Lektura powieści sygnowanych marką „John Grisham" jest przedsięwzięciem mało ryzykownym. Autor wypracował na przestrzeni lat własną, rozpoznawalną stylistykę, sięga też konsekwentnie po ten sam typ tematyki. Więzienny prawnik nie zaskoczy więc prawniczo-sensacyjną scenerią, a pod względem intrygi raczej nie pobije klasyki pokroju Raportu pelikana , Klienta czy Zaklinacza deszczu . Mimo to Grisham zachowuje przyzwoity poziom, zawierając w książce wszystkie ważniejsze elementy literackiego thrillera. Znajdzie się zatem i wątek skorumpowanych sędziów, i złych federalnych. Ze sprytnym prawnikiem w roli mściciela-stratega.
Fabuła powieści przedstawia się stosunkowo prosto: jest martwy sędzia federalny, są bezradni śledczy, jest i osadzony w zakładzie karnym więzień, który zna sprawcę. Rzecz jasna – chce układu. Rzecz jasna – chce się mścić. Do tego dorzuca Grisham standardowe wątki poboczne: kwestię wadliwego funkcjonowania amerykańskiego systemu sądownictwa, motyw skradzionej fortuny w postaci kilkuset sztabek złota oraz powierzchowną intrygę, która okazuje się intrygą bardziej misterną. Więzienny prawnik stanowi więc sprawnie skonstruowaną historię sensacyjną, osadzoną w scenerii penitencjarnych układów i prawniczych kruczków. Jak to u Grishama. Na plus można zapisać spójną i przemyślaną fabułę, której napięcie wzrasta stosownie do rozwoju akcji. Autor umiejętnie dozuje informacje, konsekwentnie myli tropy, wprowadza także stosowną ilość bohaterów moralnie wątpliwych i niejednoznacznych – na czele z tytułowym. Malcolm Bannister – zrujnowany, odsiadujący 10-letni wyrok prawnik, który spędza czas na udzielaniu fachowych
porad współwięźniom – budzi sympatię, ale umiarkowaną. Okazuje się bowiem mistrzem intrygi, który bez większych skrupułów realizuje przysłowiowy „wielki plan zemsty i wzbogacenia". Konstruując książkowych bohaterów, Grisham pozostaje wierny zasadzie: im bardziej niepozorna postać, tym większe szkody wyrządza. Sięgając po Więziennego prawnika, możemy więc być pewni jednego: nadęci biurokraci nie zatryumfują, a sprawiedliwości zadość się stanie. Dla odbioru książki oznacza to z jednej strony należytą porcję rozrywki, z drugiej natomiast – mimowolną przewidywalność.
Łatwe do przewidzenia zakończenie bynajmniej nie oznacza monotonii całej opowieści. Grisham dynamizuje bowiem odbiór, żonglując zmienną scenerią i dbając o należyte zwroty akcji. Prowincjonalne mieściny w amerykańskiej Wirginii, upalna Jamajka, a także egzotyczna Antigua to tylko niektóre z miejsc, odwiedzanych przez bohaterów książki. Sporo w niej także perypetii rodem z powieści szpiegowskiej – na czele z transferem brudnych pieniędzy, bankowymi skrytkami i podwójną tożsamością wybranych postaci. Więzienny prawnik nie stanowi przy tym – co mogłaby sugerować notka wydawcy – historii typowo kryminalnej. Centralny dla fabuły motyw zabójstwa sędziego jest bowiem powierzchowny, a jego rozwiązanie – nie dość zaskakujące. Na pierwszy plan wysuwa się w książce raczej kwestia przebiegłości tytułowego bohatera oraz dyskretnie wplecione w fabułę wątki społeczne. Mowa tu m.in. o czysto fikcyjnym – jeśli wierzyć zapewnieniom autora – motywie procesu w sprawie planowanej kopalni uranu. Po raz kolejny wkrada się tu
typowy dla Grishama, znany chociażby z Ławy przysięgłych , problem nierównej walki z wielkimi konsorcjami. Także obecny w Więziennym prawniku motyw pokrzywdzenia jednostki przez wadliwy system sądowniczy brzmi podejrzanie znajomo. Zasadne wydaje się więc pytanie: co nowego jest w stanie zaoferować Grisham swoim stałym czytelnikom?
Jeśli wziąć pod uwagę najnowszą książkę, można by odpowiedzieć: raczej niewiele. Otrzymujemy przyjemną w odbiorze, zręcznie napisaną i odpowiednio uwiarygodnioną historię sensacyjną. Na dłuższą jednak metę – mało odkrywczą, bo będącą odległym tłem najgłośniejszych powieści Grishama. Więzienny prawnik co prawda broni się, ze względu na stale widoczną pisarską sprawność autora i kilka udanych fabularnych zwrotów. Daleko jednak książce do skali kontrowersji, jakie wzbudzała chociażby tematyka Czasu zabijania czy Komory .