupsku zostały posądzone dwie służące księżnej Anny de Croy. Potem nastąpiła reakcja lawinowa. Jakby nie mogli się opamiętać. Największą i najsłynniejszą czarownicą, wspominaną nawet w Harrym Potterze, jest Trina (Katarzyna) Papisten. Wszystko wydarzyło się roku pańskiego 1701, 30 sierpnia, tego dnia, zgodnie z wyrokiem, Trine Papistin, żona majstra Zimmermana, została skazana na śmierć przez spalenie. Torturowana w Baszcie czarownic, zmuszona do potwierdzenia fałszywych zeznań... nie była ostatnia. Pozostały po niej legendy, zapiski w księgach i... legenda, w której przecież zawsze jest skra prawdy. Nigdy nie będziemy wiedzieli czy była w tym wszystkim rzeczywiście magia, czy tylko zazdrosne spojrzenia i nie mogące się pohamować języki... ale...
„Nie jestem smutna. Ja tylko tak wyglądam”.
Książka na pierwszy rzut oka wydaje się być kapitalną zabawą, a jednak czegoś w niej brakuje, gdzieś człowiek się gubi. Może poprzez szorstkie przedstawienia, czy dziwnie nudny język? Trudno to wytłumaczyć. Na pewno człowiek ma uczucie, że wszystko to już było, gdzieś o tym czytał. A jednak warto dobrnąć do końca, który jest najlepszy z całej tej opowieści. Pominąć mordobicia, knucia i całą tą mokrą robotę. Wyłapać niespodzianki, odrobinkę magiczności i wtopić to w swoją miejscowość, w której mieszkamy. Naprawdę książka jest dziwna i trudna do opowiedzenia. Mąci, kręci, czasem jej rytm opada, ale może każdy znajdzie w niej coś swojego?