A po co gwiazdom dzieci?
„Wiem, mało które dzieci są zwykłe. Ale my mieliśmy szczęście, że wychowaliśmy się w rockowej rodzinie, gdzie wszystko może się zdarzyć. Więc opowiedz mi szczerze o swoich problemach, a ja zobaczę, co da się zrobić.” Ileż, wydawałoby się, przewrotności w tych, wypowiadanym przez dziewczynkę o zbyt dorosłym wyrazie twarzy, zdaniach. Jednak, gdy tylko uzmysłowimy sobie, że oto mamy przed sobą Lou, córkę Erica Śmierci, to od razu wszystko zdaje się być nad podziw jasne. Bo kto jak kto, ale ona, wraz ze swoim bratem Buddym, musieli być od urodzenia nadzwyczaj niezwykli. Gdy ich ostatnio zostawialiśmy, wraz z ostatnimi stronami powieści Wielki powrót gwiazdy rocka, wszystko miało się całkiem nieźle. Ich ojciec – Eric Śmierć powrócił na scenę, a na konta bankowe pieniądze. I gdyby tylko nie ta stresująca presja wydawcy, pragnienie nowego brzmienia, a na dodatek banda muzycznych Hongańczyków pod wodzą wampirycznego Vlada, pewnie dałoby się żyć. No i jeszcze te autobusy z turystami i wszechobecni paparazzi.
Cóż, wychodzi na to, że Lou i Buddy, znowu będą mieli pełne ręce roboty, tym bardziej, że kapela znowu się rozpadła, a ich nader przepastna niania, chyba zapadła na chorobę zwaną permanentnym zauroczeniem...
I tak oto po raz kolejny wkraczamy w świat muzycznego Hollywoodu. Tym razem jednak świat bardziej wypełniony zjawiskami nadprzyrodzonymi. Bo oto w drzwi domostwa Erica i jego rodziny zawitał nie tylko Vlad, ale i piękna wampirzyca, przed detoxem. Z nader intrygującą propozycją, a raczej intratną ofertą, sprzedania im swego zamku. Zamku, w którym oczywiście straszy, ale który może okazać się pomysłem na nowy album Erica. Oczywiście jeżeli dzieciom uda się oderwać pozostałych członków zespołu od smażenia i koszenia trawników. Bo to ponownie oni grają główne role. Jak zwykle tylko oni mają na tyle rozumu, dorosłości, odpowiedzialności, a co najważniejsze wyobraźni, by zrozumieć, że coś tu nie gra jak powinno. By odkryć tajemnicę ducha wampirzego domostwa, zamieszkać tam i jeszcze podpowiedzieć tacie pomysł na sukces. Ale też przyjąć dość... nienamacalną pomoc od życzliwego rockmana.
Co prawda bardziej, niż wampiry czy nawiedzone zamki, przeraża w drugim tomie cyklu Llewellyn prawda o świecie sław, ale co tam... Czyta się go znakomicie. Jak zwykle autor zachowuje proporcje pomiędzy przedstawieniem pokrętnych osobowości, sarkazmem i komizmem. Nabija się z codzienności, ale też nie rezygnuje z pewnej bajkowości fabuły. Uczy, że inność to zaleta a nie wada, a każda rodzina, wcale nie musi wyglądać jak familia Cosbych, by zasłużyć na to miano. Bo po prostu jedni lubią być głaskani, a inni nie... Jedni rodzą się już dorośli, przygotowani, by opiekować się zbzikowanymi rodzicami, a u innych jest wprost odwrotnie. Ale to przecież wcale nie jest złe. Tak więc po co gwiazdy mają dzieci? By miał ich kto wychowywać! By dbał o ich codzienność, a artystycznym duszom pozwalał stąpać ponad ramami opłat za elektryczność, praniem i gotowaniem. Szczególnie takie dzieci jak Lou i Buddy, dla których nie ma rzeczy nie do wykonania, więc jeśli macie problem, walcie śmiało. Na pewno pomogą! Mają w tym
wprawę.