I nagle – w ułamku sekundy – coś się się zmienia. Właściwie nie potrafię nawet określić co… Dźwięk, jaki wydaje moja ręka uderzająca w drewno zmienia się, staje się bardziej głuchy niż przed chwilą. Powietrze gęstnieje, czuję, że elektryzują mi się włosy. Głos ciotki milknie jak ucięty nożem… Zatrzymuję dłoń z wahaniem i cofam ją. Przybliżam ucho do niebieskich drzwi. Cisza. A właściwie nie cisza, tylko szum. Zupełnie jakby szumiało morze albo wiatr w koronach drzew. Może to z dworu? Spoglądam w stronę okna i widzę gałęzie drzew w ogrodzie. Są prawie zupełnie nieruchome. To nie z dworu…
Odsuwam głowę, przez chwilę spoglądam na drzwi. Wreszcie wyciągam rękę i kładę dłoń na klamce. Naciskam ją wolno, zapomniałem, że przecież zamknąłem drzwi na zamek. Już mam sięgnąć do klucza, kiedy zapadka zwalnia i drzwi lekko się uchylają. Przez szczelinę między nimi a futryną do pokoju zaczyna sączyć się jasna, delikatna poświata, a szum przybiera na sile. Kamienieję na ułamek sekundy, a potem powoli przyciągam do siebie klamkę i otwieram niebieskie drzwi na oścież.
Za nimi nie ma mrocznego korytarza pierwszego piętra pensjonatu „Wysoki Klif”. W ogóle nie ma żadnego pomieszczenia. Za niebieskimi drzwiami jest łąka. A nawet nie tyle łąka, ile ogród. Chociaż takiego ogrodu nie widziałem nigdy w życiu.
Przysuwam się bliżej futryny i staję w progu, baranim wzrokiem gapiąc się w przestrzeń otwierającą się przede mną. Porasta ją delikatna, miękka trawa. Jest zielona, ale to zupełnie inny odcień zieleni niż ten, który ma zwyczajna trawa porastająca trawniki. Ta zieleń jest niemal turkusowa, prawie błękitna i pokryta leciutkim, srebrzystym nalotem. Błękitna łąka rozpościera się za progiem – tam, gdzie powinna być podłoga i wytarty, czerwony chodnik.
(...)
Ciepły wiatr rozwiewa mi włosy. Jest ciepło, ale nie gorąco. Podnoszę wzrok i spoglądam na niebo, na którym świeci wielka kula bladego słońca. Odwracam się i patrzę za siebie. W powietrzu wisi prostokątny otwór, za którym widać mój pokój. Nie ma ani futryny, ani żadnego obramowania. Dziwne. Obchodzę go ostrożnie. Prostokątny otwór nie ma żadnej grubości, kiedy staję z boku
i przymykam jedno oko, po prostu znika. Zaglądam z tyłu – otwór znowu się pojawia, ale nie widać już w nim mojego pokoju, tylko korytarz pensjonatu. Gapię się na niego przez kilka sekund i z wahaniem wyciągam rękę. Moja dłoń wsuwa się w prostokąt gładko, bez żadnego oporu, wyczuwam tylko różnicę temperatur – na korytarzu jest chłodniej niż tutaj. Hm… Jeśli przeszedłbym teraz na korytarz, co zobaczyłbym za sobą? Swój pokój czy ogród? Nie wiem, sprawdzę za chwilę. Odwracam się i patrzę za siebie. Kilka metrów ode mnie są kolejne korkociągowe drzewa – z tej strony rosną bliżej. Stoję na czymś w rodzaju polanki, tyle tylko, że ma ona bardzo regularny kształt, na oko zbliżony do kwadratu. Spoglądam pod stopy. Źdźbła tej dziwnej, delikatnej trawy są bardzo cienkie, niewiele grubsze od włosów. W dodatku rosną niezwykle gęsto – jak futro. Dziwne. Schylam się ostrożnie i udaje mi się ich dotknąć. W dotyku przypominają włosy, uginają się miękko, a kiedy przesuwam po nich palcami, przylegają do mojej skóry – czuję
leciutkie wyładowania i trzaski. Zupełnie jak wtedy, gdy dotykam swoich włosów zaraz po zdjęciu przez głowę wełnianego swetra! Ciekawe, jakie są w dotyku drzewa? Nic się chyba nie stanie, jeśli przejdę te parę metrów i sprawdzę… Koniec kuli zagłębia się w trawie, ale ziemia pod nią jest zwarta i sprężysta.
Okrągłe liście zaczynają szumieć głośniej, kiedy wchodzę pod gałęzie najbliższego drzewa. Jego kora jest gładka i pokryta opalizującymi łuskami, które lekko mienią się w promieniach słońca. Przesuwam po niej palcami. Liście szumią jeszcze głośniej, a przez pień przebiega delikatny dreszcz. Natychmiast cofam rękę, ale nic więcej się nie dzieje. Futrzasta trawa porasta ziemię między drzewami tak samo gęsto jak kwadratową polanę. Nie widać żadnych ścieżek. Nagle nabieram wielkiej ochoty, żeby położyć się na ziemi i wtulić w nią twarz. Przymykam oczy i wciągam głęboko ciepłe, pachnące pudrem powietrze. Ten dziwny ogród – trawa, drzewa, ogromne słońce w górze – to chyba najpiękniejsze miejsce, jakie widziałem w życiu. Gdyby mama mogła je zobaczyć… Gdzieś niedaleko rozlega się nagle ciche brzęczenie. Natychmiast otwieram oczy i spoglądam w tamtym kierunku. Między pniami drzew unosi się tamten dziwaczny, ważkowaty ptak, którego widziałem wczoraj. Chociaż nie jestem pewny, czy to na pewno ten sam. Obserwuje mnie!
Kiedy na niego spoglądam, chowa się za pniem. Nie wydaje się niebezpieczny…
– Hej! – wołam cicho do niego. – Nie bój się.
Ptak nieruchomieje na ułamek sekundy, zawieszony w powietrzu jak koliber, po czym odwraca się w miejscu, wystrzela niczym z katapulty i znika między drzewami.
Uśmiecham się szeroko, a po chwili wybucham śmiechem na głos. Mam swój własny sekretny, srebrny świat, o którym nikt nie wie!
Prostokąt z przejściem na korytarz „Wysokiego Klifu” nieruchomo wisi w powietrzu za mną. Na dziś chyba mi wystarczy. Ale wrócę tu – może jutro? Gdy tylko ciotka wyjdzie z domu. Zabiorę ze sobą coś do picia i jedzenia, zrobię sobie piknik. Przyniosę też coś dla tego dziwnego ptaka – na przykład kawałek bułki. Może uda mi się go oswoić?
Podpierając się kulą, zbliżam się do przejścia i wychodzę na korytarz „Wysokiego Klifu”. Gdy patrzę za siebie, widzę tylko swój pokój. Ogród zniknął. Przechodzę przez próg – od strony pokoju widać już tylko korytarz. Przejście się zamknęło. Wyjmuję z kieszeni klucz i odblokowuję zamek. Zamykam drzwi i otwieram znowu – korytarz. Czyli przejście zostaje zamknięte automatycznie po moim powrocie. Super.
– Łukasz? – z dołu dobiega mnie głos ciotki. – Wróciłam już. Jesteś?
– Jestem – odkrzykuję.
– Kupiłam ci bluzę, kurtkę i plecak do szkoły. Chodź, zobaczysz.
– Dobra!
Plecak do szkoły! Uśmiecham się pod nosem. Nic mi nie może zrobić, nie zmusi mnie, żebym poszedł do szkoły w Kamieniu, nie ma mowy. W każdej chwili mogę się przed nią ukryć. Po raz pierwszy od chwili, gdy przyjechałem do tego wielkiego, starego domu, jest mi całkiem wesoło. Zdejmuję kurtkę taty i wieszam ją na oparciu krzesła, a potem schodzę na parter. W holu zaglądam do korytarza prowadzącego do pokoi dla gości. Ile w tym domu jest drzwi? Mnóstwo. Czy je także można otworzyć do innego świata? Może to dotyczy wszystkich drzwi
w „Wysokim Klifie”? A może w ogóle wszystkich drzwi na świecie – jeśli zapuka się we właściwy sposób, każde z nich można otworzyć w taki sposób, aby było za nimi coś innego niż zazwyczaj? Będę musiał to sprawdzić!