Zdalne nauczanie: plotkary z ostatniej ławki wreszcie mnie nie rozpraszają
Nauczanie online, które polskie szkoły praktykują od ponad miesiąca, bywa udane, ale łączy się też z dramatami. Uczennice i uczniowie mówią WP o stresie, niepewności, zmęczeniu i samotności. – To wszystko wpływa źle na naszą psychikę – mówi licealistka Iga z Gdańska.
Pewnego poranka, ku mojemu zdziwieniu, z pokoju nastoletniego syna, zamiast zwyczajowych wygłupów znanych youtuberów, doszły mnie dźwięki bardzo sensowego wykładu na temat historii relacji izraelsko-palestyńskich. Prelegent mówił o Jasirze Arafacie, Icchaku Rabinie, o premier Goldzie Meir i palestyńskim zamachu na izraelskich sportowców w Monachium w 1972 r. Wykład, w przeciwieństwie do pranków (żartów) youtuberów, był niezmiernie ciekawy. Okazało się, że mój licealista ma wykład z historii najnowszej prowadzony przez nauczyciela przez aplikację Zoom.
Wszedłem do pokoju – chciałem pochwalić syna, że wreszcie słucha czegoś mądrego. Okazało się, że na laptopie ma wykład historyka ze szkoły, na PlayStation gra w FIFĘ, a na smartfonie komunikuje się z kumplami. Wszystko w jednym czasie.
Moja radość szybko więc zgasła. Zacząłem się zastanawiać, jak wyglądają lekcje online z perspektywy innych uczniów. Czy mogą się skupić, czy są cały czas rozpraszani? Czy znajdują granicę między nauką a rozrywką, między lekcjami a życiem prywatnym? Czy są w stanie zapamiętać, co się do nich mówi? Czy 15 minut po wykładzie pamiętają jeszcze, kim była Golda Meir?
Zacząłem więc pytać.
Okazało się, że nauczanie online ma swoje uroki: nie trzeba stać w korku w drodze do szkoły, można się uczyć wygodnie w piżamie i kapciach.
Monika Czarniecka, licealistka z II LO w Gdańsku: - Budzę się o ósmej i nawet nie wychodząc z łóżka, mogę sobie słuchać lekcji włoskiego. Teraz nikt mi nie przeszkadza w ławce obok, a komfort lekcji zależy tylko ode mnie. Nie muszę się przejmować dziewczynami w tyłu klasy, które zawsze plotkują trochę za głośno.
Jeden zmotywowany, inny olewa
Monika mówi mi, że dużo zależy od nauczycieli: - Nie wszyscy nauczyciele potrafią się posługiwać aplikacjami, z których korzystamy. To naprawdę zależy od przedmiotu. Pani od chemii jest zorganizowana bardzo dobrze. Mamy spotkanie online po 1h-1,5h co dwa dni, pani posługuje się tablicą online, wysyła nam dużo pomocnego materiału i wnikliwie wszystko tłumaczy. Nie czuć w ogóle różnicy między chemią w szkole a chemią w necie.
Zdaniem licealistki dużo zależy też od samych uczniów: czy potrafią się skupić i sami zmotywować.
Monika: - Wszystko zależy wyłącznie od mojego sumienia. Tym z natury ambitnym nie robi różnicy, czy uczą się w domu czy w szkole, a nawet powiedziałabym, że kwarantanna tylko zwiększa ich wydajność. Ale nie wiem, czy sprawdzi się to na dłuższą metę dla uczniów, którzy olewczo podchodzą do tematu. Gdy taki uczeń przychodził do szkoły, to był przynajmniej zmuszany do nawet minimalnego wysiłku. A teraz nie stoi nad nim żaden nauczyciel.
Licealistka Iga z Gdańska potwierdza: - Nie wszyscy uczniowie biorą na serio nauczanie zdalne. Zgłaszają swoją obecność na początku lekcji, a potem z niej wychodzą albo wyciszają nauczycieli.
Adrianna kupuje krople do oczu
Moje rozmówczynie mówią, że ślęczenie całymi dniami przed komputerem jest po prostu męczące.
Adrianna z V LO w Gdańsku: - Chyba będę musiała zainwestować w krople do oczu. Nie jestem przyzwyczajona do wielogodzinnego przebywania przed komputerem.
Iga: - Bolą nas plecy, głowy i oczy od ciągłego siedzenia przed ekranem. Są nauczyciele, którzy nie rozumieją, że mamy już dość patrzenia się w komputer. Wymówką często jest zdanie "nie tylko wam jest trudno". Jakbyśmy tego nie rozumieli! Często nie mamy już siły, żeby po odejściu po całym dniu od komputera poczytać książkę, spędzić czas z najbliższymi czy wyjść na spacer.
Jak wygląda kwestia ilości zadawanego materiału. Czy jest go za dużo czy za mało?
Adrianna: - Jak już wydaje mi się, że odrobiłam już wszystko, co zostało mi zadane, dochodzą zaraz nowe lekcje, wypracowania, projekty i testy.
Monika ma jednak wrażenie, że dostaje teraz łatwiejsze zadania, niż miała w szkole:
- Wkurza mnie, że nauczyciele udostępniają nam teraz materiały, na których jest coś w stylu "drzewa są zielone, a morze niebieskie", a na maturze dowalają jakieś zadania w stylu "jeśli drzewo jest zielone, a morze niebieskie, to ile wynosi odległość między Poznaniem a Gdańskiem?". Gdybym miała bazować tylko na podręcznikach, to pewnie w życiu bym nie dała rady odpowiedzieć na jakieś trudniejsze zadanie na maturze, którą mam za rok.
Iga ma inne spostrzeżenia: - Zdarzają się przypadki nauczycieli, którzy myślą, że całymi dniami nic nie robimy i dorzucają nam co chwilę nowe rzeczy do zrobienia w sporych ilościach. A opanowanie materiału samemu jest dużo trudniejsze i zabiera dużo więcej czasu niż normalnie. Nauczyciele, zamiast zadawać nam więcej niż zwykle, bo "przecież siedzimy w domach i nie musimy prawie nic robić", mogliby zadawać nam mniej niż zwykle, bo zajmuje nam to wszystko dużo więcej czasu i to jest naprawdę trudne.
Rozwiąż i odeślij
Co jeszcze w szkole się zmieniło?
Rozbity został plan lekcji. Monika: - Czasem zdarza się, że mam jedną lekcje dziennie, a czasem mam cztery spotkania na Teamsach pod rząd.
Iga: - Między lekcjami często nie ma przerw, bo nauczyciele zapomnieli o dzwonkach.
Ciekawa jest kwestia sprawdzianów. Siłą rzeczy nikt nie powie: wyciągamy karteczki na niezapowiedziany sprawdzian. Zdarzają się więc quizy typu wybierz odpowiedź A, B bądź C. Więcej jest też prac pisemnych w stylu: "daję wam problem do rozwiązania i czekam dwa dni na wasze prace. Możecie korzystać w tym czasie z podręczników i Google’a".
Pola z sopockiego liceum: - Na matematyce można rozwiązywać zadania indywidualnie i po prostu je później odesłać, a w przypadku problemów konsultować się z matematyczką. Jeśli chodzi o języki, to głównie oddajemy prace pisemne, spotykamy się też na konwersacje.
Oczywiście, problemem dla właściwie wszystkich, jest jakość łączy.
Iga: - Często sprzęt się zawiesza, jest słaby Internet. Nie umiemy czegoś wykonać, ponieważ ani my, ani nauczyciele do tej pory nie pracowaliśmy w tych programach. Nauczyciele się starają, ale są ograniczenia i wszystkim jest ciężko. Z kolei uczniowie często nie są w stanie tego pojąć i denerwują się na nauczycieli. I koło się zamyka.
Niepewność, zmęczenie, stres
Wszystkie moje rozmówczynie i rozmówcy uważają, że kwarantanna udowodniła, że człowiek jest istotą społeczną.
Iga: - Wielu osobom brakuje kontaktu z innymi uczniami, z nauczycielami. Samo to, że nie wychodzimy z domów wpływa na nasz nastrój, niepewność, zmęczenie i jesteśmy w stanie wykonać mniej rzeczy niż zwykle. Ten stan bardzo mocno wpływa na naszą psychikę.
Pola: - Na szczęście dyrekcja wysyła wspierające maile i dostępne są konsultacje ze szkolnym psychologiem online.
Igor Dobrawa z ZSO nr 8 w Gdańsku: - Ja się w tej nowej rzeczywistości nie odnajduję. Brakuje mi kontaktów z drugim człowiekiem. Komunikacja z nauczycielami i rówieśnikami bywa momentami bardzo trudna. Niesamowicie czekam na powrót do szkoły.
Adrianna: - Dla mnie, osoby potrzebującej wokół siebie ludzi, ta kwarantanna bywa coraz częściej nie do zniesienia.
A wieś? Kamerki i mikrofony wyciszone
Chciałem też widzieć, jak wygląda sytuacja poza dużymi miastami. Czy tu edukacja zdalna działa tak jak w metropoliach? Jakie problemy mają dzieci i nauczyciele we wsiach i miasteczkach.
O zdanie zapytałem uczniów i nauczycielkę z miasteczka Zalewo na Warmii oraz jego okolic.
Nauczycielka (chciała pozostać anonimowa) od razu wytłumaczyła mi, jak ważna była szkoła dla dzieci z okolicy: - Wielu uczniów przychodziło tu nie tylko na lekcje, ale też po bułkę rano, zupę na obiad i żeby móc zostać dłużej w świetlicy po lekcjach, gdy w domu działo się nieciekawie.
To, co uczniowie skrzętnie starali się ukryć, może wyjść w czasie lekcji online. Uczeń podstawówki mówi mi, że w czasie jednego połączenia, gdy uczniowie byli wspólnie na Skype, usłyszeli w tle wulgaryzmy i okrzyki kłótni domowej toczącej się w domu jednego z uczniów.
Piotrek: - Nic dziwnego, że część moich kolegów i koleżanek woli mieć wyłączone kamerki i wyciszone mikrofony. Oni się wstydzą tego, jakie odgłosy mogą dojść z pokoju albo nawet wyglądu pokoju. My nie jesteśmy tacy do przodu, śmiali i przebojowi, jak nasi rówieśnicy z miasta. Dlatego nie jest tak łatwo namówić nas na telekonferencje.
Nauczycielka wiejska mówi mi, że zdarzają się dzieci, które nie odezwały się do niej od początku kwarantanny: - Nie ma z nimi żadnego kontaktu online, a rodzice nie odbierają telefonu. Są też tacy, którzy jednego dnia się pojawią, a potem znikają na kilka dni. To są tereny po PGR. Tu bywa alkohol, przemoc, bieda. Wiele zależy od rodziców: są dzieci dobrze zaopiekowane, ale też te po prostu zaniedbane.
Problemem jest oczywiście brak nowoczesnych laptopów i słabe łącza.
Piotrek: – Ja akurat mam laptopa, ale wiem, że mój kolega wciąż łączy się ze szkołą tylko przez telefon. Kontaktuje się z nauczycielką za pomocą SMS-ów i MMS-ów. Ktoś mieszka w pobliżu masztu, ale ktoś pod lasem czy jeziorem, gdzie zasięg jest po prostu słaby.
Nauczycielka: - Nie wszyscy mają światłowód czy najdroższy abonament. Są tacy, którzy po 45 minutach lekcji online mają wyczerpaną połowę dostępnych danych. Dotyczy to też nauczycielek, zwłaszcza starej daty. Moja koleżanka z pracy dostała nerwicy i ma palpitacje serca, tak ją męczy stres lekcji online. Nigdy wcześniej nie korzystała z aplikacji i mediów społecznościowych.
Jak często lekcje odbywają się online na żywo? To zależy od nauczycieli i ich zaawansowania.
Piotrek: - My łączymy się z nauczycielem na żywo tylko raz w tygodniu na jedną lekcję wychowawczą. Poza tym wszystkie inne zadania przychodzą mailem albo na dziennik elektroniczny. Schematy, zadania, linki.
Mój rozmówca z wiejskiej szkoły ma przed sobą egzamin ośmioklasisty:
- Boję się wyników tego egzaminu. Jest stres, czy zdam po tylu tygodniach pracy z domu. No i boję się zarażenia. Niech pojawi się w szkole jedna osoba zarażona… Wiadomo, że to pójdzie jak pajęczyna na innych. Bardzo się tym wszystkim martwię.