Ci dwaj byli sobie nadzwyczaj bliscy. Profesor Bruttenholm należał do osób obecnych w tamtą grudniową noc w 1944 roku, tuż przed Bożym Narodzeniem, gdy druga wojna światowa okazała się konfliktem na wielu poziomach.
Hitlerowcy poszukiwali paranormalnej broni. Próbowali przyzwać coś potężnego, coś co mogłoby dla nich walczyć.
To, co przywołali, wyglądało jak demoniczne dziecko.
- Hellboy... - szepnął wtedy profesor.
Od tego czasu tylko tak go nazywali.
Doktora Manninga nie było jeszcze na świecie, ale dobrze znał szczegóły tamtych wydarzeń, bowiem dziesiątki razy studiował akta. Hellboy był niezwykłą istotą, niezwykłą osobą. Ponieważ operacja, która doprowadziła do odkrycia Hellboya, odbywała się pod auspicjami rządu amerykańskiego, USA zgłosiły do niego roszczenia, jakby był ich własnością. Pomimo gorących protestów Trevora Bruttenholma, który odczuwał potrzebę opieki nad dziwnym przybyszem, Amerykanie wywieźli Hellboya z Anglii.
Na szczęście dla wszystkich, upór i wpływy profesora wymusiły w końcu kompromis. Bruttenholm wraz z grupą innych specjalistów od zjawisk paranormalnych założył BBPO, finansowane przez rząd amerykański. Przydzielono im opiekę nad Hellboyem. Bruttenholm go wychowywał. Kształcił. Szkolił. I, oczywiście, badał. Wciąż nie wiedzieli dokładnie, kim jest Hellboy. Profesor Bruttenholm od ponad czterdziestu lat był dla niego jak ojciec. Tom Manning wiele razy zadawał sobie pytanie, kto - albo co - jest prawdziwym ojcem Hellboya. Ta kwestia nie dawała mu spokoju.
Nie było jednak agenta, któremu by bardziej ufał.
Hellboy nie pojedzie z wami do Edynburga - powiedział doktor Manning, po czym podniósł rękę, by powstrzymać spodziewane pytania i protesty.
- To niedorzeczne - stwierdził profesor Bruttenholm, zanim doktor Manning zdołał znowu zabrać głos.
- Popieram - dodała Liz Sherman. - Nie mamy pojęcia, co nas czeka w zamku MacGoldrick. Potrzebujemy kogoś, kto zna się na rzeczy. Hellboy jest najlepszy.
- A przynajmniej najodporniejszy - powiedział sucho Abe, obrzucając spojrzeniem Hellboya, który lekko się uśmiechnął.
Doktor Manning wiedział, że nie uda się powstrzymać protestów.
- Słuchajcie, naprawdę bardzo mi miło - odezwał się Hellboy - ale śledztwo, dla którego Tom wycofał mnie z wycieczki do Edynburga, jest dla mnie ważne.
- Nie tylko dla ciebie - dodał doktor Manning, wdzięczny za tę interwencję. - Rządy brytyjski, amerykański i egipski robią dużą wrzawę wokół tej kwestii. Musimy kogoś tam wysłać, a tak się składa, że o udział Hellboya poprosił...
- Więc kto będzie nam przewodził? - spytała Liz z wyraźnym zaniepokojeniem i rozczarowaniem w głosie.
- Pan Johnson - odparł Manning.
- Może być - mruknął Abe.
- Najwyraźniej musi. - Profesor Bruttenholm pociągnął nosem, bez wątpienia zawiedziony, że nie będzie miał w swoim zespole Hellboya.
- Jestem już duży - powiedział Hellboy. - Umiem o siebie zadbać.
- Od kiedy? - spytał Abe.
Hellboy znów się uśmiechnął, ale nie odpowiedział. Doktor Manning stwierdził, że choć Abe na pozór nie potrafi się uśmiechać, Hellboy najwyraźniej umie rozpoznać jego żarty.
- Dokąd więc się wybierasz? - spytał Abe.
- Do Egiptu - odparł Hellboy. - Wygląda na to, że zaginęło im sporo archeologów.
Abe włożył nową kasetę do przenośnego odtwarzacza. Po chwili z maleńkich słuchawek zagwizdało „Walk of Life” Dire Straits. Piosenka była niedawno przebojem i w radiu puszczano ją do znudzenia. Hellboy miał dosyć tego kawałka. Miał dosyć Dire Straits. Miał dosyć MTV. Ale AbeŇowi ciągle było mało.
Przyjaźnili się, więc Hellboy ze wszystkich sił starał się nie zwracać na to uwagi. I tak mieli zaraz wylądować. Trzon ekipy zostanie w Szkocji, a Hellboya samolot zabierze do Egiptu. W ładowni specjalnie przerobionego odrzutowca transportowego, zawsze czekającego na wezwanie BBPO, Hellboy masował sobie skronie. Zaczynała go boleć głowa od szumu silników i Dire Straits, udających wesołą grupę popową.
- Nie rozumiem, dlaczego nie wysłali nas oddzielnymi samolotami - poskarżył się Hellboy. - Nie oznacza to, że towarzystwo mi nie odpowiada, ale miałoby to znacznie więcej sensu. Profesor Bruttenholm zmarszczył brwi.
- Jak to? - spytał. - I tak musiałbyś przelecieć nad Europą albo Morzem Śródziemnym. Lecimy po drodze, więc wysyłanie dwóch samolotów nie miałoby praktycznego uzasadnienia, nawet jeśli mieściłoby się w budżecie Biura.
- Nie rozumiem - przyznał Hellboy. - Dlaczego musimy lecieć nad Europą, żeby się dostać do Egiptu? Musi istnieć jakaś bezpośrednia...
- Zdaje się, że nie oglądałeś wiadomości - stwierdził profesor.
W głosie mentora Hellboy słyszał zawód. Choć wiedział, że może mu się tylko wydawało, i tak odczuwał niepokój. Ten mężczyzna był jedynym ojcem, jakiego znał, i jak każdy syn, chciał, by ojciec był z niego dumny. Czasami wydawało mu się, że ciągle sprawia staruszkowi zawód, ale ten i tak go kocha. Przyjmował to bez zastrzeżeń. Na ogół pomagało.
Pomimo wieku Trevor Bruttenholm oparł się wszystkim podejmowanym w BBPO próbom posadzenia go za biurkiem. Czerpał ogromną przyjemność z badań i ze zdobywania wiedzy, ale dopiero w terenie naprawdę ożywał i rozkwitał.
Hellboy zawsze próbował brać z niego przykład, ale był stworzony do czynu. Książki i badania, aktualne wydarzenia i doniesienia - to wszystko go nudziło. Chciał - tak jak profesor - przebywać wśród zakurzonych, starożytnych przedmiotów, odkrywać oblicze zła i nie ustępować pod jego spojrzeniem.
Nie cierpiał jednak się uczyć. Z tego powodu często wpadał w tarapaty. Gdyby był człowiekiem, dziesiątki razy przypłaciłby życiem ten niemal chroniczny brak przygotowania, który tak bardzo smucił jego mentora.
Na szczęście Hellboya trudno było zabić.
Przesunął lewą dłonią po czarnej szczecinie na swojej głowie, a ogonem poruszał lekko w tył i w przód po podłodze samolotu.
- Wiadomości? Nie, chyba nie oglądałem - przyznał. - Co straciłem?
- Tylko to, że jesteśmy o krok od wojny z Libią - odparł profesor.
- Z Libią? - powtórzył Hellboy z niedowierzaniem. - Z tym kretynem Kadafim, czy jak go tam zwą? To chyba żarty. Dlaczego?
Profesor Bruttenholm westchnął. Hellboy nie mógł mieć do niego pretensji. Nie mógł się też bronić. Uniósł ręce i bez przekonania, bezradnie wzruszył ramionami, a potem zerknął na Liz Sherman, która przysłuchiwała się rozmowie, nie zważając na ryk silników samolotu.
- Wczoraj w Niemczech Zachodnich nastąpił zamach bombowy na klub pełen niemieckich cywilów i amerykańskich żołnierzy - odezwała się, próbując wyjaśnić to, co umknęło Hellboyowi.
- Nadal nie... - zaczął.
- Libia to wylęgarnia terrorystów - przerwał mu profesor. - Nie wyparli się odpowiedzialności, a Kadafi w każdym przemówieniu pluje w twarz prezydentowi Reaganowi. Może nie stoimy w obliczu wojny, ale szczerze wątpię, by Amerykanie zostawili to bez jakiegoś odwetu. Maggie Thatcher też nie popuści.
- Kurde - zaklął Hellboy. - Wykopaliska, na które jadę, są prowadzone tylko o parę kilometrów od granicy. Może się zrobić gorąco.
- Pilnuj się, żeby nie przekroczyć granicy - powiedział Bruttenholm. - Brakuje nam tylko międzynarodowego incydentu.
- Nie ma sprawy - obiecał Hellboy. - Libia to raczej nie jest mekka dla turystów. Nie ma parków rozrywki ani dobrych restauracji.
Liz uśmiechnęła się i Hellboy poczuł się nieco lepiej.
- Miejmy nadzieję, że Anastasia ma na pustyni coś lepszego niż wojskowe racje - odezwała się. - Może zrobi ci tę zapiekankę, która tak ci niegdyś smakowała.
Hellboy skrzywił się i westchnął, starając się nie patrzeć na profesora Bruttenholma. Abe nucił muzykę z kasety i próbował udawać, że nie słucha. Miał dość sprytu, by nie wtrącać się do takich rozmów.
- Anastasia? - spytał profesor. - Anastasia Bransfield? A co ona ma... Nie mówcie, że to ona wezwała do tej sprawy BBPO!
- No... - zaczął Hellboy.
- Coś ty, Trevor, daj spokój Hellboyowi - broniła go Liz. - Da sobie radę. To tylko kobieta, na miłość boską.
- Nie ma czegoś takiego jak tylko kobieta, moja droga - westchnął profesor Bruttenholm. Popatrzył na Hellboya z dezaprobatą. Nigdy nie lubił Anastasii i winił ją za wydarzenia sprzed pięciu lat. Hellboy nie miał jej nic do zarzucenia. I nie spodziewał się, by cokolwiek się w tej kwestii zmieniło. Po prostu tak było i tak miało pozostać.
- Uważaj - powiedział do niego profesor łagodniejszym tonem.
„Na co?” - chciał spytać Hellboy, ale po namyśle tego nie zrobił.
Cokolwiek stało się z zespołem archeologicznym, którego poszukiwała Anastasia, cokolwiek rozgrywało się między Stanami Zjednoczonymi a Libią, nie było ważne. Zależało mu teraz tylko na tym, by jeszcze raz ujrzeć twarz Anastasii Bransfield.
- Ostrożność to moje drugie imię - powiedział w końcu i zmusił się do uśmiechu.