"Znajdź mnie", czyli "Tamte dni, tamte noce" 20 lat później
Dzięki filmowi Luci Guadanino o miłosnej historii Elia i Oliviera usłyszał cały świat. Autor powieści André Aciman postanowił napisać ciąg dalszych ich losów. Dawni kochankowie ponownie spotykają się we Włoszech.
Dzięki uprzejmości wydawnictwa Poradnia K prezentujemy fragment książki "Znajdź mnie" André Acimana będącej kontynuacją bestselleru "Tamte dni, tamte noce". Scenariusz adaptowany pierwszej powieści autorstwa Jamesa Ivory’ego został nagrodzony w 2018 r. Oscarem. Historia wzajemnej fascynacji i namiętności, a wreszcie uczucia, które połączyło dorastającego chłopca z gościem jego rodziców zebrała znakomite recenzje. Czytelnicy zastanawiali się, jak potoczą się dalsze losy bohaterów, czy dane im będzie się jeszcze kiedykolwiek spotkać. "Znajdź mnie" jest odpowiedzią na ich prośby.
Tego samego wieczoru, gdy goście już wyszli, a Micol położyła się do łóżka, zgasiłem światło w przedpokoju i miałem już zamknąć drzwi balkonowe, kiedy przypomniałem sobie, że trzeba zdmuchnąć świeczki. Wróciłem na balkon, położyłem dłonie na barierce w miejscu, gdzie stałem wcześniej z Ericą i Paulem, i patrzyłem za rzekę. Podobały mi się światła po drugiej stronie Hudsonu, podobał mi się orzeźwiający wietrzyk, podobał mi się Manhattan o tej porze roku, podobał mi się widok mostu George’a Washingtona — wiedziałem, że po powrocie do New Hampshire będę za nim tęsknił, ale w tej chwili, tego wieczoru, przypominało mi to Monte Carlo, kiedy jego roziskrzone światła widać w nocy aż we Włoszech. Na Upper West Side miało się niedługo zrobić zimno i deszczowo, ale i tak ludzie kłębili się nocą na ulicach tego miasta, które nigdy nie zasypia.
Zobacz: "Tamte dni, tamte noce" - polski zwiastun
Balkonowe leżaki, będące na wyposażeniu mieszkania, przestawiłem na właściwe miejsca, podniosłem z podłogi opróżniony do połowy plastikowy kubek z winem i zauważyłem inny, użyty w roli popielniczki i osypujący się od niedopałków. Kto mógł wypalić tyle papierosów i dlaczego nie zauważyłem nikogo, kto by palił na balkonie? Nauczyciel jogi, Karen, moja żona, małżeństwo, które poznałem na konferencji o żydowskich emigrantach z Trzeciej Rzeszy, weganie, kto jeszcze?
Teraz, kiedy podziwiałem widok i patrzyłem na dwa holowniki, które sunęły po cichu w górę rzeki, pomyślałem, że pewnego dnia za jakieś pięćdziesiąt lat ktoś inny z pewnością wyjdzie na ten balkon i stanie tutaj, aby podziwiać ten sam widok i rozmyślać o podobnych sprawach, ale to nie będę ja. Czy będzie nastolatkiem czy osiemdziesięciolatkiem, a może moim dzisiejszym rówieśnikiem? Czy podobnie jak ja zatęskni za dawną i jedyną miłością, próbując nie myśleć o jakiejś nieznanej duszy, która tak jak ja teraz, czyli jakieś pięćdziesiąt lat wcześniej, tęskniła za ukochanym i próbowała — co przez te wszystkie lata bez powodzenia starałem się robić — w ogóle o tym nie myśleć? Przeszłość, przyszłość, cóż to są za maski! A Erica i Paul to dwa parawany. Samo życie służy do odciągania uwagi. To, co liczyło się teraz, było nieprzeżyte.
Podniosłem wzrok na księżyc w pełni i chciałem go zapytać o moje życie. Odpowiedź przyszła jednak znacznie wcześniej, niż zdążyłem sformułować pytanie. "Przez dwadzieścia lat żyłeś życiem martwego człowieka. Wszyscy wiedzą. Nawet twoja żona, dzieci, przyjaciółka twojej żony i małżeństwo, które poznałeś na konferencji o żydowskich emigrantach z Trzeciej Rzeszy, potrafią wyczytać to na twojej twarzy. Wiedzą Erica i Paul, domyślają się nawet ci naukowcy, którzy badają grecki ogień i greckie triremy. Jedyną osobą, która nie wie, jesteś ty. Ale teraz nawet ty wiesz”.
Przypomniałem sobie, że kilka dni wcześniej, kiedy szedłem kupić tekturowe pudła i taśmę klejącą, po drugiej stronie ulicy zauważyłem znajomego. Pomachałem mu, ale nie zareagował i szedł dalej, chociaż na pewno mnie widział. Może jest na mnie zły? Ale o co? Chwilę później zobaczyłem człowieka z mojego wydziału, który szedł do księgarni. Nasze drogi przecięły się obok jednego ze sprzedawców owoców na chodniku i spojrzał w moją stronę, ale nie odwzajemnił mojego uśmiechu. Zobaczyłem też sąsiadkę z mojego budynku. Zazwyczaj wymieniamy w windzie uprzejmości, ale tym razem nic nie powiedziała ani nie odwzajemniła mojego skinienia głowy.
Nagle przyszło mi do głowy, że istnieje tylko jedno wyjaśnienie: umarłem i tak wygląda śmierć — widzisz ludzi, ale nikt nie dostrzega ciebie, a co gorsza, zostajesz uwięziony w chwili, w której odszedłeś, kupując tekturowe pudła — nigdy nie zmieniłeś się w tę jedyną osobę, którą mogłeś być i którą naprawdę byłeś, nigdy nie naprawiłeś tego jednego błędu, który zepchnął twoje życie z kursu, przez co jesteś na zawsze uwięziony w ostatniej rzeczy, którą robiłeś, czyli kupowaniu pudeł i taśmy klejącej. Mam czterdzieści cztery lata. Już nie żyję, a przecież jestem za młody, aby umrzeć.
Po zamknięciu drzwi znowu pomyślałem o arioso Bacha i zacząłem nucić je w głowie. W takim momencie jak ten, kiedy jesteśmy zupełnie sami i myślami przebywamy gdzie indziej, zapatrzeni w wieczność i gotowi rozliczyć się z tej rzeczy, zwane naszym życiem, z tego, co zrobiliśmy, częściowo zrobiliśmy albo zaniechaliśmy, jaka byłaby odpowiedź na pytania, na które według pana Sebastiana znałem już odpowiedzi? Jedna osoba, jedno imię — on wie, pomyślałem. W tej chwili — on wie, nadal wie.
- Znajdź mnie - powiedział.
- Znajdę, znajdę - mówię.
A może zapomniał? Pamięta jednak, co właśnie zrobiłem. Patrzy na mnie, nic nie mówi, widzę, że jest poruszony.
Nagle, wciąż mając w głowie arioso, a w ręku kolejny kieliszek i kolejny papieros Karen, chciałem, żeby zagrał dla mnie to arioso, a potem preludium chorałowe, którego nigdy wcześniej nie grał, i żeby zagrał je dla mnie, tylko dla mnie. Im bardziej myślałem o jego muzyce, tym więcej łez wzbierało w moich oczach i nie miało znaczenia, czy przemawia przeze mnie alkohol, czy moje serce, ponieważ chciałem teraz tylko jednego: usłyszeć go, jak gra to arioso na steinwayu swoich rodziców w deszczowy letni wieczór w domu koło plaży, a ja usiadłbym blisko fortepianu z kieliszkiem czegoś i był z nim, a nie sam, tak jak od wielu, wielu lat, sam pośród obcych, którzy nie mieli pojęcia, że zależy mi na kimś, o kim żaden z moich gości nie wiedział. Poprosiłbym go, żeby zagrał arioso i przypomniał mi w ten sposób o tym wieczorze, kiedy zdmuchnąłem świece na balkonie, pogasiłem światła w salonie, zapaliłem papierosa i po raz pierwszy w życiu wiedziałem, gdzie chcę być i co chcę zrobić.
Stałoby się to tak jak za pierwszym, drugim albo trzecim razem. Znaleźć jakiś w miarę wiarygodny dla innych i dla siebie pretekst, wsiąść do samolotu, za oceanem wypożyczyć samochód albo wynająć kogoś, żeby mnie tam zawiózł, jechać tymi znajomymi drogami, które prawdopodobnie zmieniły się przez te wszystkie lata, ale może nie aż tak bardzo i nadal mnie pamiętają, tak jak ja pamiętam je, i oto jestem na miejscu: szpaler starych pinii, znajomy odgłos kamyczków grzechoczących pod oponami, kiedy samochód zwalnia i staje, a potem dom. Podnoszę wzrok, nie ma nikogo, nie wiedzą o moim przyjeździe, chociaż ich uprzedziłem, ale — jakże by inaczej — jest on, czeka. Powiedziałem mu, żeby tego nie robił.
- Oczywiście, że zaczekam - odpowiada i w tym "oczywiście" skupiają się wszystkie nasze lata, ponieważ jest w tym ślad stonowanej ironii, gdyż tak przemawiał do mnie z serca, kiedy byliśmy razem.
- Wiesz, że zawsze będę czekał, nawet jeżeli dotrzesz tutaj o czwartej rano. Czekałem na ciebie przez te wszystkie lata, myślisz, że nie zaczekam teraz na ciebie kilka godzin? Czekanie jest tym, co robimy przez całe nasze życie, to ono pozwala mi siedzieć tutaj i wspominać muzykę Bacha na moim końcu planety i pozwolić myślom wędrować do ciebie, ponieważ chcę tylko myśleć o tobie, a czasami nie wiem, kto myśli, ty czy ja.
Trwają prace nad ekranizacją "Znajdź mnie". Za kamerą ponownie ma stanąć Luca Guadagnino.